Mój Czwarty Karpacki Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy rozpoczął się gdzieś w połowie października, czyli trzy miesiące przed Finałem… Nie zliczę godzin, które przeznaczyłem na przygotowania. Nie wymienię spotkań, rozmów, telefonów, faksów oraz e.mail’i do wolontariuszy, schronisk, sponsorów, Sztabu w Warszawie i mediów. Nie pomnę już setek wiadomości, które wysłałem do wszystkich, którzy – jak sądziłem – mogli pomóc w przygotowaniu i reklamie „Czwartego…”. Warto było! Zebrałem doskonały zespół pięćdziesięciu osób gotowych wyruszyć ze skarbonkami w zimowe góry. I chyba jako jedyny szef Sztabu miałem problem z deficytem wolontariuszy, bo nie przyjmowałem zgłoszeń „z ulicy” (chociaż miałem ich sporo), nie chciałem ryzykować bezpieczeństwa „moich” ludzi, musiałem mieć najlepszych, o których mogłem być spokojny nawet w bardzo trudnych warunkach na szlaku.

 

Wyjątek zrobiłem dla Darka Potańczyka. Przyszedł do mnie pod koniec listopada, okazało się, że kilka lat temu był krakowskim rekordzistą WOŚP (uzbierał najwięcej pieniędzy), w tym roku jego ówczesny Sztab nie powstał, a w innych nie przyjmowano już zgłoszeń. Chciał pobić swój rekord (3998 zł), więc zmartwił się bardzo, gdy powiedziałem mu, że kwestujemy wyłącznie w górach, gdzie kilkaset złotych w skarbonce to już nie lada wynik. Szkoda jednak byłoby nie wykorzystać jego zapału i doświadczenia. Postanowiłem więc stworzyć dla Darka nieformalny, prywatny Sztab – u mnie w domu. Moja Mama zgodziła się dyżurować w nim przez całą niedzielę, by przyjmować od Darka pełne puszki, przekazywać mu puste, a w końcu przeliczyć zebrane pieniądze.

 

 

         Sztab WOŚP w Warszawie jak zwykle w ostatniej chwili przysłał mi komplet materiałów (identyfikatory, skarbonki, serduszka, plomby, gadgety na aukcję). Gdybym prowadził kwestę w Krakowie to opóźnienie nie miałoby znaczenia. Ja jednak musiałem przekazać wszystko dalej – szefom Sztabów w już jedenastu schroniskach uczestniczących w „Czwartym…”. Chwała im za to, że wszyscy przychodzili do mnie osobiście, oszczędzając tym moich sił i czasu. A z niektórymi spotykałem się kilkakrotnie, bo na przykład w ostatniej chwili dostałem od Wydawnictwa „Pascal” osiemnaście kilogramów książek na aukcje i trzeba było rozdzielić ten ciężar… :)

 

Nadszedł finałowy weekend. W sobotę rano zadzwoniła do mnie pani Maria Łapińska - gospodyni ze schroniska nad Morskim Okiem. Bardzo zmartwiona, bo w Tatrach leje deszcz, wieje halny, turyści odwołują rezerwacje, więc szanse na powodzenie wieczornej licytacji są znikome. A w drodze z Gdańska do Krakowa były już wtedy Magda i Dorota, z plecakami pełnymi gadgetów na aukcję nad „Mokiem”. Tu ukłon w stronę Magdy za zdobycie tak imponującej ilości drobiazgów (niekiedy wcale nie drobnych – jak polary, kurtki, czy srebrna broszka z bursztynem). Po krótkiej naradzie telefonicznej uzgodniliśmy, że część tych przedmiotów odbiorę od dziewczyn w Krakowie – gdy będą się przesiadać – i przekażę na lokalną licytację. Tak też zrobiłem i już w sobotę wieczorem gdańskie „zdobycze” Magdy zasiliły konto WOŚP podczas aukcji prowadzonej w krakowskim „Starym Porcie” (nomen omen). A w schronisku nad Morskim Oku rzeczywiście było tak pusto, że licytacji nie udało się zorganizować. Nie zrażeni tym wolontariusze otworzyli nazajutrz „orkiestrowy” sklepik, wyprzedając większość „towaru”… :)

 

         W pozostałych schroniskach turyści lepiej dopisali, chociaż z pewnością byłoby ich więcej, gdyby pogoda bardziej sprzyjała wycieczkom. Jako pierwszy zakończenie aukcji zameldował Sztab w bacówce nad Wierchomlą, po chwili zgłaszając jednak poprawkę do wyniku, bo sprzedali nawet deskę i tłuczek, służące do licytacji… :) Później o zakończeniu aukcji donoszą kolejne Sztaby: Ornak, Przegibek, Rycerzowa, Turbacz, Wielka Racza. Najdłuższa i najbardziej emocjonująca jest licytacja w schronisku PTTK na Hali Krupowej, tam – jak zawsze podczas Karpackich Finałów WOŚP – rywalizują ze sobą członkowie Klubu „Beskidzkie Wertepy”. Skutecznie, bo dzięki nim do skarbonek trafia ponad 3000 zł. Jeszcze tylko na Hali Miziowej - z powodu braku turystów - aukcja zostaje przełożona na niedzielę, co – jak się okaże – było doskonałym posunięciem. Mam nadzieję, że dokładniej o przebiegu „Czwartego…” w poszczególnych schroniskach napiszą „moi” wolontariusze.

 

 

Idę spać o pierwszej, wstaję o czwartej. Wsiadam w pierwszą „ósemkę” do Borku Fałęckiego, skąd rusza Trzeci Marsz Dla Orkiestry. W tramwaju, pomimo wczesnej pory jest tłoczno, to nocni „imprezowicze” wracają do domów. Wyglądają tak ponuro, że nie mam ochoty kwestować wśród nich, chociaż o godz. 5.20 miałbym szansę być pierwszym wolontariuszem w Krakowie… W Borku rozdaję identyfikatory, skarbonki i serduszka uczestnikom Marszu, przed nimi 50 kilometrów kwestowania. Z Grześkiem i Tomkiem jedziemy do Zakopanego, tam orientuję się, że w Borku rozdałem wszystkie serduszka… Dzwonię do „centrali” w Warszawie, pytam o adresy zakopiańskich Sztabów WOŚP, nie wiedzą… Dzwonię na policję, wiedzą… Jedziemy! Przed Sztabem stoi kilku wolontariuszy, lecz nie mają żadnych materiałów, wciąż czekają na szefa. A pomyśleć, że nam udało się już przyjechać tutaj z Krakowa… Zauważamy jednak dziewczynę z plikiem serduszek, mówi, że jako jedyna dostała je w przeddzień Finału. Bałamucimy ją skutecznie, oddaje nam wszystkie serduszka, kto wie, czy nie ze swoim własnym włącznie… Wszak ma się ten urok osobisty… A poważniej: bardzo dziękuję za bezcenną pomoc tej nieznajomej wolontariuszce ze Sztabu WOŚP w Gimnazjum nr 1 w Zakopanem. Mam nadzieję, że nie miała przez nas kłopotów.

 

Wsiadamy do samochodu i ruszamy w stronę Kuźnic, w momencie gdy RMF informuje, że z powodu halnego kolejka na Kasprowy nie kursuje. A na Grześka i Tomka czekają już bezpłatne bilety… Uzgadniamy, że na wszelki wypadek sprawdzą wiarygodność dziennikarzy i żegnamy się, jadę na Palenicę Białczańską, z „zapowiedzianą inspekcją” u wolontariuszy w Morskim Oku. Dzwonię do Grześka, są już na Kasprowym, halny wiał wczoraj… Grunt to rzetelna informacja… :)

 

Droga do Morskiego Oka, aż do Włosienicy jest rozpaczliwie oblodzona. Sobotni deszcz zamienił ją w kilkukilometrową ślizgawkę. Posuwam się więc (bo trudno to inaczej nazwać) powoli do góry, podziwiając w duchu gdańszczanki, które wczoraj wędrowały tędy po ciemku, objuczone ciężkim bagażem. Wstępuję na Wantę – to leśniczówka, w której miałem bazę, gdy pracowałem jako sezonowy strażnik wolontariusz w TPN. Nie ma gospodarzy, lecz spotykam „leśnego” z Pięciu Stawów, który proponuje mi podwiezienie na Włosienicę. Nie bronię się, wszak w interesie Orkiestry jest abym jak najszybciej przybył do schroniska… :)

 

Tuż przed południem docieram do Morskiego Oka. Pomagam trochę w prowadzeniu sklepiku i kweście, lecz nie możemy tu zbyt długo zabawić, bo Magda wraca nocnym autobusem do Gdańska, to dopiero jest maraton - wyrazy uznania i podziwu! W schronisku zostają Ania i Marek – „moi” wolontariusze z Krakowa, a ja z Magdą i Dorotą schodzę z powrotem. Po drodze dziewczyny, niezależnie od orkiestrowych serduszek, rozdają też bursztyny i muszle, głośno i pogodnie manifestując swoje pochodzenie. Na Zakręcie Ejsmonda spotykamy ekipę TVN, przyjechali tu specjalnie dla nas. Z zapartym tchem słucham jak Magda przed kamerą tłumaczy dlaczego wolontariusze z Gdańska kwestują w Tatrach. To proste, bo przecież według góralskich legend Morskie Oko ma podziemne połączenie z morzem (inna sprawa, że – nie wiedzieć czemu – z Adriatykiem) i gdy sztorm osiąga 10 stopni w skali Beauforte’a, to bałtyckie skarby wyrzucane są na brzeg tego tatrzańskiego jeziora. Na dowód Magda wyciąga z kieszeni garść bursztynów twierdząc, że znalazła je tutaj przed chwilą... Własnym uszom nie wierzę. Owsiak mógłby się uczyć od niej... :)

 

         TVN jedzie do schroniska, gdzie zostali Ania i Marek, a my schodzimy dalej zatrzymując wszystkich zmierzających nad Morskie Oko. Magda prawie dla każdego ma inną rymowankę, może powinna napisać ściągę dla mnie utalentowanych wolontariuszy? Dziewczyny nie przepuszczają nawet fiakrom, ich urok skutecznie działa na górali – skarbonki pęcznieją.

 

         W Zakopanem żegnamy Magdę, a witamy Grześka i Tomka, którzy właśnie zeszli tu z Kasprowego Wierchu. Razem jedziemy do schroniska na Kudłaczach, gdzie kończy się Marsz Dla Orkiestry. Gospodarze witają nas serdecznie, częstując pysznym żurkiem, szarlotką i herbatą. Chwilę po godzinie 20.00 przychodzą uczestnicy Marszu, dwie osoby wycofały się w Myślenicach, osiem dotarło do celu. Widać, że są zmęczeni, za nimi 14 godzin marszu i kwesty, przeszli ponad 50 km. Są świetni! Wiesiek (prowadzący Trzeci Marsz) przygotował im specjalną trasę, dłuższą o kilka mszy i wyciągów narciarskich od tej, którą wytyczyłem przed Pierwszym Marszem.

 

         Zaczynamy liczyć pieniądze, „rozbijając” kolejne skarbonki, napięcie wzmaga się w miarę powiększania kwoty... Równocześnie odbieram „raporty” o stanie kont poszczególnych Sztabów. Niepostrzeżenie mijamy wynik uzyskany w zeszłym roku. Po chwili gospodarz schroniska, który zagląda mi przez ramię woła, że przekroczyliśmy 20.000 zł! A stawka rośnie...

 

         Mija godzina 22.00, czas wracać do Krakowa. Droga jest trudna, miejscami gęsta mgła ogranicza widoczność do kilkunastu metrów. Niby znamy doskonale ten wąski, kręty asfalt prowadzący z Kudłaczy do Pcimia, a jednak posuwamy się z prędkością furmanki. W pewnym momencie Tomek musi nawet zatrzymać, bo mgła ma konsystencję waty.

 

         Wchodzę do domu po północy. Prywatny Sztab zakończył już liczenie pieniędzy – Darek wypełnił trzy puszki, zbierając 3925 zł! I zamiast się cieszyć, jest mu przykro, bo nie pobił swojego rekordu... Jak on to robi? Kwestuje cały dzień na peryferiach Krakowa, zgodnie z precyzyjnie opracowanym harmonogramem mszy świętych.

 

         Siadam przy komputerze, dodaję wszystkie zadeklarowane kwoty, ich suma przekracza 29.000 zł! Umieszczam w sieci wstępny raport, publikuję zdjęcia, dostaję pierwsze e.mail’e z fotoreportażami – nie ja jeden nie śpię tej nocy... Zerkam na zegarek – dochodzi godzina 5.00

 

         W dwóch turach zanoszę zebrane pieniądze do banku, ważą w sumie 30 kg. Nie czekam na pieniądze z trzech „mniejszych” Sztabów, bo nie chcę tak dużej kwoty trzymać w domu, dokładam więc ze swoich. W efekcie staję się później szczęśliwym posiadaczem kilku kilogramów bilonu... Pięciogroszówek starczy mi chyba do następnego Finału... :)

 

Uczestnicy Czwartego Karpackiego Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zebrali blisko 30.000 zł. W mieście byłaby to może skromna kwota, w prawie pustych, zimowych górach i przy niezbyt sprzyjającej pogodzie, jest – moim zdaniem – imponująca. Podobnie jak imponujący jest wysiłek wolontariuszy „Czwartego...” i osób im towarzyszących. Nie byłoby tych pieniędzy na koncie Orkiestry gdyby nie Wy, gdyby nie Magda i Dorota z Gdańska, Ania z Warszawy, ekipa z Nowego Sącza, ludzie ze Śląska i Małopolski, którzy na własny koszt przyjechali w góry, poświęcając weekend na forsowną walkę o każdy grosz. Nie byłoby tych pieniędzy gdyby nie uczestnicy Marszu Dla Orkiestry, z takim trudem kwestujący po drodze, gdyby nie Darek – „nasz” człowiek w Krakowie i gdyby nie moja Mama samodzielnie prowadząca Sztab. W końcu – last but not least – nie byłoby tych pieniędzy gdyby nie „Beskidzkie Wertepy”, sponsorzy licytowanych gadgetów („Bezdroża”, „Compass”, „Lotos”, „Ornak”, „Pajak”, „Pascal”, „Sygnatura” „Wierchy”, Prezydent Gdańska i Wojewoda Pomorski), portal wierch.pl i dobroczyńcy, których nie sposób wymienić oraz gospodarze schronisk – pani Anna Front z Przegibka, Maria Łapińska  z Morskiego Oka, Darek Cegłowski z Rycerzowej, Aleksander Długopolski z Turbacza, Grzegorz Gąsienica – Daniel z Ornaku, Daniel Hudziak z Wielkiej Raczy, Krzysztof Knofliczek z Kudłaczy, Artur Niemczyk z Wierchomli, Eugeniusz Ogrodowicz z Krupowej, Łukasz Porębski z Miziowej, Paweł Szymański z Lubonia i personel tych schronisk.

 

Dziękuję im, dziękuję Wam wszystkim. Dobrze mieć wokół siebie takich ludzi jak Wy.

 

Kuba Terakowski – koordynator Karpackich Finałów WOŚP

 

Wolontariusze Czwartego Karpackiego Finału WOŚP:

Sylwia Bartoszewska, Ewa Błaszczyk, Dorota Chmielnicka, Wiesław Chmielnicki, Maria Dworak, Agnieszka Drzymalska, Krzysztof Drzymalski, Michał Frączek,  Agnieszka Galos, Marcin Gawęda, Małgorzata Gawlik, Anna Głowacka, Jacek Hyży, Anna Jaglińska, Arkadiusz Jaronik, Łukasz Kaleta, Dorota Kalinowska, Krzysztof Knofliczek, Grzegorz Kochmański, Tomasz Kochmański, Małgorzata Kurkowska, Agnieszka Lech, Katarzyna Lisik, Maciej Majchrzak, Andrzej Makowski, Michał Matuszewski, Przemysław Michalak, Jakub Milczarek, Weronika Mładenow, Tomasz Mucha, Danuta Niemczyk, Mariusz Niemczyk, Aleksandra Niemianowska, Tomasz Niemianowski, Bartłomiej Nowacki, Bartłomiej Obuchowski, Agnieszka Ogrodowicz, Krzysztof Paja, Natalia Pajor, Olga Pajor, Wojciech Pajor, Maciej Patrzałek, Stanisław Pawełek, Paulina Pawlik, Sylwia Pepłowska, Dariusz Potańczyk, Anna Pyrz, Jolanta Skrzypczyk, Maria Stempi, Michał Stokowiec, Michał Sumara, Krzysztof Szafraniec, Sławomir Szczepaniec, Paweł Szymański, Kuba Terakowski, Joanna Wach, Sebastian Wach, Marek Waszczewski, Wojciech Wilk, Anna Wojtas, Kazimierz Wojtas, Witold Wolak, Wojciech Woźniak, Przemysław Wróbel, Marcin Wyrwalski, Małgorzata Zaitz oraz Magdalena Zielony.