Rozmowa z Romanem Bargiełem - Prezesem i Sekretarzem Generalnym Zarządu Głównego PTTK


Jak rozpoczęła się Pana przygoda z górami?

PTTK promuje turystyką rodzinną, organizujemy kampanie pod hasłem "Turystyka łączy pokolenia", to nie są puste słowa, jestem tego najlepszym przykładem. W zakładzie pracy moich rodziców działało koło PTTK, odkąd pamiętam jeździłem na wycieczki, a gdy tylko wiek pozwolił zapisałem się. Zacząłem uczestniczyć w rajdach, wciągnęło mnie zdobywanie odznak, w górach były to rzecz jasna kolejne stopnie GOT. Później przyszedł czas na zdobywanie różnych uprawnień, od podstawowych - organizatora turystyki począwszy, po kursy przewodnickie. Zakończenie kursu organizatora turystyki przypadło na początek stanu wojennego, rok 1982, gdy na wyjazd w góry trzeba było zdobyć specjalne pozwolenie. Obowiązywała wówczas godzina milicyjna, w nocy nie wolno było przebywać na ulicach, więc musieliśmy nieźle się śpieszyć, aby uniknąć zatrzymania. Raz, na stacji w Zwardoniu, patrol WOP (Wojsk Ochrony Pogranicza) wręcz zawrócił nas z powrotem, chcieliśmy iść na Wielką Raczę - nie wolno, w tył zwrot, odmaszerować, nie ma dyskusji - usłyszeliśmy. Kuriozalna sytuacja, dzisiaj nie do pomyślenia. W Karkonoszach, na Drodze Przyjaźni - pomiędzy Śnieżką, a Szrenicą, patrole co kilkaset metrów zatrzymywały turystów. Zaglądali do dowodów, rewidowali plecaki, przekazywali kolejnym patrolom nazwiska. W Beskidach podobnie, sieć - jak powiedzielibyśmy dzisiaj - "monitoringu", tworzyli ukryci w krzakach wopiści, czuwający, by nikt nie poszedł na piwo do schroniska pod czeskiej stronie. Muszę przyznać, że wojacy byli dobrze zamaskowani... (śmiech).

Pamięta Pan swoją pierwszą wycieczkę w góry?

Tak, trochę wstyd przyznać: w Tatry, zimą, z rodzicami. Miałem wówczas nie więcej, niż sześć lat.

A dlaczego wstyd przyznać?

Bo to nieco "za wysokie progi", jak na kilkuletnie nogi... Nie polecam rozpoczynania przygody z górami od zimowych wycieczek w Tatry. Oczywiście, rodzice nie zabrali mnie od razu na najtrudniejsze szlaki, jako pierwszą zobaczyłem bodaj Halę Gąsienicową, ale i tak uważam, iż góry należy poznawać nieco bardziej stopniowo i systematycznie, od niższych poczynając. Jak widać relacja uczeń - mistrz doskonale sprawdza się w turystyce. W moim przypadku pierwszymi mistrzami byli rodzice, a w technikum znakomici nauczyciele, opiekunowie szkolnego koła PTTK oraz przewodnicy, którzy potrafili zarazić swoją pasją. Hasło "Turystyka łączy pokolenia" nie jest więc tylko lecz wyświechtanym frazesem. Udowadniają to też moje dzieci, które najpierw ze mną, a teraz już samodzielnie wędrują po górach. Przykład jakim służą rodzice lub opiekunowie nie zawsze jednak jest godny naśladowania; jakiś czas temu byłem świadkiem oblężenia Giewontu przez obute w klapki małżeństwa z dziećmi. Powodowało to kłopoty z wejściem i zejściem, tworzyło zatory, zagrażało bezpieczeństwu; skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie!

Dzieciństwo spędził Pan na Śląsku?

Tak, i stąd ta łatwość bywania w nieodległych górach. Ich dostępność komunikacyjna była wówczas lepsza niż obecnie, dziś oczywiście samochodów prywatnych jest bez porównania więcej, lecz pociągów i autobusów zostało niewiele. A samochód wprawdzie oferuje dużą swobodę, lecz równocześnie ogranicza, gdyż zmusza do zakończenia wycieczki w miejscu jej rozpoczęcia. Z przyjemnością obserwuję więc teraz renesans śląskich kolei. Więcej też organizowano wówczas rajdów i zlotów, dofinansowywanych ze środków zakładów pracy i funduszy socjalnych. To wsparcie jest dzisiaj o wiele mniejsze, chociaż pozytywnych przypadków wciąż nie brakuje. Na przykład Huta Baildon, która de facto już nie istnieje, lecz przetrwała w nazwie Oddziału PTTK, funkcjonującego przy niej nie tylko w czasach jej świetności, lecz nadal bardzo aktywnie zaangażowanego w promocję turystyki.

A jak rozpoczęła się pana przygoda z PTTK?

Podobnie jak z górami. Pierwsze kroki stawiałem równo czterdzieści lat temu, w kole przy zakładzie pracy moich rodziców, później, w "podstawówce" należałem do Szkolnego Klubu Sportowego, który pomagał realizować pasje wymagające aktywności, a w technikum zostałem prezesem koła PTTK. Duże znaczenie miała też dla mnie działalność w ZHP i prezesowanie Kołu PTTK "Czartak" przy Komendzie Hufca ZHP Katowice, organizującym wiele rajdów oraz imprez na orientację. Mało kto już dziś pamięta, że tak popularne i modne obecnie w Polsce InO, zainicjowali nad Wisłą członkowie PTTK i ZHP, między innymi Barbara Pachelska i Jerzy Dymarski. To nasze harcerstwo, wbrew stereotypom, nie było tak czerwone i zindoktrynowane, jak niektórzy uważają. Nasz patriotyzm był głęboki i autentyczny, a zwieńczeniu całorocznej pracy służyły letnie obozy, których uczestnicy uczyli się samodzielności, zaradności, pełnienia służby Bogu, Polsce i bliźnim. Do dzisiaj oglądając czarno - białe zdjęcia z letnich obozów, mam wrażenie, że polskie flagi są na nich kolorowe, biało - czerwone. Angażowałem się w działalność ZHP i PTTK coraz głębiej. Wciągnęła mnie działalność formalno - organizacyjna, zacząłem uczestniczyć w zjazdach, zostałem wybrany do Zarządu Oddziału Miejskiego PTTK w Katowicach, potem, przez dwanaście lat byłem jego prezesem. A od roku 2013, decyzją Walnego Zjazdu PTTK, sprawuję funkcję Prezesa i Sekretarza Generalnego Zarządu Głównego PTTK.

Jakie są zatem obowiązki Prezesa i Sekretarza Generalnego Zarządu Głównego PTTK?

To bardzo wiele spraw natury organizacyjnej i programowej dotyczących działalności Towarzystwa, od Zarządu Głównego poczynając, poprzez Oddziały, Koła i na Klubach kończąc. Poza tym - między innymi - koordynacja pozyskiwania zewnętrznych środków finansowych, kontakty z urzędami i resortami oraz udział w tych posiedzeniach komisji sejmowych, które dotyczą zagadnień związanych z szeroko pojętą turystyką. Nie brakuje mi również obowiązków o charakterze oficjalnym i reprezentacyjnym. Staram się przy tym nie zaniedbywać działań podejmowanych wcześniej, nadal jestem członkiem mojego macierzystego koła PTTK przy Komendzie Hufca ZHP Katowice, w marcu osobiście brałem udział w przygotowaniu zawodów i wytyczeniu przebiegu części tras Marszów na Orientację Wiosna z Kompasem. To była trzydziesta szósta edycja tej imprezy, więc znów wraca temat aktywności rodzinnej, bo uczestniczyło w niej kolejne już pokolenie turystów. Z całym więc przekonaniem, mając takie tradycje, PTTK dołączyło także do programu Karta Dużej Rodziny; obecnie uczestniczą w nim 52 nasze obiekty. W tej materii, zaangażowanie PTTK widoczne jest również w naszych autorskich inicjatywach, takich jak "Turystyczna Rodzinka", "Razem na Szlaku", czy systemie odznak turystycznych od "Siedmiomilowych Butów" dla dzieci, po odznakę "Turysty Seniora". Nowe stopnie Górskiej Odznaki Turystycznej również uwzględniają najmłodszych. I tak to się właśnie zaczyna, że czym skorupka za młodu... Moja córka jest świetnym tego przykładem. Od lat wędrujemy razem, zdobywa już kolejną odznakę "za wytrwałość"; w jej wieku nie byłem aż tak zaawansowany. Młodszy syn na razie ma tylko "małą srebrną", ale w zapale wędrowania nie ustaje.

Którą z odznak było Panu najtrudniej zdobyć?

Z pewnością "blachę" i uprawnienia przewodnika beskidzkiego oraz terenowego. Inaczej wówczas ten kurs wyglądał, myślę, że był trudniejszy, niż obecnie. Wymagał roku intensywnych zajęć i wycieczek oraz zdania kilkunastu egzaminów na zakończenie. Nie wszyscy je zdawali, tym cenniejsze więc było zdobycie tych uprawnień i tym większa satysfakcja. Z przykrością zauważam coraz mniejsze zainteresowanie kursami przewodnickimi. O ile zgłoszeń jest wciąż jeszcze sporo, o tyle absolwentów ubywa z roku na rok. Może uczestnikom brakuje czasu, może wytrwałości i konsekwencji, może zaskakuje ich ilość materiału, który należy opanować? Poza tym dawniej posiadanie uprawnień przewodnickich oferowało znacznie większe możliwości zarobkowe, niż obecnie. Dziś większość kursantów to pasjonaci.

Znajduje Pan jeszcze czas na wycieczki w góry?

Z trudem. Na więcej niż jeden rocznie, kilkudniowy pobyt w górach nie mogę sobie pozwolić. Nie mam zbyt wielu wolnych weekendów, wiele imprez, do udziału w których - z racji pełnionych obowiązków - jestem zapraszany, odbywa się właśnie w weekendy. I uczestniczę z przyjemnością, ale na góry mogę wtedy tylko z daleka popatrzeć.

Ma Pan tam swoje ulubione miejsca, szlaki?

Z sentymentem wspominam pierwszą kilkudniową wycieczkę w Karkonosze, był rok 1982, właśnie zawieszono stan wojenny, poza naszą grupą nikt tamtędy nie wędrował; góry aż po horyzont należały wyłącznie do nas... I do śledzących nas "wopistów"... (śmiech). Dla mnie Karkonosze stanowią doskonałą alternatywę dla Tatr, nie są oczywiście równie wysokie, ale krajobrazów alpejskich i urokliwych miejsc tam nie brakuje.

A gdzie Pan ostatnio był w górach?

Na Pilsku, z rodziną, w październiku.

Dawno temu...

Też nad tym boleję. Ale lasy w okolicach Katowic odwiedzam regularnie, przy okazji przygotowań do marszów na orientację, a to też przyjemna forma aktywności i turystyki. Na Górnym Śląsku, wbrew stereotypom, jest zaskakująco dużo terenów zielonych; w samych tylko Katowicach są dwa piękne rezerwaty przyrody. PTTK zachęca nie tylko do wycieczek górskich, sam z przyjemnością przemierzyłem Szlak Kopernikowski od Fromborka do Elbląga, czy wiele ścieżek na Mazurach Garbatych.

Rozpoczynamy właśnie kolejną edycję rankingu schronisk. Jaka jest Pana opinia o nim?

Jest potrzebny, jest interesujący, służy gospodarzom, turystom i nam. Czy oceny są obiektywne? Mam nadzieję, że tak. Też prowadzimy podobne ankiety, Spółka Karpaty pyta o stopień zadowolenia ze świadczonych usług. Zazwyczaj opinie nasze i współpracowników "n.p.m." są zbieżne, ale bywają też zaskakująco różne. Te interesują nas najbardziej. Oczywiście szczególną uwagę zwracamy na oceny negatywne; zastanawiamy się, czym są spowodowane. Moim zdaniem przyczyną większość zastrzeżeń jest brak doświadczenia gospodarzy w tych obiektach, gdzie rotacja dzierżawców jest największa. Zdarza się, że prowadzenia ich podejmują się osoby, dla których własne schronisko jest zwieńczeniem górskich i turystycznych pasji. A rzeczywistość bywa niekiedy zupełnie odmienna od marzeń i wyobrażeń... Uważam, że nasze obiekty w niczym nie ustępują alpejskim, ale nie zawsze potrafimy to docenić. Skłonność do narzekania to nistety nasza narodowa cecha. W wielu alpejskich schronach w ogóle nie ma wody, a u nas turyści pomstują, gdy zabraknie ciepłego prysznica.

Czy PTTK ma swoich anonimowych inspektorów, którzy - podobnie jak współpracownicy "n.p.m." - odwiedzają i oceniają schroniska?

Nie, formuły mystery shopping nie wykorzystujemy, informacje zbieramy najczęściej poprzez ankiety.

W którym schronisku nocował Pan ostatnio?

Na Hali Miziowej. Nowy budynek wciąż wzbudza różne emocje: zbyt duży, betonowy, brzydki, a przecież wewnątrz jest przytulnie i sympatycznie. Atmosfery schroniska nie tworzą mury, lecz ludzie.

Udaje się Panu zachować w schroniskach anonimowość?

Zdecydowanie tak. Na Hali Miziowej zostałem przyjęty dokładnie tak samo, jak każdy inny turysta. Znajomość składu Zarządu Głównego PTTK nie należy do obowiązków gospodarzy schronisk i personelu... (śmiech).

Ma Pan swoje ulubione schronisko?

Nie, wszystkie schroniska są nasze i wszystkie mają swoje plusy.

Dyplomatyczna odpowiedzieć...

Chyba Pana nie zaskoczyłem... (śmiech)

I do żadnego nie ma Pan szczególnego sentymentu?

Prywatnie? Mam: do Równicy, bo to pierwsze schronisko, do którego, z rodzicami, jako kilkulatek, samodzielnie zawędrowałem.

Równica? A to mnie Pan zaskoczył...

Nie było tam wtedy tylu samochodów i innych zabudowań w pobliżu. Przykro patrzeć jak wznosząc kolejne obiekty zrujnowano krajobraz Równicy, ten chaos jest makabryczny. Wprawdzie sam szczyt oparł się zmianom, lecz większość turystów tam nie dociera, kończąc wycieczkę na "patelni" przed schroniskiem. Cóż, tempora mutantur... Czasy zmieniają się i góry zmieniają się z nimi. Nie zawsze na korzyść...


Roman Bargieł. Urodził się w Katowicach, mieszka w Warszawie. Z wykształcenia polonista i geodeta, absolwent Uniwersytetu Śląskiego. Przez wiele lat pracował jako księgarz i wydawca. Był prezesem Górnośląskiego Oddziału PTTK, członkiem Komisji Rewizyjnej PTTK, przewodniczącym Rady ds. Młodzieży Szkolnej Zarządu Głównego PTTK, a od roku 2005 wiceprezesem ZG PTTK. Od trzech lat pełni funkcję Prezesa i Sekretarza Generalnego Zarządu Głównego PTTK.


Jakub Terakowski



Wywiad opublikowany w miesięczniku n. p. m. nr 8/2016. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie wymaga zgody autora oraz Redakcji.