Leopold Bekier - dyrektor Bieszczadzkiego Parku Narodowego


Ostatnio wiele emocji wywołało przejęcie Chatki Puchatka przez Bieszczadzki Park Narodowy.

Chatka Puchatka nie została przez nas przejęta, lecz odzyskana. Spór o Chatkę pomiędzy Parkiem, a PTTK trwał ponad osiemnaście lat. Dopiero w tym roku sąd uznał, że schronisko należy do Parku. Chciałbym przy tym od razu wyjaśnić, że drugą stroną sporu nie było PTTK jako stowarzyszenie, lecz Bieszczadzkie Schroniska i Hotele PTTK sp. z o.o., zarządzająca Chatką i prowadzącą tam działalność komercyjną. Przez długi czas bezskutecznie próbowaliśmy porozumieć się ze spółką, lecz nasze wizje funkcjonowania schroniska były rozbieżne. W ocenie Parku na Połoninie Wetlińskiej nie ma miejsca na duże schronisko typu pensjonatowego.

Ale Chatkę Puchatka trudno uznać za duży obiekt o charakterze pensjonatu.

Owszem, lecz plany PTTK zakładały znaczącą rozbudowę, wymagającą doprowadzenia na Połoninę prądu i wody.

A Park nie zamierza doprowadzić tam prądu oraz wody i prowadzić działalności gospodarczej?

Nie, tych mediów jak nie było w Chatce, tak nie będzie. Szczegółowych planów jeszcze przedstawić nie mogę, gdyż projekty są dopiero przygotowywane, pracę nad nimi rozpoczęliśmy dopiero po ogłoszeniu wyroku sądu.

Trochę późno...

Bynajmniej, zadaniem Parku nie jest pisanie palcem na wodzie. W każdym razie z całą pewnością mogę już powiedzieć, że zgodnie z naszą koncepcją Chatka Puchatka ma mieć charakter niewielkiego schroniska typu alpejskiego. Chcemy pozostawić w nim dyżurkę GOPR oraz pomieszczenie dla IMGW. Zamierzamy prowadzić tam też działalność edukacyjną. W oparciu o ten obiekt oraz o stacje w Wołosatem i Suchych Rzekach, wspólnie z Magurskim Parkiem Narodowym, chcemy stworzyć społeczną strukturę, na wzór wolontariatu rangersów w parkach narodowych Europy Zachodniej i USA.

A co z turystami? Czy znajdzie się dla nich miejsce w Chatce Puchatka?

Tak, pomieszczenia dla nich też tam nie zabraknie.

Podobnie jak dotychczas, na noclegi i gastronomię?

Nie, na wyżywienie w Chatce raczej bym nie liczył. Prowadzenie gastronomii wiąże się ze zużyciem znacznych ilości wody.

Dlaczego Park tak broni się przed doprowadzeniem tam wody?

Najbliższe źródło znajduje się w odległości kilkuset metrów i jest niezbyt zasobne, wody jest w nim stanowczo zbyt mało, by sprostać potrzebom. To po pierwsze. Po drugie, w rejonie źródła znajdują się najbogatsze w Polsce stanowiska rzadkich zbiorowisk roślinnych, z pełnikiem alpejskim i chabrem Kotsychego na czele. Nadmierny pobór wody spowodowałby zniszczenie tych siedlisk. Niewykluczone zatem, że w Chatce Puchatka turysta będzie mógł umyć zęby i ręce, ale prysznica z pewnością nie weźmie.

Już słyszę te głosy oburzenia...

Pełnych węzłów sanitarnych nie ma w dziesiątkach schronisk typu alpejskiego i jakoś nikomu to tam nie przeszkadza. Takie miejsca służą przecież turystom zatrzymującym się na jeden nocleg, a nie cały turnus.

Z toalet jednak trudno nie korzystać, a te wołają z Połoniny o pomstę do nieba.

To kolejna modernizacja, którą planujemy przeprowadzić w Chatce. Zastanawiamy się nad toaletami suchymi; zainstalowaliśmy je już pod Rozsypańcem i w drodze na Połoninę Wetlińską, funkcjonują bez zarzutu drugi rok.

Turyści skarżą się, że Chatka przestała udzielać zniżek PTTK.

Bo nie należy już do PTTK. Myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby wrócić do obowiązującego poprzednio systemu rabatów, jest jednak za wcześnie aby rozmawiać o takich szczegółach.

A co będzie z obecnym gospodarzem obiektu? Przecież prowadzi Chatkę od kilkudziesięciu lat...

Zależy nam na nim, ma bezcenne doświadczenie. Obecnie pan Ludwik w imieniu Parku udziela noclegów, a w ramach własnej działalności gospodarczej serwuje posiłki. Podpisaliśmy z nim umowę tymczasową i prolongujemy ją, jeżeli tylko zechce dalej z nami współpracować na nowych zasadach. Po remoncie nie planujemy na Chatce zarabiać, ale też nie zamierzamy do niej dokładać.

Czy na czas modernizacji schronisko zostanie zamknięte?

Przypuszczam, że jest to nieuniknione. Postaramy się jednak skrócić ten okres do minimum. Z całą pewnością też schronisko będzie czynne dopóki nie rozpoczniemy remontu.

Kiedy zatem będzie można zobaczyć Chatkę w nowej odsłonie?

Mam nadzieję, że nie później niż na wiosnę 2017 roku. W Waszych rankingach schronisk Chatka Puchatka zawsze zajmowała ostatnie miejsca; w kolejnej edycji na podium nie liczę, ale na wyższą lokatę jak najbardziej... (śmiech).

Na terenie BPN znajduje się też Bacówka Pod Małą Rawką, czy ją również Park zamierza odzyskać?

Nie, ponieważ cała działka, na której stoi ten obiekt należy do PTTK. Nie rościmy więc sobie do niego żadnych pretensji.

Kolejną kwestią wzbudzającą mnóstwo emocji są schody na Tarnicę. "Powinni zainstalować ruchome", "oszpecili Bieszczady", "nigdy tam nie pójdę", "koszmar architektoniczny" - to najłagodniejsze z komentarzy pojawiających się w Internecie.

Po pierwsze, ta konstrukcja też mi się nie do końca podoba. Po drugie, to nie są schody, lecz progi przeciwerozyjne. Po trzecie, ich montaż był konieczny, aby turyści nadal mogli wchodzić na Tarnicę. W czym rzecz? Otóż Bieszczady nadal kojarzą się z dzikimi, pustymi górami, lecz ten obraz już od dawna nie jest prawdziwy. Turystów wciąż tu przybywa, w roku 2015 odnotujemy blisko czterysta tysięcy wejść na teren Parku. Do tego ruch rozkłada się nierównomiernie, niebieski szlak z Wołosatego na Tarnicę jest najbardziej oblegany. Szerokość ścieżek dochodziła tam do piętnastu metrów, o ile w ogóle ścieżką nazwać można rząd równoległych kolein, których głębokość sięga kolan. Gdy dotychczasowa przestawała być wygodna, turyści wydeptywali następną. W ten sposób trakt mógł poszerzać się w nieskończoność. Aby ratować stoki Tarnicy przed erozją mieliśmy więc do wyboru: zupełnie zamknąć szlak, drastycznie ograniczyć ruch lub położyć progi. Wybraliśmy progi. Pozostałe dwa rozwiązania z pewnością spowodowałyby znacznie gwałtowniejszy sprzeciw. Progi są naturalne, drewniane, przestrzeń pomiędzy nimi wypełnia ziemia zmieszana z kamieniami, zamiast barierek rozciągnięte zostały taśmy parciane, nie ma żadnych elementów obcych jak beton, czy tworzywa sztuczne. Jestem przekonany, że jeden sezon wystarczy, aby krajobraz się zabliźnił, a turyści przyzwyczaili. Już widać efekty, mało kto próbuje iść obok ścieżki. Na progach jest wygodniej i bezpieczniej.

Bezpieczniej? GOPR twierdzi, że w razie wypadku trudno będzie pokonać progi quadem.

Tylko w jednym miejscu, tuż powyżej górnej granicy lasu. Właśnie kładziemy tam dodatkowy, kamienny podjazd, powinien być gotowy do końca tygodnia. Do pozostałych odcinków GOPR nie zgłaszał uwag.

Do wygody progów też można mieć zastrzeżenia.

To kwestia bardzo indywidualna. Opinie są podzielone, osoby starsze uważają obecny szlak za łatwiejszy. Przed położeniem progów część seniorów w ogóle nie byłaby w stanie zdobyć Tarnicy. Chyba warto zrezygnować dla nich z pełnego komfortu wędrówki.

Zdaniem niektórych mediów wystarczyłoby wytyczyć nowy szlak obok, a staremu pozwolić zarosnąć.

To nie takie proste. Przy takim natężeniu ruchu, przesuwanie szlaku należałoby powtarzać co trzy - cztery lata, a to stanowczo zbyt mało aby ekosystem mógł się zregenerować. W Bieszczadach widać jeszcze ślady dróg bojkowskich, nieużywanych od czasów wojny. Owszem łąka w Wołosatem zarośnie szybko, lecz połoniny, na których gleby są bardzo płytkie, a klimat jest surowy, potrzebują na to stulecia. Wcześniej, zamiast progów, próbowaliśmy instalować wzdłuż szlaków siatki, osłaniające darń. Efekt był taki, że turyści po nich chodzili. I też nie obyło się bez kontrowersji.

Zdaniem tych samych mediów największe zniszczenia powodują tysiące uczestników Drogi Krzyżowej na Tarnicę...

Chętnie przesunęlibyśmy jej trasę na Rozsypaniec, gdzie prowadzi trakt utwardzony, lecz nie mamy z kim o tym porozmawiać. Rzecz w tym, że nikt nie przyznaje się do organizacji tej Drogi Krzyżowej. Kościół nie, gdyż rzeczywiście ogranicza się tylko do oddelegowania kilku księży. Przewodnicy nie, gdyż nie prowadzą tam wówczas żadnych grup. Przypuszczam, że jest to głównie inicjatywa przewoźników, właścicieli autokarów, którzy świetnie na pątnikach zarabiają. W Parku pojawił się nawet pomysł ustawienia "na zachętę" symbolicznych stacji drogi krzyżowej przy szlaku na Rozsypaniec, lecz nie uzyskał akceptacji Rady Naukowej. A wracając do zniszczeń: ich skala zależy od pogody. I tak, gdy leży śnieg to pielgrzymi nie wyrządzają praktycznie żadnych szkód, gdy śniegu nie ma i jest sucho, to szkody są umiarkowane, natomiast katastrofalne w skutkach jest przejście tłumu ludzi, po mokrym, topniejącym śniegu. Wówczas erozja sięga zenitu.

Dlaczego bilet wstępu do BPN na niebieskim szlaku z Wołosatego na Tarnicę kosztuje siedem złotych, a na wszystkich pozostałych sześć?

Próbowaliśmy w ten sposób ograniczyć ruch na tym najbardziej zatłoczonym szlaku, ale to chybiony pomysł; myślę, że z niego zrezygnujemy. Różnica w cenie biletów musiałaby być znacznie większa, aby odnieść zamierzony skutek i zachęcić turystów do wyboru innej drogi prowadzącej na Tarnicę.

Czy Park zamierza montować progi także na innych szlakach?

Progi położyliśmy już też pomiędzy Przełęczą Goprowców, a Krzemieniem. Natomiast kolejne planujemy zainstalować jeszcze tylko w kilku miejscach, najbardziej narażonych na erozję, na przykład w rejonie Halicza. Mam jednak nadzieję, że tam uda się układać je na krótkich odcinkach, oddzielonych odstępami, co będzie wyglądało lepiej.

Całkiem niedawno pojawiły się w mediach alarmujące informacje: uchodźcy dysponują mapami, na których szlaki migracji prowadzą przez Bieszczady! Bandy uchodźców grasują na szlakach! Turyści boją się odludnych ścieżek! Ile w tym prawdy?

Słyszałem te pogłoski, widziałem (w Internecie) te mapy. Natomiast ani na własne oczy nie widziałem tu żadnego uchodźcy, ani nie spotkał ich żaden z moich pracowników. Moim zdaniem to plotki, sensacje, za którymi gonią media. Prezentowane w nich mapy są niedokładne, a Bieszczady sięgają pod Rzeszów.

Czy Park, na wszelki wypadek, przygotowuje się jakoś do konfrontacji z problemem uchodźców?

Planujemy uczestniczyć w szkoleniu wojskowym organizowanym dla personelu przygranicznych parków narodowych. Nasze służby nie są jednak ani powołane, ani uprawnione do kontroli nielegalnych przekroczeń granicy. Nie ulegajmy psychozie strachu, w Bieszczadach jest bezpiecznie. Zapewniam, że ten problem nie spędza mi snu z powiek.

A co spędza?

Nie zaskoczę Pana: problemy finansowe. Z budżetu otrzymujemy tylko niewielką część niezbędnych środków, resztę musimy pozyskać sami. Co nie jest łatwe. Trudna jest też nasza sytuacja kadrowa: w przeliczeniu na tysiąc hektarów powierzchni, mamy prawie najmniej pracowników spośród wszystkich parków narodowych w Polsce. Rozmawiałem o tym z jednym z poprzednich wiceministrów; powiedział, że to nie u nas zatrudnienie jest za niskie, lecz w pozostałych parkach zbyt wysokie...

A co - dla równowagi - najbardziej cieszy Pana Dyrektora?

Objęcie ochroną ścisłą ponad siedemdziesięciu procent powierzchni; takim wynikiem pochwalić się może tylko Białowieski Park i nasz. To bardzo ważny współczynnik. W Tatrach na przykład, żaden punkt nie znajduje się dalej od najbliższego szlaku, niż kilometr, więc dzikie zwierzęta niemal bez przerwy słyszą lub czują ludzi. Czy w tej sytuacji można jeszcze nazwać je dzikimi? Natomiast w Bieszczadach mamy ostoje z prawdziwego zdarzenia. I chcemy ten stan utrzymać. Proszę spojrzeć na mapę: Dolina Moczarnego, rozległy kompleks zupełne odcięty od świata. Dolina Halicza, kompletne odludzie, ileż już słyszałem postulatów by poprowadzić tamtędy szlak z Rozsypańca na Opołonek. Mowy nie ma! To zbyt cenne miejsce, trzeba o nie dbać.

Czy ma Pan Dyrektor swoje ulubione miejsca w Bieszczadach?

Tak, właśnie w Dolinie Moczarnego, natomiast spośród szlaków ogólnodostępnych - Bukowe Berdo.

A poza Bieszczadami?

Roztocze i Polesie. Roztocze ze względów rodzinnych, a Polesie dlatego, że znajduję tam to, co zauroczyło mnie w Bieszczadach, gdy przyjechałem tu po raz pierwszy: spokój i ciszę.

W Bieszczadach ich brakuje?

Bardzo. Niekiedy ciszę można jeszcze usłyszeć gdzieś na Otrycie, lub w Górach Słonnych, lecz w sercu Bieszczadów już nie. Zespołu "Cisza Jak Ta" nie licząc... (śmiech).


Jakub Terakowski



Wywiad opublikowany w miesięczniku n. p. m. nr 12/2015. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie wymaga zgody autora oraz Redakcji.