Zbigniew Florecki - autor rekordowego zdobycia Korony Gór Polskich

Za co dostałeś wyróżnienie na tegorocznych Kolosach?

Za wyczyn roku.

A mianowicie?

Za rekordowo szybkie zdobycie letniej i zimowej Korony Gór Polskich, czyli dwudziestu ośmiu najwyższych szczytów wszystkich naszych pasm górskich. Pasma te zostały wyznaczone na podstawie podziału regionalnego Polski prof. Kondrackiego, a ich wierzchołki wskazali dr Wojciech Lewandowski oraz dr Marek Więckowski. Koronę można skompletować na dwa sposoby: rekreacyjny, czyli bez rywalizacji oraz sportowy.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z KGP?

W roku 2001 wylądowałem z migotaniem przedsionków w szpitalu. Wychodząc zapytałem lekarza jak mam dalej żyć? Odpowiedział, że normalnie, aktywnie. Zauważyłem wtedy, iż lepiej czuję się zmęczony w górach, niż wypoczęty nad morzem. Latem 2002 wybrałem się więc z córką na pierwszą poważną wyprawę w Tatry. Przeszliśmy całe: od Chochołowskiej, po Rysy. Ciężkie plecaki, obolałe nogi, twarde prycze w schroniskach, jednym słowem: bajka... Córka poszła ze mną jeszcze na kurs skałkowy, lecz potem szybko zrezygnowała ze wspólnych wycieczek, a jej miejsce zajęła żona. Pojechaliśmy w Bieszczady, Dolomity, Alpy. Wprawdzie pierwsza próba zdobycia Mont Blanc zakończyła się fiaskiem, ale wróciłem stamtąd z poczuciem niedosytu i w znakomitej formie. Stwierdziłem, że szkoda byłoby zmarnować tak świetną kondycję, więc zacząłem zastanawiać się nad jej wykorzystaniem. W Internecie znalazłem informacje o ekipie, która zdobyła Koronę Gór Polskich w osiem dni...

I stwierdziłeś, że można szybciej...

Dużo szybciej! Wyliczyłem, że wystarczy sześć dób, o ile zadbam o perfekcyjne przygotowanie wyprawy. Doszedłem do wniosku, że poza doskonałą formą, niezbędna jest dobra pogoda, długi dzień, niezawodny samochód, dokładne logistyczne opracowanie trasy oraz topograficzna analiza szczytów.

Co to znaczy?

Konieczny jest wybór optymalnych szlaków, bo nie zawsze najkrótszy jest najlepszy. Nic nie zastąpi osobistego rekonesansu w terenie. Ja na niektórych szczytach tworzących Koronę byłem już wcześniej, ale o paru nawet nie słyszałem, a na kilka innych nie widziałbym sensu wspinania się, gdyby nie KGP.

Na przykład?

Lackowa: nieatrakcyjny i całkowicie zarośnięty drzewami pagórek, przez myśl by mi nigdy nie przeszło aby tam iść. Ale w ten sposób, przygotowując się do poprawienia wyniku, niepostrzeżenie skompletowałem pierwszą Koronę - zdobyłem wymagane dwadzieścia osiem szczytów, jeszcze bez pośpiechu... Wiosną 2008 wszystko miałem więc zapięte na ostatni guzik: dla każdego wierzchołka osobna teczka z mapą i trasą dojazdu pod następne wzniesienie. Czułem się na siłach by ustanowić rekord.

Wyruszyłeś...

W piątek, 20.06.2008, wieczorem.

Początek weekendu to chyba dość niefortunny termin.

Wręcz przeciwnie, wszystko precyzyjnie przemyślałem. Zacząłem od Łysicy, pod którą mogłem jechać nawet w korku, bo wyprawa zaczynała się dopiero u jej podnóża. Natomiast na drugi szczyt wybrałem bardzo odległą Tarnicę w Bieszczadach, gdzie popędziłem pustymi już drogami w sobotę nad ranem. Logistyka i właściwie zaplanowana trasa to połowa sukcesu. Ważne są nawet sklepy i restauracje po drodze. Ja wprawdzie prowiant miałem własny, ale taki na przykład Mc Donald's, którego na co dzień nie lubię, jest bezcenny, gdyż można tam szybko zjeść i umyć się. Konieczna jest też pełna i nieustanna koncentracja, zarówno za kierownicą, jak i na szlaku. Schodząc z Czupla pomyliłem się, zapadał zmierzch, chciałem dotrzeć do auta przed zmrokiem, skręciłem w niewłaściwy szlak. Ten błąd kosztował mnie dziesięć kilometrów dodatkowego marszu po asfalcie i dwie godziny opóźnienia względem harmonogramu. Tylko śpiąc krócej mogłem je nadrobić. Ale udało się, po niecałych stu trzydziestu czterech godzinach stanąłem na szczycie ostatniego z wierzchołków, ustanawiając w ten sposób letni rekord szybkości zdobycia KGP.

Jak mierzy się ten czas?

Od chwili rozpoczęcia podejścia na pierwszy szczyt, do momentu zejścia z ostatniego. Przy czym kolejność zdobywania wzniesień jest dowolna.

A które punkty wyznaczają początek podejścia i koniec zejścia?

Najbliższe szczytom miejsca, w które można legalnie podjechać samochodem i wejść na wierzchołek szlakiem.

Koniecznie szlakiem? Przecież poza parkami narodowymi wolno chodzić także po ścieżkach, które mogą być krótsze.

Rekreacyjne kompletowanie Korony nie wymaga przestrzegania żadnych pozaprawnych reguł, natomiast zasady ustanawiania rekordu są jasne i ściśle określone. A jednym z warunków jest właśnie poruszanie się po szlakach.

Czy szlaki prowadzą na wszystkie wierzchołki tworzące KGP?

Tak, chociaż w Górach Bialskich prymat Rudawca bywa kwestionowany, gdyż w rzeczywistości Postawna jest od niego wyższa. W chwili powstawania KGP nie prowadził tam jednak żaden szlak, więc do wykazu gór obowiązkowych trafił Rudawiec, co uważam za rozstrzygające.

Wejścia na szczyt należy dokumentować?

Tak, trzema zdjęciami z datownikiem, wykonanymi na starcie danego podejścia, na wierzchołku i mecie.

A we mgle lub w nocy?

Zawsze znajdzie się jakaś tabliczka lub inny punkt umożliwiający identyfikację miejsca. Kogo tu z resztą można oszukać? Tylko samego siebie, bo każdy kto zdobył KGP łatwo zdemaskuje kłamcę.

Czy przejazdy pomiędzy poszczególnymi punktami podszczytowymi są wliczane do łącznego czasu kompletowania Korony?

W rywalizacji sportowej - tak.

Czyli tym szybciej zdobędziesz Koronę Gór Polskich, im jesteś lepszym kierowcą i im mocniejszy silnik ma Twoje auto?

Tak.

I im sprawniej ominiesz korki oraz czy pechowo nie trafisz na roboty drogowe?

Tak.

Co to ma wspólnego z górami?

A jakie znaczenie ma to, że ktoś wchodzi na dany szczyt w słońcu, a ktoś inny w śniegu po pas, lub błocie po uszy?

Problem z porównaniem warunków to zupełnie odrębna kwestia. Nota bene też ciekawa, bo rekordy na stadionie ustanawia się na identycznych torach, a w górach o nie trudno...

Nie dajmy się zwariować, nie można przecież ustalić, że KGP należy zdobywać małym fiatem, czy dużym.

Ale dużym byłoby szybciej...

O mercedesie nie wspominając...

Czy zatem zdobywając Koronę na czas nie lepiej byłoby pominąć czasy przejazdu, a wliczać tylko przejścia od auta na szczyt i z powrotem?

Używanie samochodu jest zgodne z obecnie obowiązującymi zasadami kompletowania KGP na czas.

A czy obecnie obowiązujące zasady pozwalają na poruszanie się motocyklem lub śmigłowcem? Śmigłowcem byłoby chyba najszybciej...

Prędkość to nie wszystko. Pędząc bez opamiętania wpadasz na policyjny radar i pół godziny masz z głowy. Zakładamy, że wszyscy jeżdżą zgodnie z przepisami.

Rozumiem. W żadnym momencie nie wolno więc przekroczyć dopuszczalnej prędkości, aby rekordowy czas został uznany?

Bez przesady, to nie jest warunek konieczny.

Zaczynam się gubić. Czyli Korona zdobyta wbrew przepisom też jest honorowana? Czy jadąc spod Łysicy w Bieszczady przestrzegałeś wszystkich ograniczeń?

Nie przestrzegałem.

A to nie dyskwalifikuje? Czy można zaakceptować rekord ustanowiony z naruszeniem prawa?

Nikt nikomu nie każe łamać prawa.

Lecz bez złamania nie wygrasz.

Mylisz się, wygram.

Jadąc zawsze sześćdziesiąt kilometrów na godzinę?

Moja średnia prędkość przejazdów wynosiła pięćdziesiąt. Kompletując KGP na czas przyjąłem wcześniej ustalone reguły, które pozwalają na używanie samochodu.

Nie bacząc na znaki drogowe...

Rozsądny człowiek jeździ zawsze z szybkością bezpieczną.

Gdyby zatem Hołowczyc postanowił zdobyć Koronę Gór Polskich, to byłbyś bez szans.

Tylko na asfalcie.

Ile kilometrów przejechałeś podczas ataku na Koronę?

Tysiąc osiemset.

A ile przeszedłeś?

Dwieście trzydzieści. Na szlaku spędziłem prawie sześćdziesiąt z blisko stu trzydziestu czterech godzin trwania wyprawy. Codziennie pokonywałem 2000 metrów w górę i tyle samo w dół, a suma podejść w tych pięć dni przekroczyła jedenaście i pół tysiąca metrów.

Czy zdobywając Koronę na czas można poprosić o pomoc kolegę, który usiądzie za kółkiem aby utrudzony turysta mógł zdrzemnąć się w drodze?

Podczas samotnej wyprawy, takiej jak moja, to wykluczone.

A jeżeli Koronę zaatakuje zespół to nikt nie może zmrużyć oka w samochodzie, pod groźbą dyskwalifikacji?

Bez przesady. Na szczyt musi wejść cała ekipa, łącznie z kierowcą, więc w interesie wszystkich jest zadbać, aby nie był bardziej zmęczony niż reszta. Najlepiej jeżeli prowadzą auto na zmianę.

Czyli ten, kto nie ma prawa jazdy jest uprzywilejowany.

No, nie da się ukryć.

Zawodowy kierowca ma obowiązek co jakiś czas odpocząć. Ty, aby ustanowić rekord ograniczałeś sen do minimum. Czy nie stanowiłeś zatem szczególnego zagrożenia na drodze dla siebie i innych?

W Tatrach zmęczony turysta też może spowodować wypadek.

Na Twojej stronie zauważyłem informację, że jeden z celów wyprawy to popularyzacja aktywnego trybu życia i bezpieczeństwa w górach. Tymczasem mam wrażenie, że promujesz rywalizację i ryzyko.

Reklamując projekt "KGP na czas" sprawiam, że informacja o Koronie trafia do ludzi, którzy dotychczas o niej nie wiedzieli i zachęca do rekreacyjnego zdobywania tworzących ją szczytów.

A niektórych prowokuje do jeszcze szybszej jazdy spod Łysicy w Bieszczady.

Dlatego zawsze, na wszystkich spotkaniach podkreślam znaczenie bezpieczeństwa.

Lecz przykładem nie świecisz, bo obydwa rekordy zdobyłeś chodząc po górach samotnie.

Sam czuję się swobodniej, ale zimą na Rysy poszedłem z kolegą.

Zimową Koronę zacząłeś właśnie od Rysów?

Pierwsza próba zdobycia zimowej KGP na czas, w roku 2009, zakończyła się fiaskiem, gdyż zagrożenie lawinowe uniemożliwiło mi wejście na najwyższy szczyt. Wcześniej skompletowałem w rekordowym tempie wszystkie pozostałe 27 wierzchołków, lecz do "podium" zabrakło mi najważniejszego. Zatem podczas drugiej wyprawy zimowej, nauczony doświadczeniem, postanowiłem zacząć od Rysów. Dostałem od rodziny pozwolenie na spędzenie Świąt i Sylwestra w górach, pozostało mi więc czekać tylko na dobre prognozy pogody. Przez całe Boże Narodzenie padał deszcz, ale 30 grudnia nad Tatrami zaświeciło słońce. Decyzja była błyskawiczna: jadę! Zostawiłem samochód na Palenicy i włączyłem stoper. Czas leci, wyprawa trwa... Na Rysach niespodzianka: piękna pogoda, zamierzałem zatrzymać się tam przez kwadrans, a zostałem godzinę.

Nie szkoda Ci było tych cennych minut?

Nie, ponieważ nikt przede mną nie podjął próby zdobycia zimowej Korony na czas, więc nie musiałem pobijać żadnego wcześniejszego rekordu. Z Palenicy pojechałem prosto w Bieszczady. Tarnica była moim drugim szczytem, a potem kolejno zdobywałem następne.

Ale Rysy były najtrudniejsze?

Nie, prawdziwym okoniem stanęła mi na szlaku Śnieżka. Wiatr wiał tam tak silny, że aby ubrać kurtkę i kominiarkę musiałem wejść w krzaki, bo obawiałem się, iż odfrunę. Założyłem też raki i jakoś dotarłem do Śląskiego Domu. Wyżej było jeszcze trudniej, nie mogłem trzymać się łańcuchów, gdyż dosłownie wirowały na wietrze. Łapałem się więc słupków i w chwilach ciszy pomiędzy podmuchami, skokami przemieszczałem się do przodu. Żałowałem, że nie mam czekana, lecz kto by mógł przypuszczać, iż będzie potrzebny w tym miejscu. W końcu zdobyłem wierzchołek, restauracja oczywiście była nieczynna, meteorolodzy zamknięci na głucho, więc w tej mroźnej zawierusze wypiłem tylko łyk herbaty i czym prędzej wróciłem do Śląskiego Domu. Zdjąłem plecak, rozpiąłem kurtkę i zaniemówiłem: w środku miałem pełno śniegu, chociaż wszystkie zamki były dokładnie zasunięte. Do lawiniska schodziłem tyłem, błogosławiąc jak nigdy te szpetne barierki, których tym razem mogłem się trzymać. A poniżej spotkałem turystów w adidasach i z psami, dziarsko podążających w przeciwnym kierunku...

Który szczyt zostawiłeś na koniec?

Łysicę. Pamiętam jak dziś ten moment, gdy schodząc z niej, zacząłem bezwiednie zwalniać i zwalniać, aż zatrzymałem się zupełnie.

Ze zmęczenia?

Nie, z żalu, że przygoda dobiega końca. Zrealizowałem kolejne marzenie, skompletowałem zimową Koronę Gór Polskich w niecałe 198 godzin. Po letniej Koronie potrzebowałem dwóch - trzech dni aby dojść do siebie, a po zimowej byłem gotów od razu zdobywać następną.

Ile kosztowała ta wyprawa?

Tyle co paliwo, czyli około tysiąc złotych.

A wyżywienie, noclegi?

W domu też muszę jeść, więc zakupu prowiantu nie liczę, sypiałem natomiast w aucie. Mam dużą furgonetkę, w której mogę wygodnie przenocować, umyć się i przygotować ciepły posiłek.

Czy zatem komuś kto posiada zwyczajny samochód nie byłoby trudniej, niż Tobie?

Byłoby zdecydowanie trudniej. Prawdziwą sztuką nie jest wejście na tych dwadzieścia osiem szczytów, lecz logistyczna organizacja wyprawy. To ona decyduje o sukcesie.

Należysz do Klubu Zdobywców KGP, przy magazynie "Poznaj Swój Kraj"?

Tak, to naturalna konsekwencja realizacji moich projektów. Klub jest bowiem jedyną organizacją normującą zasady kompletowania Korony, weryfikująca zgłoszenia, wydającą książeczki KGP i emitującą odznaki oraz dyplomy. Klub zrzesza obecnie około 7000 osób, z których blisko 500 zdobyło już całą Koronę, a pozostali są w trakcie. Warto podkreślić, że Klub promuje turystykę rekreacyjną i dystansuje się od wszelkich "czasówek".

Czy ktokolwiek zdobył Koronę Gór Polskich na piechotę?

Idąc z Gór Świętokrzyskich w Bieszczady, a stamtąd w Sudety? Nie słyszałem o takiej wyprawie. Wszystko przed Wami...

Rozmawiał: Jakub Terakowski

Wywiad został opublikowany w miesięczniku n.p.m. nr 7/2012. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie tego tekstu lub jego fragmentów, wymaga zgody Redakcji.


Strona główna