Maria Gowin - gospodyni schroniska PTTK na Hali Lipowskiej

Schronisko na Hali Lipowskiej zwyciężyło w naszym drugim rankingu obiektów należących do PTTK. Jak się to Pani udało?

Trudno powiedzieć, że mi się to jakoś szczególnie udało, bo przecież nie wiedziałam ani kiedy, ani przez kogo, ani w jaki sposób jestem oceniana. Pierwsze miejsce Hali Lipowskiej to w tym samym stopniu zasługa moja, jak i turystów oraz personelu. Każde ogniwo tego łańcucha jest niezastąpione. Ja tylko może jestem tym najbardziej doświadczonym elementem, żeby nie powiedzieć najstarszym... (śmiech). Mieszkam tu bowiem od ponad czterdziestu lat, co z pewnością ma znaczenie. Wciąż jednak nie wszystko w schronisku funkcjonuje tak, jak bym chciała, więc przypuszczam, że w niektórych kategoriach Państwa noty były dalekie od maksymalnych, prawda?

Pierwszym ocenianym kryterium były posiłki, tu tylko raz ocena została obniżona, za brak miejsca na przygotowanie własnych.

Niestety projektant budynku, nie przeznaczył osobnego pomieszczenia na kuchnię turystyczną, chociaż powinien. A ponieważ nie ma tu zbędnej izby, którą mogłabym odpowiednio zaadaptować, więc przy ładnej pogodzie turyści gotują na zewnątrz, a przy brzydkiej w pierwszym przedsionku.

I nie ma Pani nic przeciwko temu?

Absolutnie nic, nie zgadzam się tylko na używanie palników gazowych w części hotelowej, bo to niebezpieczne. Zdarzało mi się interweniować, gdy zza drzwi pokoju pachniało gulaszem mocniej, niż ze schroniskowej kuchni... (śmiech).

Pozostałe oceny w tej kategorii są już wysokie: piątka za możliwość spożywania własnych posiłków w jadalni.

W żaden sposób nie faworyzuję turystów stołujących się u nas, Ci z prowiantem przyniesionym na własnych plecach, są na Lipowskiej równie miło widziani. Jeżeli trzeba to pożyczę im nóż, kubek lub deskę, albo pokroję chleb (we własnym też interesie, bo mniej wprawni tną równocześnie obrus...).

Dalej, czwórka za wrzątek...

Wrzątek jest u nas bezpłatny dla nocujących w schronisku, natomiast pozostali goście płacą 50 groszy za pół litra. Jest to kwota adekwatna do kosztów, więc nie zarabiamy na gotowaniu wody, lecz tylko - zgodnie z Regulaminem Schroniska PTTK - pokrywamy wydatki. Opał jest drogi, a my tu dzień w dzień wydajemy po kilkadziesiąt litrów wrzątku. Dawniej potrzebny był turystom niemal wyłącznie do zalania herbaty, a teraz używany jest do najróżniejszych zupek chińskich, gorących kubków, liofilizowanych obiadków i słodkich deserów.

Najwyższa nota za jakość posiłków...

Wszystko gotujemy tu same - Kasia i ja. Nie robimy zup z proszku, nie podajemy puree ziemniaczanego, kartofelki codziennie mamy świeże, pierogi kleimy własnoręcznie, kisimy kapustę i żurek, kwaśnica też jest domowa. Tylko frytki kupujemy mrożone.

A coś słodkiego?

Na weekendy pieczemy ciasto i smażymy naleśniki z serem.

Co turyści zamawiają najchętniej?

Pierogi ruskie oraz z jagodami, te znikają najszybciej. We środę przygotowałyśmy zapas na weekend, a w piątek już ich nie było... (śmiech). Cały regał w spiżarni zajmują słoiki z dżemem jagodowym, który robimy specjalnie do pierogów. Z roku na rok przetworów jest więcej, ale i tak ledwie ich wystarcza.

Chodzi Pani na jagody?

Nie mam na to czasu, kupuję u miejscowych, którzy zbierają po okolicznych halach. Od lat wiedzą, że wezmę każdą ilość, więc przychodzą z koszykami wprost na Lipowską. Można powiedzieć, że są moimi prywatnymi zaopatrzeniowcami.

Dostępność kuchni też jest bez zastrzeżeń.

U nas nie ma okienka zamykanego o z góry określonej porze. Kuchnia pracuje do momentu gdy nakarmimy wszystkich. A jeżeli ktoś głodny przyjdzie na Lipowską później, to też nie każemy mu czekać do rana.

No właśnie, współpracownik redakcji testujący Pani schronisko, był miło zaskoczony gorącym posiłkiem, który bez problemu zamówił o godzinie jedenastej w nocy.

Cieszę się bardzo, ale to nie była wyjątkowa sytuacja, zaimprowizowana aby lepiej wypaść w rankingu, bo przecież nie wiedziałam, że akurat ten turysta jest Waszym ankieterem.

W kilku innych obiektach stwierdziliśmy jednak, że gospodarze nieodwołalnie zamykają bufet o godzinie dziewiętnastej i potem już nawet o herbatę nie można poprosić.

Tak najczęściej jest w schroniskach zatrudniających personel, który pracuje w określonych godzinach. Zegar wybija dziewiętnastą i koniec, fajrant, nie ma dyskusji. Natomiast Lipowską prowadzimy rodzinnie, więc wymieniamy się w miarę potrzeb, raz za bufetem stanę ja, raz córka, raz Kasia. Przyznaję jednak, że bywa to bardzo męczące, więc nie dziwię się gospodarzom, którzy wieczorem potrzebują chwili spokoju i czasu dla siebie.

Następne po kuchni, oceniane były pokoje: za wyposażenie dostały piątkę.

We wszystkich pokojach, poza łóżkami, są też szafy, stoły, krzesła, półki, wieszaki, firanki w oknach.

Na stołach obrusy...

Tylko w weekendy, na co dzień zdejmuję, bo goście przecinają je przygotowując posiłki.

Lustra...

Lustra nie ma jeszcze w jednym, ostatnim pokoju.

Są też - a to rzadkość w schroniskach - gniazdka elektryczne, można łatwo doładować sobie telefon.

Albo, co gorsza, zagotować wodę.

Chyba już mało kto nosi ze sobą grzałkę?

Oj, noszą, noszą. Nawet czajnik elektryczny przynieść potrafią. Ostatnio pękło nam przez to lustro w łazience. Dziewczyny nastawiły wodę i poszły, zapomniały. A woda gotowała się tak długo, że w końcu tafla “strzeliła” od pary. Zlikwidowaliśmy kiedyś gniazdka w pokojach, to turyści zaczęli wykręcać żarówki i grzałki podłączać do oprawek.

W jaki sposób?

Nie mam pojęcia, Polak potrafi... To było niebezpieczne, więc podczas ostatniego remontu gniazdka zostały zainstalowane ponownie.

Sporo zmieniło się na Lipowskiej po tym remoncie.

Mamy nowe okna i drzwi, pomalowaliśmy wszystkie pokoje, uzupełniliśmy wykładzinę.

Łóżka też chyba są nowe, schronisko dostało piątkę za wygodę snu.

Nowe? Ależ skąd! Łóżka, materace, koce, poduszki, wszystko to ma ponad trzydzieści lat.

Ale wyglądają jak nowe.

Bo dbamy o wszystko jak możemy. Na poduszkach są zawsze świeże poszewki, koce trzepiemy kilka razy w roku, a prycze oddajemy do renowacji. O łóżka bardzo dba też mój wnuk, latem wynosi je po kolei na zewnątrz, czyści i lakieruje.

Temperatura w pokojach oceniona została na czwórkę.

Tona węgla kosztuje sześćset złotych, a na Lipowskiej spalamy ich rocznie czterdzieści. Trudno więc chyba dziwić się, że oszczędzamy. W kuchni palimy non stop, a schronisko ogrzewamy zazwyczaj od ostatnich dni września do końca maja. Obiekt jest duży, instalacja stara, mało wydajna i - co gorsza - pozbawiona możliwości wyłączenia wybranych, zbędnych kaloryferów. Jeżeli zatem jesienią ruch jest mały i tylko w jednym jedynym pokoju, nocuje samotny turysta, to niestety, musimy ogrzać całe schronisko, aby nasz gość nie narzekał na zimno. Ta instalacja stanowczo wymaga wymiany. Tylko suszarnia ogrzewana jest inaczej, czyli ciepłą wodą z kotła, do którego podłączone są prysznice.

Suszarnia zatem funkcjonuje przez cały rok?

Tak, nawet latem, można szybko wysuszyć tam przemoczoną odzież.

Następne oceniane było przestrzeganie ciszy nocnej: najwyższa nota, bez zastrzeżeń.

A ja czasem mam zastrzeżenia, staram się jak mogę, ale nie zawsze jestem w stanie nad tym zapanować. Gdy przyjdzie rozbawiona grupa i zapali jedno ognisko przy wejściu do schroniska, drugie w bacówce, a trzecie na polu biwakowym, to czasem trudno mi zasnąć. Sytuację bardzo poprawiły jednak nowe, szczelne okna, które znacznie lepiej od poprzednich tłumią wszystkie dźwięki dobiegające z zewnątrz.

W rankingu ocenialiśmy raczej to, co dzieje się wewnątrz.

W środku rzeczywiście dbam o przestrzeganie ciszy nocnej, a gdy zdarzy się wyjątkowo hałaśliwa wycieczka szkolna, to zawsze uprzedzam o tym turystów i proponuję im nocleg na Rysiance.

Odsyła ich tam Pani z Lipowskiej?

Cóż w tym złego? Przecież to raptem dziesięć minut drogi.

Ale w ten sposób traci Pani klientów.

Nieprawda, klientów traci się gdy są niezadowoleni. A turyści z Rysianki przyjdą do mnie następnym razem.

Ostatnim z “nocnych” kryteriów schroniska to dostępność o każdej porze.

Drzwi zamykamy przed zaśnięciem, ale dwa dzwonki (jeden do kuchni, a drugi do naszej części prywatnej) pozwalają dostać się do środka niezależnie od godziny przybycia.

Za sanitariaty Hala Lipowska dostała maksymalną liczbę punktów.

Dwie łazienki na dole schroniska udostępniamy wszystkim, zarówno turystom przechodzącym, jak i nocującym, a kolejne dwie znajdują się na piętrze, w części hotelowej. W każdej są umywalki, prysznice oraz toaleta.

Na Państwa stronie zauważyłem też informację o osobnym prysznicu dla osób, które nie zatrzymują się w schronisku na noc.

Owszem, za dwa złote gorący tusz może wziąć każdy przechodzący przez Halę Lipowską.

I turyści rzeczywiście z niego korzystają?

O, tak. Bardzo często, szczególnie latem, podczas upałów.

Czystość sanitariatów: piątka. Potwierdzam, wszystko lśni i pachnie.

Jest na to banalnie prosty sposób: wystarczy łazienkę umyć codziennie. Czy Pan uwierzy, że wszystkie sedesy i muszle mają po siedem lat? Proszę spróbować znaleźć na nich chociaż jedno żółte przebarwienie. Dodatkowo raz w miesiącu, specjalnym nożem i szmatką czyścimy każdą szparkę. Moja Mama mówiła: pokaż mi swoją toaletę, a powiem Ci jak wygląda reszta Twojego mieszkania.

Najwyższa nota także za ciepłą wodę.

Bo jest przez całą dobę.

Bez ograniczeń?

O ile jedna osoba nie stoi pod prysznicem przez pół godziny, a to się niestety zdarza. Mam wrażenie, że część turystów, przyzwyczajonych w swoich domach do ciepłej wody z kranu, nie zdaje sobie sprawy z tego, że tutaj może jej po prostu zabraknąć. A część wykorzystuje tu chyba brak wodomierza, bo we własnej łazience troska o portfel zmusiłaby ich do większej oszczędności.... (śmiech). Tak, czy owak efekt jest ten sam: niekiedy trzeba poczekać aż woda zagrzeje się ponownie. Ale gdy gości w schronisku jest bardzo dużo, to dodatkowo włączamy bojlery elektryczne.

Wyraźnie gorzej oceniona została Hala Lipowska w kategorii komunikacja, za brak e.mail'a oraz telefonu komórkowego.

Nie rozumiem, przecież od ośmiu lat schronisko ma telefon komórkowy, podajemy go we wszystkich informatorach, przewodnikach oraz na mapach.

Ale na stronie internetowej jest tylko numer stacjonarny.

Bo wciąż nie mogę doprosić się, aby znajomi, którzy prowadzą naszą witrynę umieścili tam tę informację. Zaczynam tracić do nich cierpliwość.

Jaki zatem jest numer Państwa "komórki"?

602605969. Najlepiej byłoby gdyby turyści dzwonili tylko na ten numer, bo na stacjonarnym mam przekierowanie i płacę za wszystkie połączenia przychodzące.

Dlaczego?

Gdyż z punktu widzenia Telekomunikacji Polskiej, Hala Lipowska jest już na Słowacji. Nie ma tu kabla, nie dociera tu też sygnał radiowy TP S.A. Podobnie widzą nas przekaźniki sieci Orange i Plus. Mam tu zatem permanentny roaming. Czy Pan wie jaki rachunek zapłaciłam za pierwszy okres funkcjonowania tego systemu, gdy jeszcze bez zastanowienia udostępniałam telefon turystom skarżącym się na brak zasięgu? Dwa i pół tysiąca złotych!

A czemu na Lipowską nie sposób dodzwonić się po godzinie dwudziestej?

Dodzwonić się do nas można tak długo, jak długo jesteśmy w kuchni. Natomiast w części prywatnej nie mamy telefonu.

Nie można tam zabrać "komórki" ze sobą?

Nie można ponieważ zarówno telefon komórkowy, jak i stacjonarny są podłączone do anteny, z którą nie da się chodzić po schronisku.

Domyślam się zatem, że z analogicznej przyczyny nie dysponuje Pani e.mail'em.

Żadna sieć nie ma tu wystarczająco silnego sygnału, aby Internet mógł działać. W ubiegłym roku ekipa z Telekomunikacji Polskiej przez cały dzień krążyła po Hali Lipowskiej zastanawiając się jak rozwiązać ten problem i nic nie wymyślili. Ja jedna jedyna spośród gospodarzy schronisk nie wysyłam e.mail'em sprawozdania do GUS. Urzędniczka poradziła mi abym zeszła do kafejki. A Pani wie jak daleko jest ode mnie do kafejki - zapytałam. Trzy godziny! A z powrotem cztery, bo ja mam siedemdziesiąt lat i nie biegam już po górach jak kozica. Musiałabym zamknąć schronisko na cały dzień. Darek Cegłowski na Rycerzowej ma Internet ze Słowacji, a z Rysianki łączą się przez prześwit do siebie.

Nie rozumiem.

Gospodarze mają dom na wzgórzu ponad Żywcem. Ich dach widać z Rysianki, więc jedną antenę zainstalowali na dole, a drugą na górze i w ten sposób przekazują sygnał do schroniska. Oczywiście pod warunkiem, że nie ma mgły.

Następne oceny, już do końca rankingu są znakomite. Piątka za uprzejmość obsługi, chęć niesienia pomocy oraz życzliwe reakcje na nietypowe prośby.

Nietypowe prośby? No, nie wiem co Pan ma na myśli. Podpaski owszem, mamy. Szczoteczek do zębów i pasty - nie, ale własną pastą zawsze możemy się podzielić. W przeciwieństwie do własnych szczoteczek... (śmiech)

Piątka za zniżki.

Członkom PTTK udzielamy 20% rabatu noclegowego, a Honorowym Dawcom Krwi oraz posiadaczom kart EURO 26 lub Naturfreunde International - 10%.

I piątka za dostępność materiałów informacyjnych.

Na zewnątrz stoi duża plansza z mapą tej części Beskidu Żywieckiego, nie brakuje też drogowskazów z kolorami szlaków i czasami przejść. Wewnątrz schroniska też wywieszone są mapy, a kilka różnych wydań można kupić w bufecie. W sprzedaży mamy też przewodniki, odznaki oraz Książeczki GOT, natomiast w jadalni każdy może przeglądnąć najnowsze i archiwalne numery kilku czasopism górskich. Co jeszcze? Staram się nigdy nie zbywać pytań o drogę, czas przejścia lub warunki na szlakach. Zawsze próbuję odpowiedzieć najlepiej jak umiem, a jeżeli czegoś nie wiem, to biorę mapę lub przewodnik i sprawdzam.

Ostatni punkt testu i ostatnia piątka: dostępność jadalni niezależna od konsumpcji.

Każdy może tam posiedzieć i pogadać, a czy coś przy tym je lub pije, to już nie ma znaczenia. Nawet gdy przyjdzie bardzo duża grupa, to staram się posadzić ich tak, aby przynajmniej jeden stolik został wolny dla turystów indywidualnych.

Bezcenna jest też ta mała świetlica na pierwszym piętrze.

Wnosimy tam dodatkowe stoliki gdy grupa chce spokojnie porozmawiać. Albo wynosimy, gdy chcą się pobawić lub gdy w schronisku brakuje miejsc do spania, bo sześć dodatkowych materacy mieści się tam swobodnie.

Jest tam też telewizor.

Jest, ale podłączony do dekodera razem z moim, więc turyści oglądają to, co ja akurat oglądam. Myślę jednak, że nie mogą narzekać, bo od telenowel wolę mecze... (śmiech).

Rozmawiał: Kuba Terakowski

Wywiad został opublikowany w miesięczniku n.p.m. nr 8/2011. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie tego tekstu lub jego fragmentów, wymaga zgody Redakcji.


Strona główna