Skąd się wziąłeś w górach, Tomku?

Pojechałem i zostałem.

A skąd pojechałeś?

Z Warszawy. Pociągiem osobowym numer 1313. Już od dawna nie ma tego połączenia. Jechało się nim 13 godzin. Wysiedliśmy w Nowym Targu i poszliśmy na Turbacz.

I to był Twój pierwszy szlak?

Nie, przepraszam - byłbym zapomniał. Nieco wcześniej pojechałem do Zakopanego odwiedzić znajomych. Okazało się, że wcale nie mają ochoty siedzieć na Krupówkach, lecz chcą chodzić po Tatrach.

Cierpiałeś z tego powodu?

Ależ skąd! Wręcz przeciwnie - zakochałem się w Tatrach, chociaż była paskudna pogoda. Przez całe wakacje świeciło słońce, ale gdy przyjechałem tym samym z resztą pociągiem numer 1313, to zaczął siąpić deszcz i padał przez tydzień.

Kiedy to było?

Ponad 20 lat temu.

A teraz więcej po górach chodzisz, czy częściej o nich śpiewasz?

W górach jest wszystko, co kocham. W górach miałem dom, taki prawdziwy - z oknami oraz dachem. I góry nadal są moim domem w sercu, wciąż po górach chodzę.

A gdzie stał ten Twój dom z oknami i dachem?

W Dolinie Danielki, koło Chatki Chemików.

Czemu przeniosłeś się do stolicy?

Dla chleba Panie, dla chleba... A czy bardziej po górach chodzę, czy gram? Cóż, staram się zachowywać w tym równowagę. Daję temu wyraz na przykład organizując TAM’y - czyli cykl imprez pod nazwą Turystyczna Awangarda Muzyczna. To spotkania na wpół muzyczne, na wpół turystyczne, na które zapraszamy wykonawców i zespoły z nurtu piosenki turystycznej, poezji śpiewanej oraz innych muzyków obdarzonych podobną wrażliwością. Podczas TAM’ów gramy i wędrujemy na zmianę. To imprezy otwarte, każdy może przyjechać i każdy może wystąpić. W ich koncepcji najważniejsze są spotkania tych, którzy już w górach grali i wędrowali, z tymi, którzy dopiero zaczynają grać lub wędrować.

Gdzie odbywają się TAM’y?

Organizujemy je za każdym razem w innym miejscu. Na pierwszych TAM’ach szliśmy z gitarami od schroniska do schroniska, grając co wieczór gdzie indziej. Obecnie, ze względu na ilość uczestników imprezy te są stacjonarne, lecz bazę mamy zawsze inną. Na najbliższy, Dwunasty TAM zapraszamy do Andrzejówki [lub: Ostatni, Dwunasty TAM odbył się w Andrzejówce - zależnie od daty publikacji wywiadu]

Wiem już zatem, ze Twoje wędrówki po górach zaczęły się od pociągu 1313, a granie?

Moje granie zaczęło się od tego, że w Wigilię - nie pamiętam już którego roku - zdjąłem gitarę Mamy wiszącą na ścianie i próbowałem ją nastroić, co skończyło się zerwaniem struny. Potem wziąłem jedną lekcję gry na gitarze - u Jacka Wasowskiego - gitarzysty Maryli Rodowicz. Jacek zadał mi pracę domową i kazał zgłosić się gdy ją odrobię. Jeszcze jej nie odrobiłem... To było na początku lat dziewięćdziesiątych. Poza tym jestem samoukiem, nie mam żadnego wykształcenia muzycznego.

A kiedy i gdzie po raz pierwszy pojawiłeś się w górach z gitarą?

Nie mam pojęcia, nie pamiętam. Może na Hali Łabowskiej? Zacytuję Krzyśka Jurkiewicza z zespołu “Słodki Całus Od Buby”: na początku jeździliśmy w góry aby pochodzić, potem aby zagrać, a teraz jeździmy na koncerty i nie mamy czasu na góry.

Jest aż tak źle?

W moim przypadku było podobnie, z tym, że w pewnym momencie udało mi się trochę przywrócić właściwe proporcje, bo aby pisać muszę mieć o czym pisać. Pewnego pięknego dnia doszedłem do wniosku, który zabrzmi niezbyt odkrywczo, lecz dla mnie był olśnieniem, mianowicie, że niebywale istotnym elementem chodzenia po górach jest... chodzenie po górach.

Jak to rozumiesz?

Zorientowałem się, że coraz częściej bywam w górach aby odwiedzić znajomych, coś zorganizować, zagrać koncert albo załatwić jakąś sprawę, a coraz rzadziej mam czas na zwyczajną wędrówkę.

Wróćmy zatem proszę na Halę Łabowską, gdzie zagrałeś po raz pierwszy. Wyciągnąłeś tam wtedy tak po prostu gitarę z plecaka...

Nie, nie wyciągnąłem, lecz pożyczyłem od kogoś i zagrałem. I tak gram do dzisiaj.

Już na własnej gitarze.

Na własnej gitarze i - mam nadzieję - lepiej niż wtedy, ale poza tym zmieniło się niewiele. Muzyka wymaga czasu i cierpliwości.

Czy teraz i piszesz teksty piosenek i komponujesz do nich muzykę?

Tak. Prawie wszystkie utwory, które obecnie wykonuję są w pełni autorskie. W Grupie Pelton zdarzało nam się tworzyć piosenki wspólnie. Z sentymentem wspominam tamten czas, gdy - na przykład - na Mładej Horze powstał utwór “Jak Wiatr” - z muzyką Bartka Zalewskiego do moich słów.

Zawsze są to piosenki o górach?

Nie, to nigdy nie są piosenki o górach, lecz o tym, co z nich wynoszę. I nie tylko z gór, bo w moim postrzeganiu świata nie ma znaczenia, czy to są szczyty, czy doliny, czy morze, czy rzeka. Ważne są te miejsca, w których można odczuwać kontakt z absolutem. Dla kogoś będzie to pokład żaglówki, dla kogoś pątniczy szlak, a dla mnie ścieżka w Beskidach.

Czy pierwsza grupa, z którą grałeś, to wspomniany przez Ciebie “Pelton”?

Nie, absolutnie nie.

Co zatem było pierwsze?

Nie pamiętam. Życie składa się z ogromnej ilości małych, codziennych wydarzeń.

A które z tych małych wydarzeń było dla Ciebie szczególnie znaczące?

Gdy kupiłem sobie gitarę marki Yamaha i z Maćkiem Służałą zagrałem na warszawskiej Starówce - to był mój pierwszy występ “publiczny”. Inne ważne wydarzenie, to Drugie Bieszczadzkie Anioły, na które pojechaliśmy z Olą Kazimierczak i Pawłem Jędrzejewskim w celu towarzyskim i “rozpoznawczym”: zobaczyć imprezę, która powstała rok wcześniej. Spodobała nam się jej atmosfera, więc stwierdziliśmy, że skoro już tu jesteśmy, to może jednak zagramy. Zagraliśmy, wręczono nam Grand Prix, potem takich imprez, które wygrywaliśmy było jeszcze kilka.

A która najbardziej zapadła Ci w pamięć?

Łódzka YAPA, na której grupą “Zgórmysyny” udało nam się “znokautować” wszystkich. Dostaliśmy tam Grand Prix, Nagrodę Publiczności oraz “Płazika” - czyli nagrodę turystyczną.

Jak powstał zespół “Zgórmysyny”?

Kilkanaście lat temu Sergiusz Stańczuk zaprosił nas na urodziny do nieistniejącego już pubu żeglarskiego “Kliper” w Warszawie. Zabierzcie ze sobą gitary - powiedział - zagramy. Było tak fajnie, że umówiliśmy się za tydzień. Potem znowu, ale przyszło już tylu znajomych, że postanowiliśmy wyjść na scenę, aby wszystkim było wygodniej. Wkrótce występowaliśmy tam już w każdy poniedziałek. Wtedy po raz pierwszy powiedzieliśmy o sobie “Zgórmysyny”, zapożyczając nazwę od grupy, która kilka lat wcześniej zagrała na “Gorcstoku”. Ale to już historia, bo od dość dawna nie pojawiamy się na scenie jako “Zgórmysyny”. Teraz występuję pod własnym nazwiskiem oraz z Grupą Pelton.

A na ile uczestniczyłeś w tworzeniu projektu “W górach jest wszystko co kocham”?

Inicjatorem był Wojtek Szymański, ja dołączyłem po roku, czyli na etapie drugiej płyty. Znalazła się na niej między innymi piosenka “Latem”, którą pojechaliśmy nagrać do Chatki na Pietraszonce, bo stwierdziliśmy, że miło będzie piosenkę o górach, nagrać w górach. Potem moje utwory pojawiły się też na innych płytach projektu “W górach...”

Czy wydałeś też własną płytę?

Właśnie kończymy pracę nad pierwszą: “Marzeń Zdarzanie”. Znajduje się na niej dziesięć utworów nowych i dwa znane z płyty “W górach VII”

Gdzie ostatnio występowałeś?

Na Jamnej, podczas pierwszego festiwalu “Pod Słońce”. To nowa inicjatywa gospodarza bacówki w Jamnej - Adama Gancarka. “Pod Słońce” jest - co mówię z ogromną radością i satysfakcją - pokłosiem TAM’u, zorganizowanego w Jamnej przed rokiem. Adam, zachwycony tym, jak schronisko tętniło życiem podczas festiwalu, postanowił zorganizować własną imprezę, która z założenia ma być cykliczna. Czas pokaże, czy to się uda, ja całym sercem kibicuję Adamowi, gdyż Jamna to miejsce piękne, chociaż niebywale trudne do wypromowania.

A gdzie w najbliższym czasie będzie można Ciebie posłuchać?

Uzupełnić odpowiedź - zależnie od daty publikacji wywiadu

Nie utrzymujesz się chyba z piosenki turystycznej.

To byłoby trudne.

Czym się zatem zajmujesz?

Systemami technicznymi dla radia i telewizji, trudno to wytłumaczyć Mamie lub teściowej gdy pytają - a co Ty tam synku robisz w tej pracy? Najprościej mówiąc: dbam o to, aby Mama mogła oglądać “M jak miłość”. To mój pierwszy “chleb”. A oprócz tego zajmuję się tworzeniem stron internetowych, projektów graficznych oraz muzyką. Ten ostatni “chleb” jest najmniejszy, ale nie najmniej dla mnie ważny.

Twoja pierwsza piosenka miała tytuł...

Pod Słońce”. Napisałem ją na dwa tygodnie przed tym pamiętnym, wygranym przez nas festiwalem YAPA. Połowa powstała w pociągu do Żyliny, a połowa “wykluła się” podczas wyprawy na Ploskę. Tam, wchodząc na szczyt, z uczuciem absolutnej swobody jaką dają rakiety śnieżne i olśniewającym słońcem świecącym mi prosto w twarz, wymyśliłem brakujące frazy. W poniedziałek wróciłem do Warszawy, we środę nagraliśmy “demo”, w sobotę nas zakwalifikowano, a tydzień później zdobyliśmy Grand Prix.

A druga z Twoich piosenek?

Zatytułowana “Jak okiem sięgnąć”, powstała w wakacje 2003 roku. Wtedy zacząłem wcielać w czyn wizję, która przyszła mi do głowy chwilę wcześniej. Pomyślałem wtedy, że różni ludzie, w różny sposób utrwalają swoje wspomnienia - jedni fotografują, drudzy prowadzą dzienniki, a ja zdjęć robię niewiele, do pamiętników nie mam przekonania, więc swoje reminiscencje będę zapisywał w piosenkach. Zacząłem zatem układać ten tekst w Sanoku, kończyłem w Bazie Pod Wysoką, a ostatnie słowa dopisałem...

Niech zgadnę! W pociągu?

Tak! W ekspresie z Krakowa do Warszawy, zanotowałem wtedy wers “tu przestrzenią karmię serce”.

Ile piosenek zdążyłeś napisać od czasu tych pierwszych?

Tych “publicznych” utworów jest nieco ponad dwadzieścia. Najdłużej, bo aż cztery lata pisałem słowa piosenki “Połoniny traw”. Długo nosiłem ją w sobie. Impulsem do zakończenia była rozmowa z Lucy - czyli Lucyną Bojarską, która pomagała w prowadzeniu Bacówki Pod Małą Rawką. Jarmuż - powiedziała kiedyś - muszę Ci opowiedzieć, jak tu jest zimą, bo kiedy są u nas turyści, to jakoś w ogóle tych gór nie czuję. “Połoniny traw” w obecnym kształcie są zatem w pewnej mierze zapisem rozmowy z Lucy, ona mnie zainspirowała.

Którą ze swoich piosenek śpiewasz najchętniej?

Lubię wszystkie tak samo.

A o które słuchacze proszą najczęściej?

O najlepiej znane, czyli de facto te najstarsze. One na koncertach są odbierane najbardziej żywiołowo i spontanicznie. Piosenki turystyczne nie są promowane w mediach, więc potrzeba czasu aby stały się popularne. Te utwory chodzą swoimi, górskimi ścieżkami, turyści przez lata przekazują je sobie śpiewając przy ogniskach lub w bacówkach.

Czy bywasz czasem w górach bez gitary?

Nie, od dwudziestu lat zawsze mam ją przy plecaku.

Ale plecak coraz częściej przestaje Ci wystarczać. Na styczniowy koncert na Ornaku przyjechałeś samochodem pełnym dobytku...

Bo sprzęt nagłaśniający nie mieści się w plecaku.

Czy zatem nie jest Ci już coraz trudniej, ot tak, zwyczajnie usiąść z gitarą w schronisku i zaśpiewać?

Nie, dla mnie to teraz nie jest ani trochę trudniejsze, niż było kiedyś. Publiczność jednak potrzebuje sprzętu nagłaśniającego, bo poprawia komfort słuchania. I śpiewania również, gdyż nie muszę krzyczeć. Piosenki, które wykonuję to zazwyczaj utwory spokojne, nastrojowe i refleksyjne, więc jeżeli mam na przeciwko siebie setkę ludzi, to albo już trzeci rząd przestaje słyszeć, albo muszę wołać o tym, o czym lepiej byłoby nucić.

Czy grasz “tylko” na gitarze?

Tak.

Czy masz teraz taki cenny instrument, że aż strach go w góry zabierać?

Mam. Strach go w góry zabierać, ale zabieram. To gitara marki “Takamine”, ale na dłuższe wycieczki wciąż “chodzi” ze mną “Yamaha”, o której już wspominałem.

Masz swoje ulubione miejsca w górach?

Mam same ulubione miejsca.

A są takie, których nie lubisz?

Jest ich najwyżej kilka, ale nie będę wymieniał. Wolę rozmawiać o tym co dla mnie ważne i najważniejsze.

Co zatem jest dla Ciebie najważniejsze?

Piosenki oczywiście. Refleksje i doświadczenia, które chcę w nich przekazać i treść, którą zamykam w słowach. Nie czuję się ani lepszy od innych, ani wyjątkowy. Nie odkrywam nowych szlaków, wielu ludzi przede mną wędrowało ścieżkami, którymi idę i po mnie wielu nimi pójdzie. Korzystam z doświadczeń moich poprzedników, a swoje przemyślenia chciałbym ofiarować następnym. Może komuś pomogę, może zainspiruję, lub bardziej prozaicznie - może tylko komuś przypomnę albo uświadomię, jak piękne są góry? Zazwyczaj piosenki turystyczne są zrozumiałe dla tych, którzy w górach byli lub bywają. Ja staram się tworzyć piosenki, które kogoś kto nigdy nie był w górach zainspirują aby tam pojechać. Taki jest mój cel.

Jakub Terakowski

Wywiad został opublikowany w miesięczniku n.p.m. nr 9/2010. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie tego tekstu lub jego fragmentów, wymaga zgody Redakcji.


Strona główna