Jerzy Kalarus - prezes Spółki PTTK Karpaty

Dlaczego schroniskami PTTK zarządza Spółka Karpaty?

Spółka Karpaty powstała w roku 1993, utworzyło ją dwanaście oddziałów PTTK oraz Zarząd Główny. Reprezentujemy całą organizację, sto procent kapitału Spółki należy do PTTK, nie tworzymy więc jakiejś sztucznej, zewnętrznej struktury. Zadaniem Spółki jest zarządzanie, budowa, remonty i modernizacja schronisk górskich oraz szeroko pojęta obsługa ruchu turystycznego.

A kto przed rokiem 1993 zarządzał schroniskami?

Okręgowy Zespół Gospodarki Turystycznej PTTK. Ponad dwadzieścia lat temu nastąpiła transformacja ustrojowa, w wyniku której zmieniły się zasady prowadzenia działalności gospodarczej. Celem utworzenia Spółki było powołanie do życia organizacji, która w nowych warunkach będzie sprawnie zarządzać powierzonymi jej obiektami, a w razie niepowodzeń uchroni PTTK przez ich utratą.

I żadnego schroniska przez ten czas Spółka nie straciła?

Ubył nam tylko adaptowany wcześniej na schronisko budynek Pod Tułem, a z uwagi na warunki techniczne i ekonomiczne zrezygnowaliśmy z prowadzenia campingu PTTK "Skalite". Równocześnie zakupiliśmy jednak działki pod odbudowę spalonego schroniska na Lubaniu oraz budowę obiektu na Polanie Głuchaczki.

Czy Spółka zarządza wszystkimi schroniskami górskimi PTTK?

Prawie wszystkimi od Beskidu Śląskiego, po Niski. Jedynie kilka obiektów (między innymi Kudłacze, Bereśnik, Magurę i Bartne) prowadzą bezpośrednio oddziały terenowe.

A w pozostałych pasmach górskich?

W Bieszczadach i Sudetach funkcjonują analogiczne spółki.

Jak zatem funkcjonuje mechanizm zarządzania schroniskami?

Spółka zajmuje się nadzorem, logistyką, formalnościami, prowadzimy remonty, modernizujemy i wyposażamy obiekty, a w zamian pobieramy od gospodarzy opłaty dzierżawne. Specjalnością Spółki są schroniska górskie, mamy ich obecnie trzydzieści osiem, dysponując w nich ponad dwoma tysiącami miejsc noclegowych. W naszych zasobach jest też dziewięć domów turysty oraz wycieczkowych. Na przestrzeni dziejów istniały różne systemy prowadzenia obiektów, Spółka wróciła do najstarszego, czyli systemu dzierżaw, chociaż obecnie ma on formę zbliżoną do franczyzy. Umowa liczy kilkanaście stron i zawiera bardzo precyzyjne zapisy dotyczące przestrzegania regulaminu schronisk. Dzierżawcy (chociaż osobiście wolę słowo "gospodarze") płacą czynsz, który częściowo służy nam do rozliczeń z właścicielem majątku, czyli PTTK, a część środków przeznaczamy na remonty i inwestycje.

Spółka organizuje też przetargi na prowadzenie schronisk.

Przekazywanie obiektów w dzierżawę - zgodnie z uchwałą Zarządu Głównego PTTK - musi odbywać się w drodze przetargu.

A gdyby ktoś z naszych Czytelników chciał poprowadzić schronisko?

To powinien skontaktować się z nami. Wpiszemy go na listę osób, które powiadamiamy o każdym przetargu.

Czyli do przetargu może stanąć każdy? Nie prowadzicie żadnej wstępnej selekcji?

A na jakiej podstawie? Weryfikacja jest zadaniem komisji przetargowej. W jej skład wchodzą przedstawiciele Spółki oraz macierzystego oddziału PTTK, na terenie którego znajduje się dany obiekt. Przetarg ma charakter nieograniczony, nie pobieramy wadium. Jeżeli ofert jest dużo, to komisja wybiera kilku najlepszych kandydatów i zaprasza ich na rozmowę.

Wygrywa ten, kto zadeklaruje najwyższy czynsz dzierżawny?

Niekoniecznie. Oceniamy też doświadczenie kandydata, tradycje rodzinne, znajomość regionu, zaangażowanie w turystykę kwalifikowaną oraz wizję prowadzenia obiektu - wszystko we właściwych proporcjach. Nie ma sztywnych zasad wyboru gospodarza.

I nie zdarzyło się, że do przetargu stanął ktoś tak majętny, że wysokością proponowanego czynszu zdyskwalifikował pozostałych kandydatów, chociaż o prowadzeniu schroniska nie miał bladego pojęcia?

Kilkanaście lat temu przetarg na jeden z naszych obiektów wygrał pewien pan, który czytając warunki umowy zapytał, czy na prawdę będzie musiał przyjmować u siebie turystów...

A czym innym można zajmować się w schronisku?

Przypuszczalnie chciał w ten sposób wynająć sobie dom w bardzo atrakcyjnym miejscu. Umowy rzecz jasna nie podpisaliśmy, a aby uniknąć podobnych sytuacji, stający do przetargu zawczasu otrzymują szczegółowe informacje o obowiązkach ciążących na gospodarzach schronisk.

Jakie to obowiązki?

Najkrócej mówiąc: przestrzeganie Regulaminu Schroniska PTTK. To dość obszerny dokument, trudno byłoby go tutaj cytować.

Ile przetargów rocznie ogłasza Spółka?

Czasem trzy - cztery, niekiedy tylko jeden, a zdarza się, że nie organizujemy żadnego. Cenimy sobie doświadczenie i stabilność kadry, niektóre nasze obiekty, szczególnie tatrzańskie, prowadzi już trzecie pokolenie gospodarzy. Wychodzimy z założenia, że nazwisko też jest marką. Łapińscy, Krzeptowscy - chyba nikomu przedstawiać ich nie trzeba. W niektórych schroniskach beskidzkich zaczyna być podobnie, aczkolwiek tam, z uwagi na trudniejsze warunki ekonomiczne, rotacja prowadzących jest większa.

Czy pani Łapińska w Morskim Oku też rokrocznie podpisuje umowę dzierżawy?

Ależ skąd! Zwykle pierwsze umowy podpisujemy na rok lub czas nieokreślony z krótkim okresem wypowiedzenia. Potem, na wniosek dzierżawcy zawieramy umowy pięcioletnie, a jeżeli gospodarz - w ocenie naszej i turystów - sprawdzi się, to umowy prolongujemy co dziesięć lat.

Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której Spółka Karpaty nie przedłuża umowy z panią Łapińską...

Ja też nie...

Czy są obiekty, w których - dla odmiany - gospodarze zmieniają się szczególnie często?

Schroniska - jak ludzie - miewają lepsze i gorsze okresy. Przez pewien czas trudno było komukolwiek osiąść na dłużej na Hali Łabowskiej. Rotację gospodarzy ma - miejmy nadzieję - za sobą bacówka nad Wierchomlą. Szczęścia do prowadzących nie miała też przed laty Chochołowska, ale wszystkie problemu zniknęły tam z nastaniem rodziny Cieślewiczów, a później Krzeptowskich.

A co powoduje, że - na przykład na wspomnianej przez Pana Hali Łabowskiej - jest tak trudno wytrzymać?

Brak prądu, kłopotliwy dojazd, słaby ruch turystyczny. Wszystko to jednak nie przeszkodziło ostatnim dobrym gospodarzom - Irenie i Jackowi Świcarzom, bo obecnego nie sposób jeszcze oceniać - znakomicie dbać o ten obiekt.

Które z Waszych schronisk jest najdłużej prowadzone przez jednego gospodarza?

Najdłuższy, bo ponad pięćdziesięcioletni staż pracy ma Józef Krzeptowski, obecnie wraz z żoną i córką prowadzący schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej, a wcześniej przez wiele lat "bacujący" w Pięciu Stawach.

A kto był dzierżawcą najkrócej?

O ile pamiętam był ktoś, kto "uciekł" z Hali Łabowskiej już po niecałym miesiącu.

Co jest najczęstszą przyczyną rezygnacji z prowadzenia schroniska?

Dzieci oraz rozczarowanie finansowe.

Dzieci?

Tak, dorastające do wieku szkolnego czasem obligują rodziców do przeprowadzki.

A niepoprawni romantycy, których wizje schroniska nie pasują do rzeczywistości?

Tych, skądinąd przesympatycznych ludzi, na ziemię sprowadza już komisja przetargowa... (śmiech).

Czy zdarza się też, że Spółka rozwiązuje umowę dyscyplinarnie?

Rzadko.

Z jakiego powodu?

Za rażące nieprzestrzeganie regulaminu lub uporczywe nie wywiązywanie się z przyjętych umową obowiązków.

A czy trafiają do Pana skargi od turystów?

Tak. Przywiązuję do nich dużą wagę i wszystkie analizuję bardzo uważnie. Dziś z przyjemnością mogę powiedzieć, że o ile jeszcze kilka lat temu otrzymywaliśmy od 15 do 25 skarg rocznie, o tyle w roku 2011 było ich tylko siedem, w tym dwie poważne.

Na co turyści narzekają najczęściej?

Dawniej - na standard, teraz - na kulturę obsługi. Przy czym zazwyczaj nie skarżą się na samych gospodarzy, lecz na personel schroniska. Specyfika naszej pracy zmusza do zatrudniania pracowników sezonowych i to właśnie z nimi problemy bywają najpoważniejsze.

A na co najczęściej narzekają gospodarze?

Na brak pieniędzy. Bardzo niepopularne jest traktowanie schroniska jak mikroprzedsiębiorstwa, lecz w rzeczywistości jest nim każdy nasz obiekt. Wszystkie muszą zarobić na dzierżawcę, na czynsz, na amortyzację, a to bywa bardzo trudne. Jedna trzecia schronisk jest rokrocznie pod kreską, dotyczy to głównie obiektów mniejszych i oddalonych od ruchliwych szlaków. Na szczęście, zgodnie z polityką przyjętą przez PTTK, dochodowa musi być Spółka jako całość, więc w przypadku deficytu bogatsze schroniska pracują na utrzymanie słabszych.

Nie ma Pan wrażenia, że w niedochodowe obiekty Spółka inwestuje słabiej, więc z roku na rok są w gorszym stanie, co z kolei powoduje, że turyści odwiedzają je niechętnie, a zatem w konsekwencji przynoszą coraz mniejszy zysk i tak spirala się nakręca?

Staramy się, aby podstawowa oferta i standard nie zależały od tego ile zarabia schronisko.

Czy Spółka przeprowadza niezapowiedziane kontrole, lub wysyła do schronisk swoich inspektorów incognito?

Tak, ale w tej materii bezcennym kapitałem Spółki są terenowe oddziały PTTK. Bo któż inny jak nie ich członkowie, jako pierwsi mogą zauważyć i zgłosić nieprawidłowości? To najlepszy mechanizm kontroli.

Jak ocenia Pan ranking "n.p.m."?

Wywołał mnóstwo emocji oraz dyskusji. Z częścią wyników i wniosków się zgadzam, z częścią nie. Jedno natomiast jest pewne - o ile pierwszy ranking "n.p.m." nieco umknął uwadze gospodarzy, o tyle drugi wielu zmobilizował i sprowokował do rywalizacji. A to może tylko cieszyć. W ubiegłym roku swój ranking schronisk górskich, zarówno prywatnych, jak i należących do PTTK, stworzyła też "Gazeta Krakowska" oraz "Dziennik Zachodni". W pierwszym, wśród dziesięciu najlepszych obiektów było sześć naszych, w drugim aż dziewięć.

Pozostańmy zatem przy tym co cieszy. Z czego - jako prezes Spółki Karpaty - jest Pan ostatnimi czasy najbardziej zadowolony?

Z inwestycji związanych z ekologiczną infrastrukturą naszych obiektów. Zakończyliśmy modernizację Schroniska PTTK w Dolinie Pięciu Stawów. Dobiegła końca realizacja projektu zmniejszenia uciążliwości schronisk PTTK dla parków narodowych. Kontynuujemy program Zielone Schroniska, który nasze obiekty uczyni przyjaźniejsze ludziom i przyrodzie.

A co to oznacza w praktyce?

Rozbudowujemy i modernizujemy jadalnie, suszarnie, narciarnie i kuchnie turystyczne. Wprowadzamy satelitarny dostęp do Internetu z systemem pełnej informacji turystycznej oferowanej przez urządzenia multimedialne oraz możliwością rezerwacji miejsc, tworzymy hot - spoty. Uporządkujemy najbliższe otoczenie schronisk, zamontujemy tarasy widokowe, wymienimy wyeksploatowane ławy i stoły. Odnowimy wnętrza kilku naszych "sztandarowych" obiektów - w tym Morskiego Oka oraz Chochołowskiej. Uruchomiliśmy już nowy Ośrodek Kultury i Turystyki Górskiej na Markowych Szczawinach, ośrodek na Turbaczu przeniesiemy do schroniska, aby był łatwiej dostępny dla turystów, a na Przehybie otworzymy nowy. Udało nam się doprowadzić prąd do Murowańca i bacówki nad Wierchomlą, budujemy sześć oczyszczalni ścieków, instalujemy osiem kolejnych solarów, we wszystkich obiektach regulujemy gospodarkę odpadami. Tatrzańskie schroniska już otrzymały od nas prasy do śmieci, dzięki którym z kilkunastu worków wypełnionych tworzywem sztucznym, powstaje jeden brykiet. Zadowolony też jestem z zespołu ludzi, z którymi współpracuję - na górze, w schroniskach oraz na dole, w naszej siedzibie.

Czy organizujecie spotkania gospodarzy, podczas których mogą poznać się i wymienić doświadczeniami?

Tak, niezależnie od wszystkich pozostałych bieżących kontaktów, raz w roku zapraszamy kierowników schronisk na zebranie poświęcone podsumowaniu minionych dwunastu miesięcy i planom na następne.

Jak Pan trafił do Spółki Karpaty?

Przez przypadek. W roku 1975 kilkanaście ówczesnych województw podzielono na czterdzieści dziewięć. Powstało wówczas nowosądeckie, w którego terenowym przedsiębiorstwie turystycznym pracowałem. Przejęliśmy wtedy całą bazę noclegową PTTK znajdującą się na naszym terenie. Powierzono mi obowiązek zarządzania tymi obiektami, tymczasowo - na rok. I tak się jakoś zasiedziałem... (śmiech).

Dosłownie też?

Też, bo przykro przyznać, lecz na chodzenie po górach już prawie zupełnie nie mam czasu. Najczęściej do schronisk jeżdżę.

Nocuje Pan tam czasem?

Owszem, nawet dość często.

A ma Pan swoje ulubione?

Lubię każde, które funkcjonuje prawidłowo.

Dyplomatyczna odpowiedź...

Zawodowo nie mogę sobie pozwolić na faworyzowanie żadnego obiektu, natomiast prywatnie największy sentyment mam do Przehyby, ponieważ jest pierwszym schroniskiem, które - jeszcze jako licealista - zobaczyłem na własne oczy.

A czy widział Pan jakieś schronisko od kuchni?

Czy prowadziłem je osobiście? Tak, jeszcze jako pracownik WPGT przez trzy miesiące zastępowałem kierownika Hotelu Górskiego w Suchej Dolinie.

Nie żałuje Pan, że teraz już nie może pojawić się w żadnym schronisku niepostrzeżenie?

Mogę, bo przecież to, że znają mnie wszyscy gospodarze nie oznacza, iż rozpoznaje mnie także cały personel we wszystkich obiektach. Bardzo lubię usiąść gdzieś z boku by popatrzeć jak schronisko tętni swoim życiem.

Rozmawiał: Kuba Terakowski

Wywiad został opublikowany w miesięczniku n.p.m. nr 6/2012. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie tego tekstu lub jego fragmentów, wymaga zgody Redakcji.


Strona główna