Piotr Mazurkiewicz - współprowadzący Gorczańską Chatę

Jaka jest historia Gorczańskiej Chaty?

Było tak: pod koniec lat osiemdziesiątych, Oddział Akademicki PTTK w Krakowie wraz z Akademią Górniczo Hutniczą, zakupili budynek, który obecnie nazywamy “Gochą” - czyli Gorczańską Chatą (wcześniej mówiono o nim Hawiarska Koliba).

Od kogo zakupili?

Od państwa Polaków, którzy tu wtedy mieszkali. Ten dom był wówczas względnie nowy, bo wybudowany został w roku 1960. Natomiast poprzedni - jako, że jest to teren osuwiskowy - zjechał sobie po stoku... Ze starych, przedwojennych zabudowań przetrwała jedynie część.

A “Gocha” nie zjeżdża?

Zjeżdża. Porusza się powoli w dół, wszystkie ekspertyzy to potwierdzają.

Czy ubiegłoroczną powódź przetrwała bez szwanku? Mnóstwo domów uległo wtedy zniszczeniu.

Akurat w Ochotnicy żaden budynek nie pojechał. A poza tym, my cały czas ratujemy “Gochę” przed upadkiem.

Jak?

W ubiegłym roku wymieniliśmy część fundamentów, a w tym dokończymy pracę. Wykonaliśmy też nowe odwodnienia, wzmacniamy zbocze. Ale prędzej, czy później ten dom pojedzie, trzeba mieć tego świadomość.

Nagle i niespodziewanie zawali się komuś na głowę?

Ależ skąd, to jest drewniana konstrukcja, więc nie runie ni stąd, ni zowąd z hukiem, jak budynek murowany. Pęknięcia będzie widać dużo wcześniej. Poza tym drewniane chałupy są odporne na ześlizgiwanie, bo zazwyczaj można je po prostu wyciągnąć z powrotem na swoje miejsce.

W jaki sposób?

Traktorem lub zaprzęgiem konnym, jak to zrobili nasi sąsiedzi. W ostateczności można też dom rozebrać i postawić na nowo w pierwotnej, lub innej lokalizacji.

Jak szybko zsuwa się “Gocha”?

Kilka milimetrów rocznie, ale po wymianie fundamentów przypuszczalnie zatrzyma się na jakiś czas.

Zatrzymajmy zatem i my te rozważania budowlane, wróćmy do historii: skąd się wzięła ta pierwsza nazwa chaty - “Hawiarska Koliba”?

Stąd, że przy Oddziale Akademickim PTTK istnieje Klub Organizatorów Turystyki “Hawiarska Koliba”, który przez pewien czas prowadził ten obiekt. Początkowo Klub bardzo sumiennie zajmował się chatą, lecz wymiana pokoleń spowodowała, że grupa najbardziej zaangażowana zaczęła wykruszać się i oddalać. Coraz częściej organizowano tutaj imprezy, których przebieg pozostawiał wiele do życzenia. Nie wnikajmy w szczegóły. Aby zapobiec przykrym incydentom, Oddział próbował dzierżawić chałupę, ale żaden z prowadzących nie zatrzymał się tu na dłużej. Dopiero Mariusz Schabikowki osiadł w Ochotnicy na osiem lat. Na początku nowy gospodarz bardzo poważnie traktował zarządzanie Hawiarską Kolibą, wprowadził tu nawet prohibicję i dom odzyskał dawną świetność. Niestety, po jakimś czasie zaczęło mu brakować konsekwencji i chata podupadła. Klub “Hawiarska Koliba” poprosił wtedy o usunięcie stąd ich nazwy, aby nie być kojarzonym z czymkolwiek, co tu się dzieje. I tak też się stało.

Kiedy?

W wakacje 2008 roku. Oddział ogłosił wtedy konkurs na nową nazwę chałupy. Propozycji było mnóstwo, od “Hawajskiego Kolibra” poczynając, a na “Gorczańsko Ochotnickiej Chatce Akademickiej” kończąc.

A któż wymyślił “Hawajskiego Kolibra”?

To zabawna historia. Kilka lat temu wędrował po Gorcach pewien Australijczyk, który w przewodniku przeczytał o “Hawiarskiej Kolibie”. Sięgnął po słownik, znalazł dwa najpodobniejsze słowa, przetłumaczył i “wyszedł” mu... “Hawajski Koliber”!

Bo w słowniku nie było ani słowa “hawiarska”...

Ani “koliba”... Potem chodził po szlakach i pytał o drogę do “Hawajskiego Kolibra”. Miał szczęście, bo akurat spotkał naszego kolegę i tak trafił tutaj, a wraz z nim ta anegdota. Ostatecznie jednak konkurs wygrała nazwa Gorczańsko Ochotnicka Chatka Akademicka, w skrócie “Gocha”. Czas mijał. W Sylwestra 2008/2009 zorganizowana została tu impreza, której echa wciąż jeszcze można znaleźć na wielu forach internetowych, więc pominę ją milczeniem. Dość powiedzieć, że Oddział postanowił wtedy rozstać się z poprzednim dzierżawcą. I tak, dnia 22.02.2009 opiekę nad chatką objęło krakowskie SKPG (Studenckie Koło Przewodników Górskich). A wiosną 2009 powołana została Rada Chatki, istniejąca do dzisiaj, w nieznacznie tylko zmienionym składzie.

Czym zajmuje się Rada Chatki?

Zarządzaniem - czyli wszystkim. Po pierwsze planowaniem i wykonywaniem remontów, po drugie rezerwacją miejsc, a po trzecie i najważniejsze: “chatkowaniem”, czyli prowadzeniem Gorczańskiej Chaty. Wszystkie te czynności wykonujemy rzecz jasna społecznie. Chatkowi i Rada Chatki otrzymują tylko zwrot kosztów przejazdu. Robimy to, bo lubimy. Poza satysfakcją, innych korzyści z tego nie mamy.

Czy to norma, że chatką zarządza Rada? We wszystkich obiektach jest taki organ?

Wręcz przeciwnie, to rzadkość. Status chatek jest bardzo różny: część należy do oddziałów PTTK, część do uczelni, niektóre do kół studenckich, są też wśród nich prywatne.

Po co zatem w Gorczańskiej Chacie utworzona została Rada?

Aby jakoś nazwać tę grupę ludzi, zarządzających chatką. I aby odpowiednio wpisać się w struktury PTTK, w którego ramach funkcjonujemy. To ważne, bo PTTK znacząco nas wspiera - pomaga kupić tańszy sprzęt, przekazuje bezpłatnie swój, używany i promuje chatkę.

A jak to się stało, że Oddział właśnie Wam - czyli SKPG - przekazał Gorczańską Chatkę?

Widocznie uznano, że jesteśmy najodpowiedniejsi., ale nie chciałbym, aby zabrzmiało to zarozumiale.

Wróćmy zatem do lutego’ 2009

Przyszliśmy tutaj wtedy w kilka osób. Na zewnątrz wisiał wieniec pogrzebowy z napisem “ostatnie pożegnanie”, w środku było zimno i nieprawdopodobnie brudno. Nie było drewna na opał, nie było siekiery, ani piły. Nie było nic. Tylko przeciekający dach, rozwalony piec, rozsypujący się komin i zatkane toalety.

Aż trudno uwierzyć, widząc jak “Gocha” wygląda dzisiaj!

Otwarcie chaty zaczęliśmy od... jej zamknięcia. Przez pierwsze dwa miesiące trwał tutaj remont generalny. Najpierw zabraliśmy się do gruntownego sprzątania, wyrzucania śmieci i kocich odchodów, prania kocy, łatania pieca. Przy wejściu do chaty stoi stara kuźnia, budynek o powierzchni dziesięciu, może dwunastu metrów. Trudno to sobie wyobrazić, ale prawie pod sam strop był zasypany butelkami i tłuczką szklaną. Sam wywiozłem wtedy kilkanaście furgonetek pełnych szkła. Poza stertą rupieci, brakowało nam tu wtedy wszystkiego, wszystko musieliśmy kupować od nowa.

A kto za to płacił?

Nie dysponowaliśmy wtedy jeszcze żadnymi chatkowymi funduszami. Bardzo pomogli nam wówczas ludzie z SKPG. Zaczynaliśmy od podstaw, ktoś przyniósł reklamówkę środków czystości, ktoś worek papieru toaletowego, ktoś pomógł przy montażu okien. Wszystko robiliśmy własnym sumptem, tylko do zdjęcia i wywiezienia eternitu wynajęliśmy specjalistyczną firmę. Potem sami położyliśmy nowy dach, postawiliśmy od nowa piec, wymieniliśmy instalację elektryczną i część stolarki okiennej. Dzisiejsza izba kominkowa, dawniej nazywana była “lodownią”.

To najlepiej świadczy samo za siebie...

Rozpędziliśmy się z tymi remontami tak, że teraz musieliśmy zwolnić, bo zbieramy pieniądze na budowę oczyszczalni. A kto za to płaci? Wszystkie dochody z noclegów przeznaczamy na inwestycje i wszystkie prace wykonujemy społecznie, nikt na chatce nie zarabia. Pewnie też dlatego wciąż borykamy się z problemem braku “chatkowych”. Wszyscy mieszkamy na nizinach, tam pracujemy lub uczymy się, niektórzy mają już swoje rodziny, więc na prowadzenie “Gochy” przeznaczamy swój czas wolny, którego nam najzwyczajniej w świecie zaczyna brakować. A nasze żony i dziewczyny są coraz bardziej o “Gochę” zazdrosne... (śmiech). Bywa też zupełnie prozaicznie, że nie stać nas na kolejny wyjazd, więc dla chatki rezygnujemy z wypraw w inne góry.

Gdyby zatem ktoś z Czytelników chciał Was wesprzeć w “chatkowaniu”?

To zapraszamy serdecznie. Nie chcemy się zamykać, im więcej ludzi będzie przychodziło do chaty, angażowało się w jej sprawy i przywiązywało do niej, tym lepiej “Gocha” będzie funkcjonować. Prowadzenie chatki nie wymaga żadnych specjalnych umiejętności. Wystarczy się zgłosić (wszystkie dane kontaktowe są dostępne na stronie www.gorczanskachata.pl), uzgodnić termin i przyjechać. Na początku trzeba będzie umówić się na wspólny dyżur z kimś bardziej doświadczonym, potem będzie już można “chatkować” samodzielnie.

A jakie są obowiązki “chatkowego”?

Leszek z Chatki pod Potrójną mawiał, że “chatkowanie” polega na ciągłym myciu kubków...

Goście nie myją po sobie?

Myją, ale czasem trzeba im trochę pomóc... Prowadzenie chatki to nieustanne mycie, sprzątanie, czyszczenie, zamiatanie.

Trzeba to lubić.

Lubić, albo przeżyć. Bo satysfakcja jest ogromna, gdy wieczorem można usiąść przy z turystami stole, a w chatce aż lśni, jest czysto, ciepło, przytulnie.

Umiejętności kulinarne nie są od “chatkowych” wymagane?

Nie. Tu każdy gotuje sam, usług gastronomicznych nie świadczymy - podobnie jak w chatkach studenckich. Można u nas przenocować, ale śpiwór warto mieć własny, można zjeść, ale prowiant należy przynieść ze sobą, można się umyć...

Ale wodę...

Nie, wody u nas nie brakuje. Mamy nawet prysznic...

A dlaczego się uśmiechasz? Co w tym zabawnego?

Bo turyści różnie podchodzą do kwestii higieny. Generalnie “na chacie” nie ma po co się myć, gdyż i tak wszyscy pachniemy tu jak wędzone oscypki, ale szczególnie wymagającym gościom gorącej wody nie żałujemy. Tyle, że w kabinie prysznicowej temperatura jest taka sama jak na zewnątrz, więc zimą wrażenia są niezapomniane... (śmiech)

Korzystanie z kuchni i prysznic są bezpłatne?

Tak, wszystkie opłaty wliczamy w cenę noclegu. Oferujemy też cały system zniżek. Studenci mają u nas taniej, członkowie PTTK oraz Honorowi Dawcy Krwi jeszcze taniej, przewodnicy mają najtaniej,

A chatkowi...

A chatkowi nic nie mają... (śmiech).

Gocha” jest teraz czynna tylko w weekendy?

Tak, poza sezonem zapraszamy od piątku do niedzieli, natomiast w wakacje codziennie. Zimą nie ma tu ani komu siedzieć, ani dla kogo, bo ruch turystyczny jest znikomy. “Gocha” stoi trochę na uboczu, poza główną gorczańską osią, więc ludzi jest u nas znacznie mniej, niż na Starych Wierchach lub Turbaczu.

To źle, czy dobrze?

Dobrze, dla szukających w górach ciszy, gorzej dla chatki, bo jej istnienie zależy od turystów. Nie chcemy aby “Gocha” była miejscem, gdzie tylko się śpi. Zależy nam na tym, aby też działo się tutaj coś ciekawego. Dlatego zaczęliśmy organizować imprezy, które z założenia mają być cykliczne.

Na przykład?

Na przykład czerwcowe Sobótki - warszaty, podczas których uczymy się tańca ludowego. Dwa lata temu podczas Sobótek przeprowadziliśmy też przyspieszony kurs haftowania. Każdy przyniósł swoje prześcieradło, z którego wycinaliśmy chusty lub koszule, odpowiednio je potem wyszywając. A w ugiegłym roku malowaliśmy na szkle, nasze prace do dzisiaj wiszą na ścianach chaty. Następnymi cyklicznymi imprezami są: Karpacki Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy oraz imieniny i urodziny “Gochy”.

Urodziny?

Organizujemy je w ostatni weekend lutego, czyli w rocznicę przejęcia chaty. Zapraszamy tu wtedy wszystkich “chatkowych” (a było ich już w historii “Gochy” około czterdziestu) oraz wszystkie osoby związane z chatą. Siadamy razem przy stole, rozmawiamy, podsumowujemy czas miniony i planujemy przyszłość. Mamy też urodzinowy tort.

W tym roku stanęły na nim dwie świeczki.

Gdy zaczynaliśmy to wróżono nam, że nie przetrwamy nawet dwóch lat. Udało się. a “Gocha” jest w coraz lepszej formie.

Powiedziałeś też, że świętujecie jej imieniny.

Tak, na Małgorzaty - w lipcu. W tym roku mamy dla “Gochy” specjalny upominek: Pierwszy Festiwal Filmów Górskich Nagrywanych “Komórką”. To zupełnie nowy pomysł, natomiast już od kilku lat odbywa się tu Festiwal Młodych Podróżników, trwa trzy dni, przyjeżdża ponad setka gości (chociaż miejsc jest tylko pięćdziesiąt), każdy może pochwalić się relacją ze swojej wyprawy. Co jeszcze? Niemały tłum ściągnął tutaj na Weekend Gorczańsko - Tybetański, gdy Marek Kalmus (autor przewodników po Tybecie) pokazywał swoje fotoreportaże, a zaproszeni Słowacy prowadzili warsztaty jogi.

Słowacy? Sporo tu akcentów słowackich. Radio mruczy w języku naszych sąsiadów, a strona internetowa chaty ma wersję słowacką. zamiast angielskiej.

Bo warto promować przyjaźń między narodami, szczególnie tymi najbliższymi. Chcemy otworzyć się na sąsiadów, zachęcić do chodzenia po Gorcach.

I jak Wam się to udaje?

Jeszcze się nie udaje, ale jesteśmy dobrej myśli...

A radio?

To “Jemne Melodie”, słowacka stacja bez reklam i wiadomości - sama muzyka: lekka, łatwa i przyjemna. Nie słuchamy tu niczego innego, nawet jeżeli goście przestawią nam częstotliwość, to po ich wyjściu wracamy na ulubione pasmo.

Skąd Piotrze wziąłeś się w Gorczańskiej Chacie?

Stąd, że bywałem tu już wcześniej. Stąd, że stwierdziłem, iż warto ją uratować. I stąd, że w momencie jej przejęcia byłem z Zarządzie SKPG.

Ale członków SKPG jest wielu, lecz zaangażowanych w prowadzenie chaty równie mocno jak Ty, chyba znacznie mniej.

To trudno ocenić, bo wystarczy, że ktoś tylko raz przyprowadzi tu dużą grupę, dzięki której możemy kupić kolejne nowe okno, by jego wkład w funkcjonowanie chaty był bezcenny. Grono najbliższych “Gochy” nie obejmuje oczywiście kompletu członków SKPG, lecz i tak nie sposób wymienić wszystkich “zasłużonych”. Często są to też instytucje, na przykład Salon Turystyki Aktywnej PTTK “Wierchy”, który często organizuje obozy wędrowne tak, aby trasy prowadziły właśnie tędy. To coś znacznie więcej, niż tylko jednorazowy “zastrzyk” frekwencji, gdyż ich uczestnicy, raz urzeczeni pięknem Gorczańskiej Chaty, wracają tu potem jeszcze wielokrotnie. “Gocha” ma w sobie coś magicznego i przed tym wypadałoby Czytelników ostrzec: kto raz ją zobaczył, tez zawsze będzie za nią tęsknił...


Rozmawiał: Kuba Terakowski

Wywiad został opublikowany w miesięczniku n.p.m. nr 4/2011. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie tego tekstu lub jego fragmentów, wymaga zgody Redakcji.


Strona główna