Z Eugeniuszem Ogrodowiczem - gospodarzem schroniska PTTK na Hali Krupowej - rozmawia Kuba Terakowski

 

Zaangażowałeś się w mnóstwo akcji, wielu z nich jesteś prekursorem, robisz więcej niż powinien gospodarz schroniska, czemu?

Nie chcę poprzestawać na wydawaniu posiłków i noclegach, regulamin schroniska PTTK określa minimum obowiązków, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by nieco rozwinąć skrzydła...

Od dawna tak masz?

Odkąd nastałem na Hali Krupowej. Zaprosiłem tu wtedy Jacka Kleyfa, który przez kilka wieczorów siedział przy ognisku, grał i śpiewał. Miałem nadzieję, że przyciągnie tłum turystów, a tymczasem słuchaczy była garstka. Niestety, nie udało mi się wtedy odpowiednio rozpowszechnić zaproszeń, przyszli tylko Ci, których zawiadomiłem osobiście, lub przez telefon. Dopiero Internet pozwolił mi dotrzeć do dużej grupy osób, otworzył Krupową na świat, a może raczej świat - na Krupową...

Strona Hali Krupowej była jedną z pierwszych witryn schronisk PTTK w Polsce.

Dokładnie czwartą, przed nami wystartowały Kalatówki, Murowaniec i Samotnia. To było jedenaście lat temu, cała epoka w historii Internetu. Nasz serwis od początku istnienia jest regularnie aktualizowany, a ilość i rozmaitość materiałów opublikowanych na stronie www.krupowa.gory.pl, może chyba zaciekawić. Poza podstawowymi informacjami są tam na przykład streszczenia w dwudziestu pięciu językach - jako ukłon w stronę zagranicznych gości serwisu, czy Księga Rekordów Schroniska.

Co ona zawiera?

Ciekawostki: o najmłodszym, najstarszym i najwierniejszym gościu schroniska, o największej liczbie turystów nocujących równocześnie i maksymalnej ilości wydanych na raz posiłków, o najdłuższych trasach prowadzących na Halę Krupową, najszybszych i najwolniejszych czasach przejść, o ekstremalnych temperaturach i opadach śniegu, rekordowej inwersji termicznej, a nawet o najmłodszym stażem małżeństwie, które nas odwiedziło...

W zeszłym roku ogłosiłeś konkurs fotograficzny „Dziesięć noclegów na dziesięciolecie”.

Tak, w dziesiątą rocznicę istnienia strony schroniska zaproponowałem dziesięć bezpłatnych noclegów autorom dziesięciu najlepszych zdjęć wykonanych na Hali Krupowej lub w okolicy. Otrzymałem około dwustu fotografii, a wirtualna galeria schroniska wzbogaciła się o doskonałe zdjęcia, wśród których można oczywiście zobaczyć także nagrodzone prace.

To nie jedyny konkurs jaki ogłosiłeś.

Prosiłem na przykład o podanie poprawnej nazwy miejsca, w którym stoi schronisko na Hali Krupowej. To było podchwytliwe pytanie, bo wbrew nazwie schronisko znajduje się kilometr od Hali Krupowej. Poprawnych odpowiedzi było niewiele, kilkanaście osób wskazało Halę Kucałową - dobrze, ale mało precyzyjnie, a zaledwie kilka wiedziało, że schronisko stoi na Sidzińskich Pasionkach. Od tej pory nazwa ta zaczęła częściej pojawiać się na mapach i w przewodnikach...

W innym konkursie pytałeś o datę doprowadzenia linii wysokiego napięcia do schroniska.

Odpowiedzi poprawnych też nie było dużo, bo mało kto wiedział, że aż do roku 2001 prąd na Krupowej pochodził z agregatu. Ogłaszałem też akcje, w których nie trzeba było wykazać się żadną wiedzą, na przykład przez kilka lat z rzędu wydruk strony głównej schroniska upoważniał do korzystania z tańszych noclegów. Chciałem w ten sposób zachęcić do odwiedzania naszej strony i... naszych stron.

Za Twoim przykładem poszli inni.

Luboń Wielki, Kudłacze, a później portal e-gory, patronujący akcji „Rabat za Wydruk”, w której uczestniczy już chyba kilkanaście obiektów. Ja teraz udzielam innych, nietypowych zniżek: zakochanym na Walentynki, turystkom na Dzień Kobiet, jubilatom na urodziny.

Hala Krupowa jako pierwsza zaczęła wysyłać e.mail’em swoje biuletyny informacyjne.

Tak, dzisiaj „newslettery” nie są niczym wyjątkowym, lecz dziesięć lat temu rzeczywiście przecieraliśmy te szlaki na manowcach polskiego Internetu.

Która z akcji zainicjowanych na Hali Krupowej jest dla Ciebie najważniejsza?

Karpackie Finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Skąd pomysł?

Przez wiele lat wolontariuszy Wielkiej Orkiestry oglądałem tylko w telewizji i nigdy nie miałem okazji wrzucić ani grosza do skarbonki. Wymyśliliśmy więc, że skoro ja nie mogę zejść na dół, gdzie kwestują, to zaprosimy ich do schroniska. W Pierwszym Karpackim Finale WOŚP „zagrała” tylko Krupowa i Luboń, w następnych latach dołączały do nas kolejne obiekty PTTK. W Czwartym Karpackim Finale uczestniczyło już jedenaście schronisk, zebraliśmy blisko 30.000 zł, największe kwoty ofiarowywali rokrocznie członkowie Klubu Beskidzkie Wertepy. Kwesta w schroniskach znacznie różni się od nizinnej, bo tu nie wystarczy wrzucić monety do puszki wolontariusza spotkanego na ulicy, lecz trzeba samemu pofatygować się do skarbonki. W sobotni wieczór w „grających” schroniskach organizowane są aukcje na rzecz WOŚP, a w niedzielę nasi wolontariusze kwestują dodatkowo na szlakach i we wsiach u podnóża. Ponadto na konto Orkiestry trafia też część dochodu z noclegów w finałowy weekend, a w niektórych schroniskach za wybrane potrawy można zapłacić wrzucając stosowną kwotę do puszki.

Czy Górskie Finały WOŚP w Samotni nie były dla Ciebie natchnieniem?

Wstyd przyznać, lecz nie wiedziałem o nich, gdy przygotowywaliśmy pierwszy finał.

Kolejny duży projekt zainicjowany na Hali Krupowej to Akcja Dawcom w Darze - uczestniczące w niej schroniska udzielają 20% rabatu noclegowego Honorowym Dawcom Krwi.

Ci ludzie dają z siebie tak wiele, nie oczekując niczego w zamian. Udziałem w tej akcji chciałem ich jakoś wyróżnić, wyrazić im swój podziw, uznanie oraz wdzięczność. Równocześnie miałem nadzieję, że skłonię do oddania krwi tych, którzy jeszcze tego nigdy nie robili oraz zmobilizuję mniej aktywnych, bo rabat przyznawany jest pod warunkiem, że od ostatniej donacji nie minął rok. Sam też cztery razy oddawałem krew...

Zaczęło się od Krupowej, Lubonia i Kudłaczy.

A teraz w Akcji Dawcom w Darze uczestniczy 25 schronisk górskich, ich wykaz znajduje się na stronie www.dawcom.wierch.pl

Od dziesięciu lat na Hali Krupowej organizujesz pokazy przeźroczy.

Tak, przynajmniej dwa razy w roku, więc przez ten czas odbyło się tu ponad dwadzieścia „slajdowisk”, ze wszystkich kontynentów, w tym z rejsu na Antarktydę, wycieczki przez połowę Australii, trekkingu do bazy pod Everestem i dookoła Annapurny, wejścia na Kilimandżaro, wyprawy po parkach narodowych USA. Naszymi gośćmi byli między innymi: Sławomir Olejniczak, który pomimo cukrzycy wszedł na Aconcaguę, ratownik GOPR - ksiądz Maciej Ostrowski, który pokazał swoje przeźrocza z Boliwii, przewodnik SKPG - Paweł Brzozowski, ze slajdami z Gorganów i Zakarpacia oraz Ewelina i Witek Zawadzccy, opowiadający o wejściu na Pik Lenina.

Organizowałeś także akcje wiosennego i jesiennego sprzątania szlaków.

Owszem, przez kilka lat z rzędu w jeden wyznaczony weekend maja oraz października, każdy, kto przyniósł na Halę Krupową albo Luboń Wielki reklamówkę ze śmieciami zebranymi na szlaku, dostawał w dowód wdzięczności bezpłatną herbatę lub kiełbaskę. We własnym zakresie zapewnialiśmy też transport zebranych śmieci ze schroniska na dół.

Hala Krupowa jest jedynym schroniskiem, w którym można dostać magazyn „Bałtyckie Podróże”.

To także „echo” jednego z pokazów przeźroczy - Kingi i Władysława Kawczaków, którzy zaprezentowali slajdy z Finlandii. Patronem medialnym spotkania - zgodnie z tematyką - był magazyn „Bałtyckie Podróże”, otrzymaliśmy wtedy kilkadziesiąt egzemplarzy bieżącego numeru i tak już zostało, najnowsze wydanie tego pisma jest zawsze dostępne na Hali Krupowej. Skoro w Trójmieście organizowany jest festiwal „Góry nad Morzem”, to nic nie stoi na przeszkodzie by w górach promować Bałtyk, wszak nie wszystko co kocham jest w górach...

Marszony, czyli długodystansowe, całodobowe wycieczki górskie też zaczęły się tutaj.

Trasa pierwszego Marszonu prowadziła z Krakowa na Halę Krupową. W ten nieco przekorny sposób chcieliśmy przypomnieć, że to schronisko nie znajduje się gdzieś na końcu świata, bo przecież można tu dojść z Krakowa w czasie jednej wycieczki, chociaż trwającej 24 godziny... To miał być jedyny Marszon, ale atmosfera na trasie oraz w schronisku była tak doskonała, że uczestnicy zaczęli domagać się następnych. Do tej pory odbyło się piętnaście Marszonów, z których dziesięć zaczynało się lub kończyło na Hali Krupowej. Uczestniczyło w nich w sumie 280 osób, większość wielokrotnie. Trasy Marszonów mają przeciętnie 70 kilometrów, których przejście trwa mniej więcej dobę. Najdłuższy był ten z Lubonia, przez wschód słońca na Babiej Górze, na Halę Krupową, którego uczestnicy szli ponad 30 godzin.

Był też Marszon z Krupówek na Halę Krupową.

Był, bo wciąż jeszcze wiele osób myli Halę Krupową z Równią Krupową, lub myśli, że nasze schronisko znajduje się w Tatrach. Trasa z Zakopanego miała uświadomić, że Krupową Halę i Równię dzieli doba marszu, chociaż akurat uczestnikom Marszonów nie trzeba tego przypominać, bo to sami doświadczeni turyści.

Każdy, kto przejdzie całą trasę Marszonu otrzymuje pamiątkową kartę rabatową, upoważniającą do korzystania z 25% zniżki noclegowej w schronisku na Hali Krupowej.

Oraz we wszystkich schroniskach na trasie, to taki wspólny dowód uznania gospodarzy tych obiektów dla uczestników marszu. Bardzo ważne na Marszonach jest unikanie jakichkolwiek elementów rywalizacji. To imprezy towarzyskie, nikt nie wygrywa i nikt nie przegrywa, a nagród na mecie nie wręczamy najszybszym, lecz losujemy wśród wszystkich. Wiesz to lepiej ode mnie, bo przecież prowadziłeś wszystkie Marszony.

Zimaki też kojarzone są z Twoim schroniskiem.

Bo cztery z ośmiu Zimaków - czyli zimowych biwaków - odbyły się na Krupowej. Zimaki mają udowodnić, że wcale nie trzeba wyjeżdżać daleko za ciężkie pieniądze i wydawać fortuny na ekwipunek, by przeżyć w górach nie całkiem codzienną przygodę - spędzić noc w śniegu, pod namiotem. Niezwykle istotne podczas Zimaków jest bezpieczeństwo uczestników, którzy wędrując na miejsce biwaku dużą grupą są znacznie mniej narażeni na ryzyko utknięcia w zaspach, niż pojedynczy turyści. No, i nocując pod namiotem blisko schroniska, mogą w razie potrzeby szybko przenieść się do ogrzewanego pomieszczenia. Wiele osób biorących udział w Zimakach wspominało, iż od dawna ich marzeniem była długa zimowa wycieczka, lecz samotne wędrówki uważali za zbyt ryzykowne.

Bezpieczniej mogą też czuć się dzięki Tobie, bo jesteś ratownikiem GOPR. To chyba niezbyt częste wśród gospodarzy schronisk?

Jest nas w GOPR jeszcze kilku - Edek Hudziak na Markowych Szczawinach, Olek Śmietana w Orlicy, Janek Lizak na Leskowcu, Rysiek Gacek z Maciejowej...

Ale to chyba Ty przysporzyłeś GOPR’owi najwięcej przychówku?

Chyba tak, bo i Agnieszka, i Maciek – czyli moje dzieci – są ratownikami. A nawet moja żona Marysia, chociaż nie ma blachy z błękitnym krzyżem, też kilka razy uczestniczyła w akcjach GOPR. Nie dalej jak zeszłej zimy, na zielonym szlaku z Zawoi zgubiła się kilkuosobowa wycieczka. Zadzwonili po pomoc na Krupową, ale akurat byłem nieobecny, więc Agnieszka wezwała ratowników z Rabki i nie czekając na wsparcie, sama wyszła na poszukiwania. Warunki jednak były tak ciężkie, że musiała zatelefonować po mamę, Marysia założyła narty i wspólnie z Agnieszką szybko znalazła zagubioną grupę. Doprowadziły ich niemal do samego schroniska zanim ratownikom udało się przebić skuterami przez kopny śnieg.

Przypomniałeś mi tym opowiadaniem, że na Krupowej od pewnego czasu odbywają się biegi na rakietach.

Ich organizatorem jest Centralny Ośrodek Turystyki Górskiej w Krakowie. Głównym celem biegów jest „otwarcie” gór w sezonie zimowym, bo dzięki rakietom nawet długie i mocno zaśnieżone szlaki, stają się dostępne. Ja tylko przygotowuję trasę biegów, wyznaczam jej przebieg tyczkami oraz taśmą, ubijam śnieg skuterem śnieżnym, asekuruję uczestników i funduję im drobne upominki.

Na Krupowej odbywają się także jesienne Zloty Turystów Górskich oraz Juzyna na Holi.

Tak, ale to też nie moja zasługa. Zloty od ponad pięćdziesięciu lat organizuje w każdą pierwszą niedzielę października krakowski oddział PTTK. Spotkania te stanowią umowne zakończenie kolejnych letnich sezonów turystycznych. Natomiast Juzynę - czyli podwieczorek w podbabiogórskiej gwarze - po raz pierwszy zorganizował dziewięć lat temu Maciej Motor Grelok - prezes Związku Podhalan. Była to wtedy jedna z imprez towarzyszących Pierwszemu Światowemu Spotkaniu Górali. Następnych Spotkań dotychczas nie było, ale Juzyna udała się tak znakomicie, że Maciej postanowił ją kontynuować.

Czasem pozwalasz sobie na znacznie mniej poważne akcje...

Cóż, kilka lat temu, na pierwszego kwietnia, puściliśmy w świat wiadomość, że przenieśliśmy schronisko na Krowiarki, gdzie prowadzi asfalt, więc turyści będą mogli łatwo do nas przyjechać. Spadła na nas wtedy istna lawina odpowiedzi, większość oczywiście zorientowała się, że to żart, ale byli i tacy, którzy całkiem serio komentowali naszą decyzję. Ktoś nawet bardzo poważnie pytał, czy budynek na Hali Krupowej został pusty, bo chciałby otworzyć w nim schronisko... Rok później ogłosiliśmy, że pierwszego kwietnia w Sidzinie, czyli bezpośrednio u podnóża Hali Krupowej, uruchamiamy „błotnię samochodową” - czyli przeciwieństwo myjni. Za drobną opłatą oferowaliśmy całą gamę usług zabłocenia motocykla, samochodu lub quada, aby bez zjeżdżania z asfaltu wyglądał jak po długim rajdzie bezdrożami.

A innym razem zawiadamialiście o otwarciu specjalnego okienka, przez które zamówione potrawy podawane są zmotoryzowanym turystom wprost na zewnątrz tak, aby nie musieli męczyć się wchodzeniem do schroniska.

Ten żart okazał się proroczy, bo motocykliści bywają tak zabłoceni, że Marysia niekiedy rzeczywiście obsługuje ich przez okno. „Życie przerosło kabaret...”

 

Powyższy tekst został opublikowany w miesięczniku "n.p.m." (numer 3/2009)

Autor zdjęcia: Kuba Terakowski


Strona główna