Bez trudu znalazłem informację, że Tierieszkowa była pierwszą kobietą w kosmosie, a Centkiewiczowa - pierwszą Polką na Antarktydzie. Nie udało mi się jednak ustalić nazwiska pierwszej cyklistki.

Bo to nie takie proste, nie wiadomo jak nazywała się pierwsza białogłowa na rowerze. Skonstruowanie pojazdu uznawanego za prototyp roweru w roku 1817, niemal natychmiast zainteresowało również kobiety, o czym świadczą karykatury pań, jeżdżących na drewnianych drezynach, zamieszczone w prasie angielskiej już w 1819 roku. Prekursorki cyklizmu dosiadały jednak “machin”, które nie przypominały dzisiejszych rowerów. Wehikuły te - nazywane właśnie drezynami - miały dwa identyczne koła z kilkoma grubymi szprychami, osadzone na osiach przymocowanych do poziomej żerdzi, na której zamontowane było też siedzenie oraz kierownica. Podczas jazdy odpychano się na przemian stopami od podłoża. Przedni widelec był nieruchomy, więc aby zmienić kierunek jazdy, trzeba było zsiąść i przestawić pojazd.

A kto i kiedy wymyślił pierwszy rower napędzany pedałami?

W roku 1862 Pierre Michaux wykonał prototyp welocypedu o drewnianych kołach, okutych żelaznymi obręczami, z pedałami i mechanizmem korbowym umieszczonym w przedniej piaście. I chociaż pojazd ten był ciężki oraz niewygodny, to jednak od razu zdobył uznanie w oczach co bardziej odważnych pań, które próbowały swych sił nawet w wyścigach szosowych. Potem znalazły się też panie, które opanowały sztukę jeżdżenia na wysokim, żelaznym bicyklu, z oponami i napędem na przednie koło, który został wynaleziony w Anglii, na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku. Przednie koło bicykla było potężne, miało średnicę aż około półtora metra, a tylne zaledwie czterdzieści centymetrów.

Jednoślad na gumowych kołach musiał wywołać rewolucję w świecie pierwszych rowerów.

Tak, bo bicyklem poruszano się już dużo szybciej niż na welocypedzie, lecz jazda na nim wymagała ekwilibrystycznych umiejętności, zwłaszcza podczas jazdy po bruku. A już samo wsiadanie na wysoko umieszczone siodełko, przy ówczesnej modzie noszenia długich sukien, było nie tylko ryzykowne, co wręcz... nieprzyzwoite. Toteż cyklistkom pomocą służyli cykliści dżentelmeni, sadowiąc je na siodełku. Sztuka dosiadania bicykla miała cały swój rytuał. Dopiero wynaleziony w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku bezpieczny trycykl, czyli rower o trzech kołach, znalazł liczne zwolenniczki. Trycykle przyczyniły się do rozwoju turystyki kolarskiej wśród pań, które zaczęły towarzyszyć cyklistom w przejażdżkach poza miasto.

A kiedy pojawiły się “damki”?

Dopiero pod koniec dziewiętnastego wieku. Wynalazek i produkcja niskiego, damskiego roweru dwukołowego, czyli właśnie tak zwanej "damki" o skośnej ramie, spowodował szybki rozwój kolarstwa kobiecego i doprowadził do zakładania pierwszych, odrębnych żeńskich stowarzyszeń kolarskich. Warto dodać, że męskie zrzeszenia kolarskie, na przykład Warszawskie Towarzystwo Cyklistów, nie przyjmowały wtedy kobiet na swoich członków. Stąd też te dążenia pań do tworzenia niezależnych, kobiecych stowarzyszeń kolarskich. I nie tylko kolarskich, bo podobnie było w Warszawskim Klubie Wioślarskim oraz innych tego typu organizacjach sportowych. Kluby cyklistek były jednymi z pierwszych, obok klubów wioślarek, samodzielnych stowarzyszeń sportowych kobiet w Europie. Szczególnie dużo powstawało ich w Anglii, Francji oraz w Niemczech.

A w Polsce kiedy pojawiły się pierwsze cyklistki i jak zostały przyjęte?

W połowie lat dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku prasa stołeczna donosiła o czterech aktorkach: Kijewskiej, Kleczyńskiej, Łapińskiej i Maślankowskiej, które popisywały się jeżdżąc na rowerach po warszawskich Dynasach. Ale pomijając te “wybryki” służące chyba tylko zdobyciu popularności, to pierwszą “poważną” polską cyklistką była Karolina Kocięcka. Amatorki kolarstwa wywołały w społeczeństwie polskim wyraźnie zróżnicowane reakcje i podział na zwolenników oraz przeciwników jazdy pań na rowerze. Higieniści i lekarze zalecali kobietom rower jako środek przyjemnej i pożytecznej dla zdrowia rozrywki, cykliści wyrażali uznanie dla pedałujących dam, a poeci witali entuzjastycznie pierwsze cyklistki, układając wiersze na ich cześć. Popularny poeta dawnej Warszawy - Artur Oppman również dał się unieść wdziękom i odwadze kobiet na rowerze, co wyraził w wierszu z roku 1897, pod tytułem "Cyklistka": Tobie to wieku dziewiętnasty składam swą pieśń w ofierze, dałeś nam obraz wprzód nieznany - anioła na rowerze...

Co na to przeciwnicy?

Przeciwnicy damskiego kolarstwa szermowali argumentami o szkodliwym wpływie tego sportu na zdrowie, a zwłaszcza na macierzyństwo kobiety. Nie brakowało zastrzeżeń dotyczących zasad moralności i dobrego wychowania. Wiele osób uważało rower za przejaw ekstrawagancji, a bardziej złośliwi określali jeżdżące na nim panie, jako czarownice makbetowskie, spieszące na sabat na żelaznych rumakach. Damy na rowerze były ulubionym tematem ilustrowanych humoresek, niewybrednych dowcipów, satyrycznych felietonów i sensacyjnych nowinek z życia towarzyskiego. Ośmieszano cyklistki pisząc, że ważniejsza jest dla nich moda, czyli odpowiednia garderoba na rower, niż sport. Było w tym niewątpliwie trochę prawdy, bo nowy kaprys mody - czyli kostium dla cyklistek - przyczynił się do rozwoju kolarstwa wśród płci pięknej, stanowiąc doskonały pretekst do zaprezentowania się podczas rowerowych przejażdżek.

Jak zatem ubierały się ówczesne cyklistki?

Na łamach czasopism kobiecych końca dziewiętnastego wieku zamieszczano liczne modele, wzory i opisy damskich ubiorów na rower. Elegancki, stale modyfikowany strój nadał cyklistkom fin de siècle'u sylwetkę sportową. Początkowo ubiór cyklistek nie różnił się niczym od normalnej sukni spacerowej i również w niczym nie naruszał dobrych obyczajów. Ale niestety, brak w pierwszych rowerach zabezpieczenia łańcucha i osłony tylnego koła, powodował wkręcanie się długich spódnic i halek między ogniwa lub szprychy, co było przyczyną wielu wypadków. Dla przeciwdziałania temu najpierw zaczęto montować ochronne siatki na tylnych kołach damskich rowerów, a potem zastosowano specjalny krój spódnicy, co uważano za rewelację. Stosownie bowiem do potrzeb, pociągnięciem czterech sznurków, można było spódnicę skrócić, lub zamienić w niebywale modne wówczas "spódnico - spodnie". Do stroju tego noszono kapelusze o dużych rondach. Kolejną innowacją było wprowadzenie tak zwanych dzielonych spódnic, które po zejściu z roweru wyglądały jak normalna spódnica. Do tego zakładano bluzkę z kołnierzykiem, lub stójką z kokardką i modnie skrojony, dopasowany żakiet. Na głowę wkładano mały filcowy kapelusz, kokieteryjnie ozdobiony piórkiem. Komplet uzupełniały obowiązkowe białe rękawiczki.

A w spodniach białogłowom jeździć nie wypadało?

Na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku dyktatorzy mody wprowadzili dla cyklistek specjalny kostium, tak zwany racjonalny. Składał się on z suto marszczonych w pasie szarawarów - czyli de facto spodni - związanych, lub ściągniętych gumką pod kolanami, do nich zakładano batystową bluzkę z bufiastymi rękawami i żabotem oraz obcisłą kamizelkę z płótna lub jedwabiu. Strój ten był oczywiście odpowiednio skomponowany kolorystycznie. Na głowę zakładano beret, lub czapkę "dżokejkę", a na nogi czarne pończochy i wysoko sznurowane trzewiki na niskim obcasie. W takich strojach paradowały wtedy na rowerze wszystkie liczące się cyklistki w Europie. Strój racjonalny pozwalał kobietom jeździć bezpiecznie nie tylko na damskich rowerach, ale również na tandemach i rowerach męskich oraz startować w publicznych wyścigach kolarskich na welodromach i szosach. Cyklistki jako pierwsze wypowiedziały wojnę sztywnym gorsetom, uważa się, że rower, strój sportowy i usunięcie gorsetu z garderoby damskiej zrobiły dla emancypacji kobiet więcej, niż sufrażystki walczące wówczas o równouprawnienie.

Stąd już tylko krok do sportowej rywalizacji z mężczyznami...

Owszem, towarzyskie przejażdżki za miasto rychło przestały cyklistkom wystarczać i część z nich zaczęła dążyć do publicznego zamanifestowania swojej sportowej emancypacji, zgłaszając chęć startów w wyścigach na szosie i torze. Polki, ostateczne zwycięstwo odniosły w dniu 1. sierpnia 1897 roku, kiedy - z jednej strony w atmosferze oburzenia obrońców zdrowia i moralności, a z drugiej aprobaty zwolenników równouprawnienia - wobec licznie zebranej publiczności, urządzono pierwszy wyścig damski na szosie z Jabłonny. Trasa rajdu miała 25 wiorst, czyli około 27 kilometrów długości. Organizatorami tego wyścigu były: redakcja warszawskiego czasopisma "Cyklista" (ukazującego się od roku 1892) oraz Towarzystwo Akcyjne Singer Cycle Company, a funkcję sędziów pełnili członkowie Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów (założonego w roku 1886). Do startu zgłosiło się sześć cyklistek.

A wygrała z pewnością legendarna Karolina Kocięcka?

Tak, Kocięcka odniosła zdecydowane zwycięstwo, uzyskując czas: 1 godzina, 1 minuta i 45 sekund. W nagrodę dzielna "rekordsportsmenka" - jak ją nazwał Kurier Warszawski, najbardziej wówczas popularny dziennik w stolicy - otrzymała żeton od Petersburskiego Towarzystwa Turystów, a od redakcji "Cyklisty" pierścionek z szafirem i dwoma brylantami. Również pozostałym uczestniczkom wyścigu wręczono wartościowe nagrody, zachęcając tym samym do uprawiania sportu kolarskiego. Prasa warszawska pisała o doskonałej kondycji i świeżości cyklistek przybywających na metę. Wyścigowi kobiecemu całą szpaltę poświęcił petersburski "Wiełosiped", zaznaczając jednocześnie, że osiągnięty przez Kocięcką wynik jest damskim rekordem wszechrosyjskim. O wyścigu tym pisał także "Cyklista", na którego łamach ukazał się też dowcipny wiersz Antoniego Orłowskiego: Mężczyznom pragnąc sprostać i wejść do sławy bram, sportową wdziawszy postać ścigało się sześć dam. I czuły zapał szczery, aż z oczu biły skry, usiadły na rowery i dalej: raz, dwa, trzy! Dziś są więc damskie gwiazdy, oplączą nas w swą sieć i oprócz mistrzów jazdy, mistrzynie będziem mieć!

Ale - jak Pani wspomniała - głosów krytycznych tym razem też nie zabrakło.

Niestety, nie wszystkie opinie były entuzjastyczne, wiele dzienników, a nawet czasopism sportowych odnosiło się krytycznie do wyścigu kolarskiego dam. Na przykład na łamach lwowskiego "Koła" pisano, że "o ile sam sport kołowy dla pań jest nieszkodliwy, o tyle trening i szpurt nie są wskazane". Za szczególnie kontrowersyjną uznawano Karolinę Kocięcką - najlepszą polską cyklistkę przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Kocięcka startowała w wyścigach torowych na warszawskich Dynasach (wspaniałym ośrodku kolarskim należącym do Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów), w Łodzi, Lwowie i Kaliszu oraz w Petersburgu i Moskwie. Jej wyniki jeszcze dzisiaj są godne podziwu, współzawodniczyła nie tylko z cyklistkami, ale także z cyklistami. Ustanowiła wiele wszechrosyjskich kobiecych rekordów szosowych, została też rekordzistą świata w wyścigu dwunastogodzinnym. Podejmowała dalekie, samotne rajdy na rowerze z Warszawy do Petersburga, Moskwy i Paryża. Była też inicjatorką utworzenia w roku 1897 Warszawskiego Klubu Cyklistek, który niestety nie został zalegalizowany przez rosyjskie władze.

A poza Kocięcką? Ile Polek jeździło wtedy na rowerach?

Według Kuriera Warszawskiego - w samej tylko stolicy było już wówczas około stu cyklistek. Ich nazwiska nie są znane, gdyż wtedy powszechnie używano pseudonimów. Kolarstwo wśród dam rozwijało się także w innych miastach Polski, cyklistki zrzeszał Oddział Kolarski Towarzystwa Gimnastycznego Sokół w Krakowie, Sokół w Przemyślu i Rzeszowie, Lwowski Klub Cyklistów, Koło Cyklistów w Lublinie, Łódzkie Towarzystwo Cyklistów, Oddział Kołowników Poznańskich, Pabianickie Towarzystwo Cyklistów oraz Płockie Towarzystwo Cyklistów, a pod koniec dziewiętnastego wieku utworzono w Gdańsku samodzielny Klub Cyklistek Wioletta. Ośrodki te organizowały dla pań kursy nauki jazdy "na kole", wycieczki rowerowe do pobliskich miejscowości, a nawet wyścigi na welodromach i szosach.

Jedną z prekursorek turystyki kolarskiej była nasza pierwsza noblistka.

Maria Skłodowska - Curie - mówiąc dzisiejszym językiem - propagowała zdrowy styl życia, gdy dla odprężenia po pracy w laboratorium, wraz z mężem Piotrem, urządzała niedzielne wycieczki rowerowe w okolice Paryża, a podczas wakacji - dalekie wyprawy po Francji. Na przykład w roku 1900, państwo Curie przejechali na rowerach całe wybrzeże normandzkie. Maria i Piotr znani są ze zdjęcia, na którym stoją przy swoich rowerach. Maria ubrana była wtedy w strój racjonalny. Do jazdy na bicyklu Maria zachęcała także swoje córki - Irenę i Ewę, wraz z którymi wybierała się na podmiejskie wycieczki.

A potem niewiasty na rowerach stopniowo przestały budzić sensację...

Tak, w latach dwudziestych sport kolarski nie był już tak modny wśród pań, a damy na jednośladach nie zwracały szczególnej uwagi i nie powodowały żarliwych dyskusji w prasie. We wsiach i małych miasteczkach rower stawał się powoli środkiem wygodnej oraz szybkiej lokomocji, znalazł też zastosowanie w turystyce kolarskiej. Kluby i towarzystwa coraz częściej organizowały dla swoich członków i członkiń jedno, oraz wielodniowe wycieczki o charakterze krajoznawczym, a także zloty gwiaździste i zjazdy kolarskie. Pod koniec sezonu sumowano przejechane kilometry i nagradzano najaktywniejszych cyklistów oraz cyklistki. Turystyka kolarska pozwalała na dużą dowolność stroju kobiecego, pojawiły w nim się spodnie, krótkie spódniczki do kolan, szorty oraz trykotowe koszulki w różnym fasonie, z długim, lub krótkim rękawem, białe albo kolorowe. W okresie międzywojennym najwięcej kobiet uprawiających turystykę kolarską zrzeszały: Warszawskie Towarzystwo Cyklistów, Robotniczy Klub Sportowy "Legia Kraków", Pabianickie Towarzystwo Cyklistów, Kaliski Klub Cyklistów, Rzeszowskie Towarzystwo Kolarzy i Motorzystów, Łódzki Klub Sportowy, Towarzystwo Cyklistów i Motorzystów w Żyrardowie oraz Sosnowieckie Towarzystwo Cyklistów. W tym czasie kobiety przyjmowano już do męskich stowarzyszeń cyklistów. Do wyścigów Polki stawały rzadko, nie startowały ani w Mistrzostwach Polski, ani w imprezach międzynarodowych. Tak wyglądały początki sportu kolarskiego i turystyki rowerowej Polek do roku 1939.

Jakub Terakowski

Wywiad został opublikowany w miesięczniku "Rowertour" nr 12/2009. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie tego tekstu lub jego fragmentów, wymaga zgody Redakcji.


Strona główna