Dariusz Cegłowski – gospodarz Bacówki PTTK na Rycerzowej

W bieżącej edycji naszego rankingu Rycerzowa zdobyła pierwsze miejsce w kategorii bacówek...

To w pewnym stopniu też nasza zasługa.

Skąd ta skromność? To przecież wyłącznie Wasza zasługa.

Miałem na myśli utworzenie kategorii "bacówka", a nie wyniki rankingu. Dyskutując o poprzednich edycjach stwierdziliśmy bowiem, że nie sposób porównywać schronisk z bacówkami i przekazaliśmy Redakcji nasze sugestie. Miło, iż zostały uwzględnione. Nota bene: moim zdaniem nie sposób też porównywać schroniska na Luboniu Wielkim z hotelem na Kalatówkach, ale to już inna historia... Mały obiekt nie ma szans w konfrontacji z dużym. Jeżeli bowiem atmosfera jest mniej istotna od liczby sanitariatów lub przestrzeni mieszkalnej, to przegrywamy na starcie. Wiem, że komfort jest dla turystów coraz ważniejszy i każdy teraz chce mieć w górach pokój dwuosobowy z łazienką, telewizorem oraz... widokiem na morze... (śmiech). Ograniczone miejsce powoduje jednak, że bacówkom jest trudniej spełnić te oczekiwania, niż schroniskom.

Widok na morze pomijając...

Dla mnie schronisko powinno być przede wszystkim czyste, ciepłe i zapewnić skromny dach nad głową. Nasza inicjatywa, w gruncie rzeczy, nie miała służyć nam, lecz przede wszystkim innym bacówkom, bo Rycerzowa nawet w rywalizacji ze schroniskami, radzi sobie doskonale. W pierwszej edycji rankingu zajęliśmy drugie miejsce, a w następnych nie spadliśmy nigdy poniżej siódmego. I nigdy też nie wyprzedziła nas żadna inna bacówka. Nie mamy kompleksów. Mamy natomiast, pomimo tak wysokiej pozycji, zastrzeżenia do metodyki prowadzenia rankingu. Dwukrotna kontrola to bowiem stanowczo zbyt mało, by wyniki były miarodajne. Zbyt wiele zależy od zbiegu okoliczności i szczęścia. Gdyby Wasz ankieter trafił pechowo na głośną, "zakrapianą" imprezę, to Rycerzowa mogłaby spaść nawet do ostatniej dziesiątki. Nie twierdzę, że takie hałaśliwe grupy są tutaj plagą, bo nie są; nie twierdzę, że z uciążliwymi gośćmi nie potrafimy sobie poradzić, bo potrafimy, ale przypadki chodzą po górach...

Wspomniałeś o atmosferze. Na Rycerzowej dostała najwyższą notę...

Atmosfera? To dość nieuchwytne kryterium. Bo co ją tworzy? Ludzie, przedmioty, światło, dźwięk? Rzecz upodobań i potrzeb. Ktoś chwali nastrój, tworzony wieczorem przez świece, a ktoś równocześnie narzeka na półmrok i brak napięcia w gniazdkach. Nie mamy prądu z sieci, dysponujemy solarami i agregatem, który włączamy tylko wtedy, gdy potrzebujemy dużej mocy. Dzięki temu ograniczamy hałas, emisję spalin i koszty. Solary, wraz z akumulatorami zazwyczaj wystarczają w zupełności. Przetwornice zasilają instalację o napięciu 230 V, akumulatory podtrzymują drugi obieg o napięciu 12 V. Wyższe napięcie służy niemal wyłącznie turystom, do ładowania sprzętu elektronicznego - smartfonów, laptopów, aparatów fotograficznych, niższe - oświetla bacówkę lampkami ledowymi. Pierwszy obieg włączamy jednak tylko wieczorem lub przy dużym ruchu, a z myślą o pojedynczych turystach mamy dwa gniazdka samochodowe zainstalowane w jadalni.

Trochę to skomplikowane...

Lecz działa bez zarzutu, o ile ktoś nie przyjdzie z własnym tosterem, suszarką lub elektrycznym czajnikiem, a zdarzają się takie przypadki... Raz, pewna turystka z czajnikiem dopytywała wręcz jak gotujemy wodę, skoro nie mamy prądu. I była bardzo zdziwiona, że można na piecu... (śmiech). W wielu schroniskach, po godzinach otwarcia bufetu, czajnik elektryczny jest udostępniony turystom. My oddajemy do ich dyspozycji kuchenkę gazową.

A wrzątek jest u Was bezpłatny.

Tak, mamy tylko puszkę na wolne datki. Opłaty pobieramy jedynie za wrzątek wydawany do bacówkowych naczyń. Turystom bowiem coraz częściej nie chce się nosić kubków, a niekiedy tylko wyciągać ich z plecaków i oczekują, że nie tylko wrzątek dostaną gratis, ale też umyjemy po nich garnuszek z kisielu, czy zupki. Zdarza się, że gość, którego prosimy o złotówkę za wypożyczenie kubeczka, nagle przypomina sobie, że ma własny...

Dla Was brak prądu jest zapewne kłopotliwszy, niż dla turystów.

Brak prądu szczególnie utrudnia nam prowadzenie gastronomii. Mamy lodóweczkę na gaz, tak małą, że wystarcza tylko na przechowywanie najmniej trwałych produktów. Nie mamy zamrażarek. Wszystko zatem musimy albo gotować na bieżąco, albo wekować i pasteryzować, co jest bardzo czasochłonne. Nie mamy też oczywiście kuchenek mikrofalowych, co też powoduje niekiedy konsternację. Na przykład, gdy młodzi rodzice proszą nas o podgrzanie w "mikrofali" słoiczka z posiłkiem dla malucha, a zamiast tego, dostają rondelek ciepłej wody. Brak lodówek powoduje też, że turyści narzekają na niezbyt zimne piwo. Przy mniejszym ruchu przynosimy butelki na bieżąco, z piwniczki, która jest dość chłodna, lecz trudno tam biegać, gdy przy okienku stoi kolejka.

Konsekwencją braku prądu jest zapewne dość skromne menu.

Turyści tylko na tym zyskują, bo wszystko jest świeże, smaczne i zdrowe. Nie rozmrażamy flaczków w mikrofali. Mamy zawsze do wyboru dwie zupy, dwa dania barowe, dwa drugie dania - kotleciki sojowe, zasmażany ser i racuszki. Turyści najczęściej skarżą się na brak schabowego, a przecież schabowy można zjeść codziennie i prawie wszędzie. Czy naprawdę jeden inny obiad jest takim rozczarowaniem? Czy na Rycerzowej nie warto spróbować sera zasmażanego według słowackiej receptury? Przecież nie ma go w menu żadnej restauracji na dole. Podobnie jak racuszków z sosem borówkowym. To nasza specjalność, podobno legendy już o nich krążą...

Za godziny otwarcia bufetu Rycerzowa dostała "czwórkę".

Teoretycznie jest czynny od godziny ósmej do dwudziestej, ale rzadko zamykamy punktualnie. Nikt głodny spać nie pójdzie i nikt z pustym brzuchem w góry o świcie nie wyjdzie, warto jednak umówić się z nami zawczasu.

Jadalnia jest dostępna przez całą dobę?

Tak. I schroniska też na noc nie zamykamy. Można w każdej chwili przyjść i wyjść.

Nigdy nie zdarzyła Wam się żadna kradzież?

Pamiętam kilka w ciągu dwudziestu lat, co przy tak dużym ruchu plagą nazwać nie można. Raz, czy dwa ukradziono nam żarówki energooszczędne, ale to jeszcze w czasach, gdy były bardzo drogie. Zdarzyło się też, że zginęły buty. To bardzo przykre. Aż trudno uwierzyć, że turyści turystom mogą robić takie rzeczy.

Wasze sanitariaty dostały niezbyt wysoką notę...

Niestety, to nasza pięta Achillesowa. Ostatni gruntowny remont przeszły piętnaście lat temu. Potem już zawsze były pilniejsze sprawy, to kwestia priorytetów oraz - niestety - ograniczonych funduszy. Rycerzowa nieustannie zmaga się z problemami finansowymi i nie jest w tej kwestii wyjątkiem. Schroniska muszą zarabiać na siebie, aby przetrwać muszą mieć ceny adekwatne do kosztów, a te są w górach znacznie wyższe, niż niżej. Schroniska górskie to najtańsza baza noclegowa w Polsce, chociaż ich koszty utrzymania są niebotyczne. Natomiast priorytetem jest teraz na Rycerzowej budowa oczyszczalni ścieków, której zresztą - podobnie jak wszystkich dużych inwestycji - nie byłbym w stanie przeprowadzić bez wsparcia Spółki Karpaty, która prowadzi dobrą, dalekowzroczną politykę remontową. A wracając do sanitariatów: każdy remont wymagałby ich zamknięcia, a nie ma tu innych - i kółko się zamyka. Staramy się interweniować na bieżąco, lecz to nie wystarcza. Ostatnio wymieniłem tam okno, bo wciąż mamy problem z fatalnie zaprojektowaną wentylacją. Brak prądu też ma swoje znaczenie, bo nie pozwala na montaż wentylatorów elektrycznych. W efekcie, na ścianie pod oknem zaczął pojawiać się grzyb. Trudno z nim walczyć bez całkowitego zamknięcia łazienek, bo preparaty grzybobójcze są toksyczne.

Przy dużym ruchu brakuje ciepłej wody, a do prysznica trzeba stanąć w kolejce.

To kolejny mankament braku prądu, bo tradycyjnymi metodami rzeczywiście trudno niekiedy nadążyć z grzaniem wody. Powiem Ci jednak, że wtedy, gdy zaczynałem wędrować po górach, nikt nie pytał w schronisku o ciepłą wodę, bo byłoby mu wstyd. Nawet zimna, z kranu nie wszędzie była dostępna. I co? Czy turyści byli wówczas mniej szczęśliwi? Bynajmniej. Mam wrażenie, że teraz są bardziej sfrustrowani i roszczeniowi. A skoro już o historii mowa: zgodnie z koncepcją Edwarda Moskały bacówki miały służyć turystyce kwalifikowanej, grupy zorganizowane w ogóle nie mogły w nich nocować, a turysta indywidualny mógł zatrzymać się na maksimum dwie noce. Ruch turystyczny był wówczas inny. Teraz, gdy większość dysponuje samochodami, więc i dostępność komunikacyjna gór jest lepsza, Rycerzową w pogodne dni oblegają tłumy, przychodzące tylko na chwilę. Wszyscy korzystają z WC, trudno się dziwić, ale - zgodnie z pierwotnym projektem - bacówka ma tylko dwa "oczka". Za czasów Moskały to wystarczało, dzisiaj już nie. Trzeba więc stanąć w kolejce, wszyscy się śpieszą, spłuczka nie nadąża, muszla zatyka się, czy mam opowiadać dalej? Nie? A dlaczego? To oblicze bacówki jest nie mniej prawdziwe, niż romantyczny wieczór przy kominku. Nie ulegajmy iluzjom. Przed remontem było jeszcze gorzej, ale podczas modernizacji odstąpiliśmy turystom połowę naszej prywatnej łazienki. Teraz więc, wprawdzie załoga ma ciaśniej, lecz gościom przybyły DWA PRYSZNICE. Brak miejsca to problem wszystkich bacówek: dyskomfort dla turystów i kłopot dla personelu. A Rycerzowa dodatkowo - jako pierwsza w Polsce, prototypowa - ma wady, których udało się uniknąć w następnych, budowanych później obiektach.

Kolejna łyżka dziegciu: personel na Rycerzowej. Spektrum opinii o nim jest pełne, od superlatyw do skarg.

To nie tylko problem Rycerzowej, większość schronisk nieustannie poszukuje dodatkowych pracowników, zazwyczaj sezonowych. I to ich najczęściej dotyczą skargi. Ja, poza kilkoma wyjątkami, mam szczęście do załogi. Może dlatego, że przyjmując do pracy zawsze straszę kandydatów, wolę przerysować minusy, niż łudzić ich perspektywą beztroskich posiadów z gitarą. Bo prawdę mówiąc, nawet jeżeli znajdą na to czas, to nie wystarczy im już ochoty i siły, a horyzont pragnień wypełni łóżko. Praca w schronisku jest misją, wymaga powołania, przenika się z prywatnym życiem. Załoga musi być zgrana, całe dnie spędzamy razem, nie może ciężko pracować ktoś, aby obijać się mógł ktoś inny. Tylko z dobrą załogą można dobrze prowadzić schronisko, a tylko z najlepszą można wygrać Wasz ranking... Staramy się prowadzić bacówkę najlepiej jak potrafimy. Jeżeli ktoś ma gorszy dzień, to nie idzie do okienka, aby nie prowokować konfliktów. Mamy bezpośredni kontakt z turystą, lubimy to, nigdy nie odmawiamy pomocy, nawet w najdziwniejszych przypadkach. Potrzebny klucz imbusowy do roweru? Voilà - dysponujemy takim. But się rozleciał, podeszwa odpada? Srebrna taśma go sklei. Nie jeździmy po każdy drobiazg do sklepu, więc "przydasie" zalegają magazyn. Chętnie dzielimy się nimi. Co jeszcze? Praca w schronisku doskonale przygotowuje do prowadzenia własnego obiektu, przez Rycerzową przewinęło się wielu przyszłych gospodarzy. Ostatnio małżeństwo z mojej załogi otworzyły Kolibę na Łapsowej Polanie, polecam z całym przekonaniem zarówno to miejsce, jak i gospodarzy. Zawsze chętnie pomagam debiutantom, pamiętam dobrze własne początki i żadnych "lojalek" nie wymagam... (śmiech). Natomiast opinie, cóż - na dobrą trzeba długo i dobrze pracować, ale do napisania złej wystarczy byle pretekst. Nikt nie publikuje pochwał wyssanych z palca, w przeciwieństwie do skarg - naciąganych, lub wręcz nieprawdziwych.

Wróćmy zatem do pochwał: aż trudno wymienić imprezy, które organizujesz.

Przez przesady, nie jest ich aż tak wiele: Karpacki Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, Bieg na Rakietach Śnieżnych, Turniej Siatkówki Górskiej, Otwarta Scena Piosenki Autorskiej, Gitarą i Grulem oraz Andrzejki w Stylu. Ponadto, od listopada do kwietnia, zapraszamy na slajdowiska, niekiedy nawet co weekend. Zrezygnowałem tylko z organizacji Nocy Kupały, bo nazbyt "rozrywkowe" ekipy zaczęły na nich dominować.

Z numerów wnosząc nie są to imprezy debiutujące - szesnasty turniej i festiwal, dwunasty bieg; a zatem ich formuła sprawdza się.

Wielu turystów lubi urozmaicać sobie pobyt na Rycerzowej udziałem w imprezach, wielu wręcz przychodzi specjalnie na turniej, zawody, czy festiwal. Mamy stałych bywalców slajdowisk i Finałów, chociaż są i tacy, którzy unikają tłumu.

Podczas poprzedniego Finału udało Wam się zebrać dziesięć tysięcy złotych, Rycerzowa wyprzedziła wówczas dwadzieścia innych, "grających" schronisk. W tym roku padł u Was rekord: dwanaście tysięcy...

To przede wszystkim zasługa naszych gości. Wielu z nich przynosi własne gadżety na licytacje: książki, albumy, nalewki, wypieki. Większość przychodzi do nas z zamiarem wydania pieniędzy na Orkiestrę. Jest nawet małżeństwo, które codziennie, przez cały ostatni rok, odkładało "piątaka", na nasze aukcje. Słynna już "śmietanówka" została ostatnio wylicytowana za pięćset złotych. I od razu rozlana pomiędzy wszystkich. Mnóstwo emocji wywołuje też licytacja zdjęcia Jerzego Kukuczki z autografem. Dziesięć lat temu, po pierwszej aukcji, fotografia wraz z nazwiskiem laureata i adnotacją o kwocie, została na Rycerzowej. Rok później, następna aukcja rozpoczęła się od wylicytowanej poprzednio kwoty, a po Finale zdjęcie ponownie zawisło w jadalni. I tak przez kilka kolejnych lat z rzędu, aż do momentu, gdy cena wywoławcza przekroczyła możliwości nawet najhojniejszych turystów. Teraz pomiędzy gośćmi krąży kapelusz, a zebrana kwota jest zapisywana na odwrocie fotografii.

Kolejny plus: przestrzeganie ciszy nocnej.

Zawsze interweniujemy gdy jest zakłócana, nie wahamy się przy tym sami jej nieco zakłócić, bo uwagi nie można zwracać szeptem. Wszyscy turyści powinni słyszeć, że jest w bacówce ktoś, kto dba o ich komfort. Na muzykę mechaniczną zgadzamy się tylko dwa razy w roku - na Sylwestra i Andrzejki. Nie organizujemy dyskotek, takie mamy zasady, nawet za cenę utraty gości, a bywały już takie przypadki. Zdarzało się też, że turyści odwoływali rezerwacje na wieść, iż nie mamy telewizora i nie będą mogli obejrzeć meczu. Nie organizujemy też imprez zamkniętych. I nawet jeżeli grupa rezerwuje cały obiekt, to uprzedzam, że do ich dyspozycji będzie trzydzieści miejsc, a nie cała bacówka, bo na Rycerzową zawsze może przyjść niezapowiedziany turysta. Nie reklamuję Rycerzowej, wystarczy mi to, co mam. Nie przyjmuję reklam, chorągiewek Coca Coli, czy Żywca, plastikowych stolików. To moja kolejna zasada. Chcę zachować styl i charakter schroniska. Nie sprzedaję piwa kierowcom quadów. Dysponujemy quadem, ale służy nam do pracy, a nie do zabawy. Na wycieczki chodzimy.

Trafiłeś na Rycerzową przez przypadek, czy wolisz małe obiekty? Wybrałbyś bacówkę, czy schronisko, następnym razem?

To nie był przypadek. A - czy bacówka, czy schronisko, mniejsza o nazwę, ważne aby budynek był mały, z klimatem. Na Rycerzowej bywałem jako turysta, lubiłem cały Worek Raczański więc zamieszkałem tutaj z radością. Później zresztą, gdy już sprawdziłem się tutaj, PTTK zaproponowało mi przejęcie większego obiektu, ale nie chciałem.

Czy napis nad bufetem - "strefa wolna od pośpiechu" - oznacza, że personelu nie należy poganiać?

Bynajmniej. To przesłanie adresowane jest do turystów. To im proponujemy, aby nieco zwolnili tutaj rytm życia, złapali uciekające myśli i czas. Natomiast personel nie ma wyboru, musi się śpieszyć, aby nie śpieszyć mógł się gość. Czas oczekiwania na posiłek nie wynika z opieszałości załogi, lecz z przepustowości naszej kuchni. To bardzo małe pomieszczenie, wielu turystów ma większą kuchnię w domu, niż my, w bacówce. Również z tego powodu nasze menu nie może być bogatsze. Jeżeli bowiem kilku gości zamówi kolejno wszystkie dostępne dania, to nie przygotujemy ich szybciej, niż w kwadrans, a staramy się, aby nikt nie czekał dłużej. Tylko na podanie racuchów rezerwujemy sobie dłuższą chwilę, gdyż wymagają szczególnej staranności. Nie, "strefa wolna od pośpiechu" absolutnie nie obejmuje naszej kuchni. Niekiedy czas na śniadanie mamy dopiero wieczorem... Szewc bez butów chodzi, a kucharz głodny...



Dariusz Cegłowski. Ma 48 lat. Pochodzi z Zielonej Góry. Z wykształcenia elektryk oraz technik obsługi ruchu turystycznego. Przewodnik beskidzki. Od roku 1996 prowadzi Bacówkę PTTK na Rycerzowej. Wcześniej, przez dwa lata był gospodarzem Chatki Górzystów.



Jakub Terakowski

Wywiad opublikowany w miesięczniku n. p. m. nr 8/2017. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie wymaga zgody autora oraz Redakcji.