Od dawna marzę o przejechaniu na rowerze całej Polski wzdłuż Wisły - od jej źródeł do ujścia. I gdziekolwiek szukam informacji, przygotowując się do tej wyprawy, zawsze trafiam na Panią i projekt Wiślanej Trasy Rowerowej... To Pani dzieło?

WTR to niemal moja porażka. Wszyscy mówią, że to świetny pomysł, ale nie ma nikogo wystarczająco mocnego, aby tę inicjatywę wciąż popychać do przodu. Cała moja nadzieja teraz w Bronisławie Komorowskim, którego rok temu, zanim jeszcze zrezygnowałam z ponownego kandydowania do Parlamentu Europejskiego, poprosiłam aby został Przewodniczącym Honorowego Komitetu Budowy Wiślanej Trasy Rowerowej. Zgodził się, a był wówczas nie tylko Marszałkiem Sejmu, lecz również Prezesem Ligi Morskiej i Rzecznej. Jeszcze 10 - 15 lat temu organizował spływy Wisłą, więc rzekę zna i wie co trzeba o jej problemach - nie był to zatem z mojej strony wybór prestiżowy. W Sejmie odbyły się dwa lub trzy spotkania, zorganizowane przez Bronisława Komorowskiego, na które zaproszeni zostali Marszałkowie wszystkich województw, przez które prowadzi WTR. Liczyliśmy na to, że nasi goście zobowiążą się do wykonania konkretnych zadań, a na kolejnych spotkaniach będziemy odnotowywali postępy.

Nie udało się?

Niestety nie. Większość Marszałków nie zaangażowała się wystarczająco w ten projekt. Mam jednak nadzieję, że teraz Kancelarii Prezydenta nikt nie odmówi. I uda nam się wreszcie zmobilizować Marszałków "wiślanych" województw.

A co Marszałkowie powinni zrobić?

Po pierwsze, jak na razie nie ma w Polsce jednego podmiotu, który mógłby samodzielnie udźwignąć cały ciężar budowy WTR. Od czasu do czasu zgłaszają się do mnie różne organizacje pozarządowe, deklarujące gotowość poprowadzenia tej trasy i chociaż doceniam ich dobrą wolę, to jednak muszę stwierdzić, że sam entuzjazm i zaangażowanie tu nie wystarczą. Żadna organizacja społeczna nie udźwignie tego tematu, gdyż nie będzie w stanie ani przeprowadzić budowy, współpracując z setkami gmin, ani na bieżąco dbać o utrzymanie trasy.

Kto zatem udźwignie ten temat?

Najlepiej byłoby gdyby koordynatorem zostało jedno z ministerstw. Niestety, żadne się nie zgodziło - ani Ministerstwo Sportu i Turystyki, ani Gospodarki, ani Rozwoju Regionalnego.

I co teraz?

Marszałkowie ośmiu nadwiślańskich województw muszą tych zadań podjąć się dobrowolnie. I z tą dobrowolnością jest największy problem...

Co zatem "muszą dobrowolnie" zrobić?

To, co w poprzedniej kadencji zrobił Marszałek Województwa Śląskiego: kompletny audyt obu stron Wisły - do kogo należą, jakie są formy własności, co tam się aktualnie znajduje, gdzie można łatwo położyć dywanik na "wałach" lub podwalu, a gdzie się nie da. Dokument ten powinien zawierać także wykaz partnerów samorządowych oraz organizacji sportowych, turystycznych i rowerowych. Po sporządzeniu audytu należałoby wraz z partnerami społecznymi i gminami wytyczyć trasę. Jej przebieg musi być oczywiście uzgodniony z sąsiednimi gminami, aby nie zdarzyło się, że na granicy ścieżka kończy się na lewym brzegu Wisły, a dalej wiedzie prawym. Docelowo WTR ma prowadzić po obu stronach rzeki, lecz na początek trzeba zbudować jedną nitkę i szybko oddać ją rowerzystom do użytku, aby zobaczyć jaki tam będzie ruch i jakie pojawią się problemy.

A czy nie lepiej byłoby to sprawdzić przed rozpoczęciem inwestycji?

W jaki sposób? Od roku 2004 zorganizowaliśmy (my czyli Beskidzkie Towarzystwo Cyklistów oraz Towarzystwo "Cyklista" z Przecieszyna) cztery rajdy rowerowe, których trasa prowadziła od źródeł Wisły do ujścia. Dwa były duże (uczestniczyło w nich po 150 - 200 osób) i dwa małe - kilkunastoosobowe. I muszę stwierdzić, że to nie jest takie proste zaprosić ludzi na wyprawę i powiedzieć im - jedźcie cały czas wzdłuż Wisły - bo w wielu miejscach po prostu nie ma którędy jechać. Nas, w takiej duże grupie eskortowała policja, ale indywidualni turyści nie zaczną na dużą skalę wędrować tamtędy zanim nie powstanie WTR, bo musieliby wybierać pomiędzy jazdą po bezdrożach, a ruchliwym asfaltem. Proszę mi zatem podpowiedzieć jak sprawdzić zapotrzebowanie przed otwarciem trasy? Bo ja nie wiem. Może przez liczbę zainteresowanych udziałem w naszych rajdach wzdłuż Wisły? Staraliśmy się nie rozpowszechniać informacji o planowanej eskapadzie, a i tak chętnych było czterystu, podczas gdy miejsc mieliśmy dwieście...

Ale WTR ma docelowo służyć turystom indywidualnym, a nie wielkim wyprawom organizowanym od święta.

To prawda. Nasze rajdy nie są reprezentatywne także dlatego, że udział w nich był niemal bezpłatny - wszyscy uczestnicy otrzymali odzież, aby identycznym wyglądem zwracać na siebie uwagę, bagaż był transportowany, noclegi i podstawowe wyżywienie zagwarantowane, więc nic dziwnego, że chętnych było tak wielu. Ale też nie gwoli monitoringu zapotrzebowania zorganizowaliśmy te dwa duże rajdy, lecz aby promować ideę budowy WTR. Bo przecież przejazdu kilkunastu osób nikt by nie zauważył, lecz kilkuset nie sposób było przeoczyć.

Dlaczego zatem odbyły się tylko dwa takie rajdy?

Tylko? Bo to są olbrzymie koszty! Na pierwszy wydałam prawie czterysta tysięcy złotych! Ile razy można zdobyć taką kwotę? Mnie się to udało raz, następnym razem zdobyłam dwieście, więc uczestników było mniej.

A czy nie obawia się Pani, że dla indywidualnych turystów, samodzielnie pokrywających wszystkie koszty, wyprawa wzdłuż całej WTR będzie zbyt droga, aby masowo ruszyli na ten szlak? Bo dla pojedynczych cyklistów chyba nie opłaca się budować osobnej drogi.

Przecież WTR nie będzie zarezerwowana tylko dla osób pokonujących ją w całości, tym bardziej, że po drodze będzie krzyżowała się lub prowadziła razem z innymi trasami rowerowymi: Szlakiem Polski Wschodniej, Szlakiem Bursztynowym, czy wieloma ścieżkami sieci "Greenway". Można więc będzie też przejechać fragment WTR lub dowolnie połączyć ją z inną drogą. Wiślana Trasa Rowerowa ma promować Polskę jako całość, bo prowadzi od gór, po wybrzeże, pozwalając poznać ludzi, miasta, przyrodę, kulturę, historię, a nawet kulinaria naszego kraju. Dlatego myślę, że wyprawa wzdłuż całej Wisły, byłaby ofertą znakomitą również dla cudzoziemców, na przykład wnuków amerykańskiej emigracji. Bo skoro przybywają z tak daleka, to warto zaproponować im atrakcyjny i modny sposób na poznanie ojczyzny ich dziadków. A jak można poznać lepiej, niż z perspektywy siodełka?

Brzmi to tak idealnie, że aż nierealnie...

Ależ Polska Organizacja Turystyczna już czeka na ten produkt! POT twierdzi, że nic tej skali nie ma do zaproponowania turystom z zagranicy (w kategorii aktywnych form wypoczynku - rzecz jasna).

Opowiedziała Pani o tym, co dla WTR zrobił poprzedni Marszałek Województwa Śląskiego, a pozostali?

Małopolskie nie przygotowało audytu, lecz wytyczyło trasę przy pomocy Towarzystwa Cyklista z Przecieszyna. Bardzo zaawansowane są prace w pomorskim - tam gotowy jest audyt i częściowo wyznaczona została ścieżka. WTR poprowadzono także przez województwo mazowieckie - niestety, ograniczając koszty do minimum, więc bez audytu. Nie można też skarżyć się na kujawsko - pomorskie, tam czasem nawet gminy walczyły o to, aby WTR biegła właśnie po ich stronie Wisły. Największe kłopoty są z lubelskim i łódzkim. Natomiast w województwie śląskim niestety, obecny Marszałek nie zrobił już nic więcej. Tabliczki WTR stoją więc teraz w trawie, bo podjęto żadnych inwestycji: nie ma nawierzchni, nie wprowadzono uzgodnionych zmian ruchu drogowego, nie drgnęło nic. A poprzednie władze województwa nie tylko wykonały audyt w ekspresowym tempie, lecz całą tę dokumentację zaoferowały bezpłatnie nadwiślańskim gminom ze Śląska, pod warunkiem podpisania umowy o przystąpieniu do realizacji tego projektu. Dodatkowo otworzyły pule grantów 50/50 na wytyczenie tej trasy. Wszystkie gminy wzięły pieniądze i wszystkie wyznaczyły przebieg WTR na ich obszarze. Teraz, na podstawie podpisanych umów należałoby wyegzekwować od gmin część inwestycyjną, a przynajmniej projekty i wspólnie zastanowić się nad możliwościami ich sfinansowania, prawda? Gdyż w moim przekonaniu właścicielami poszczególnych fragmentów WTR powinny być gminy. Tak byłoby najlepiej.

Dlaczego?

Bo zimą ktoś musi odśnieżać ścieżkę, na której poza sezonem rowerowym można byłoby organizować kuligi, rajdy i wyprawy na nartach biegowych, czy imprezy integracyjne. A po zimie ktoś musi naprawić szkody. Żadna organizacja społeczna temu nie podoła.

To kto właściwie kieruje teraz projektem WTR?

Nikt. Budowa WTR istnieje jako idea, w eterze i dokumentach.

Czy na jakimkolwiek odcinku WTR jest już naprawdę gotowa?

Tak, od centrum Wisły do Skoczowa, w Krakowie, Warszawie, Grudziądzu.

A kto w ogóle jest autorem pomysłu budowy WTR?

No, ja to wymyśliłam...

Jak? Kiedy?

Piętnaście lat temu, gdy zaczynałam organizować w Bielsku - Białej Rodzinne Rajdy Rowerowe, przyszli do mnie dwaj przedstawiciele Stowarzyszenia Inżynierów Ruchu Drogowego i zaczęli narzekać na władze miast. Skarżyli się, że bardzo trudno wytłumaczyć urzędnikom, iż rowerzyści są zupełnie innymi uczestnikami ruchu, niż zmotoryzowani oraz piesi i im prędzej decydenci uwzględnią prawa oraz potrzeby cyklistów, tym mniej będzie wypadków z ich udziałem. Wtedy jeszcze nie mówiło się o tym, co z kolei - jako poseł do Parlamentu Europejskiego - zobaczyłam w Brukseli, że każda inwestycja w ścieżkę rowerową jest tam traktowana jako działanie na rzecz zmniejszenia liczby samochodów na zatłoczonych ulicach miast. Bo im więcej kierowców wsiądzie na rowery, tym luźniej będzie na jezdniach. A moi goście na koniec powiedzieli coś dla mnie wtedy rewolucyjnego: pierwszą ścieżkę rowerową trzeba poprowadzić przez sam środek miasta! Jak to przez środek, skoro tu wszyscy chcą wyprowadzić ruch jednośladów z osiedli na zewnątrz, na tereny zielone? A to błąd - oni na to - bo ścieżki rowerowe na obrzeżach miast doprowadzą do marginalizacji cyklistów i ograniczą używanie rowerów do rekreacji, natomiast te prowadzące do i przez centrum miasta, zachęcą do korzystania z roweru na co dzień.

A jaki to ma związek z WTR?

W Bielsku - Białej wówczas ścieżki rowerowe nie istniały jeszcze w ogóle, chociaż mój kolega był Prezydentem Miasta. Tłumaczyłam mu, organizowałam dziesiątki spotkań i narad, wszystko na nic - jak grochem o ścianę. I wtedy wpadłam na pomysł, by zrobić coś bardziej prestiżowego i na większą skalę, coś co zainteresuje nie tylko lokalne media. Bo skoro nie mogę wywalczyć poprowadzenia ścieżki przez środek Bielska, to spróbują wytyczyć ją przez środek Polski. Wybór Wisły jako głównej osi był tu oczywisty.

Na wzór Dunaju, wzdłuż którego też prowadzi ścieżka rowerowa.

Dunaj ma więcej - jeżeli tak można powiedzieć - szczęścia, bo płynie przez kilka państw. Gdyby Wisła nie mieściła się na terytorium Polski, to bez porównania łatwiej byłoby uzyskać unijne dofinansowanie, bo inwestycje międzynarodowe mają pierwszeństwo. Ale wtedy WTR nie byłaby w stu procentach naszym rodzimym produktem turystycznym. Gdy więc zostałam posłem do Parlamentu Europejskiego, to miałam nadzieję, że pięcioletnia kadencja w zupełności wystarczy do realizacji projektu budowy WTR. Sądziłam, że WTR jest rzeczywiście wyzwaniem na miarę posła do Parlamentu Europejskiego. Moi partyjni koledzy zarzucali mi nawet, że zamiast zajmować się kampanią, ja jak gdyby nigdy nic jeżdżę sobie na rowerze po Polsce. A Pierwszy Rajd Wisły wystartował 1.05.2004 - dokładnie i nieprzypadkowo w dzień wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Głównym celem Rajdu była promocja WTR. Wszędzie po drodze spotykaliśmy się z lokalnymi władzami, lecz wszyscy byli wówczas dość sceptycznie nastawieni do naszego pomysłu. Wprawdzie starostowie i marszałkowie dla świętego spokoju podpisywali "cyrografy", które wieźliśmy ze sobą, ale mówili zgodnie - dajcie sobie spokój, są pilniejsze sprawy! Trzy lata później atmosfera była już zupełnie inna, przyjmowano nas znacznie przychylniej, lecz wszędzie słyszeliśmy to samo: świetny pomysł, niech tylko ktoś zacznie, a my natychmiast się dołączymy. W roku 2009 zorganizowaliśmy więc zamiast rajdu coś innego: dużą wystawę fotograficzną "Wisła - ostatnia taka rzeka w Europie". Jechaliśmy (niestety samochodami) z ekspozycją wzdłuż Wisły, w każdej większej miejscowości prezentując ten unikalny fotoreportaż. Po drodze zebraliśmy też ponad dziesięć tysięcy podpisów pod petycją do rządu o znalezienie środków na budowę WTR i skoordynowanie działań. To był o wiele lepszy pomysł niż rajd, bo mieliśmy dużo więcej czasu na spotkania i rozmowy.

A podczas rajdu?

Podczas rajdu, jak to podczas rajdu: na metach poszczególnych etapów, zmęczeni drogą, brudni, głodni, a czasem zmarznięci lub przemoczeni marzyliśmy przede wszystkim o prysznicu, ciepłym posiłku i wygodnym noclegu, więc na promocję WTR niekiedy już zwyczajnie brakowało nam siły. Natomiast podczas tournée z ekspozycją zdjęć mogliśmy bez reszty zaangażować się w spotkania z lokalnymi władzami i stowarzyszeniami. Poza tym wystawa wzbudziła niebywałe zainteresowanie zarówno wśród zwiedzających, jak i w mediach, których znaczenie w promocji takich inicjatyw jest wprost bezcenne.

Dwa rajdy i wystawa wystarczyły aby o WTR zrobiło się głośno?

Tak, tych zdjęć i dwustu osób jadących na rowerach przez Polskę w eskorcie policji, media i władze nie mogły przeoczyć.

WTR ma zaczynać się w Wiśle?

Owszem, na zaporze, lub - oficjalniej - na rynku. I prowadzić ma oczywiście wzdłuż Wisły, aż do jej ujścia. To około 1200 km, dokładnie jeszcze nie wiadomo ile. Nasze liczniki na mecie Rajdu Wisły pokazały 1500 km, ale to dlatego, że kluczyliśmy drogami publicznymi i jechaliśmy czasem daleko od rzeki. Niestety, rzadko udawało nam się zobaczyć Wisłę wprost z siodełka.

A według koncepcji, WTR ma prowadzić po wałach?

Tak, wszędzie tam, gdzie to możliwe. W roku 2004 jeszcze żaden Rejon Dróg Wodnych nie chciał wpuścić rowerzystów na wały (pamiętam, że nad Jeziorem Goczałkowickim sama zapłaciłam nawet wtedy mandat za jazdę po wałach). Natomiast w roku 2007 atmosfera była już zupełnie inna, nikt nie stwarzał nam problemów.

Czy jednak tegoroczna powódź tego nie zmieni?

Myślę, że wręcz przeciwnie, bo regularna obecność rowerzystów na wałach, zapewni ich stały monitoring. Każde zauważone uszkodzenie mogłoby być szybko zgłoszone do RZGW.

Budowa tysiąca kilometrów ścieżki rowerowej będzie musiała kosztować krocie.

Koszty będą z pewnością duże.

A można określić jakie?

Nie liczyłam tego. Marcin Hyła oszacował łączny koszt na 360 milionów złotych, twierdząc jednak, że ta kwota może jeszcze znacząco wzrosnąć. Ale to jest antypropaganda, bo rozmawiając z władzami nie można epatować setkami milionów całkowitych kosztów, gdyż przestraszymy wszystkich. I kalkulować, i budować trzeba na raty.

Czy WTR ma prowadzić odrębnym traktem, całkowicie wyłączonym z ruchu?

Tak, ale tylko przez miasta, miasteczka i na ruchliwych odcinkach dróg. Natomiast "w polu" budowanie osobnej "autostrady" dla rowerów jest zbędne, bo niepotrzebnie generuje dodatkowe koszty.

Cała nawierzchnia WTR będzie utwardzona?

Owszem, ale to nie znaczy, iż WTR ma być od początku do końca wyasfaltowana, w wielu miejscach znacznie lepiej sprawdza się i wygląda szuter. Asfalt z pewnością nie może prowadzić przez obszary objęte programem ochrony Natura 2000. Minister Nowicki wręcz stwierdził, że WTR pomoże ograniczyć zbyt swobodny ruch turystów na tych terenach, bo tam, gdzie nie ma oznakowanych szlaków, tam penetracja jest chaotyczna.

Droga to nie wszystko, a co z wyżywieniem i noclegami dla rowerzystów? Przecież na wielu odcinkach Wisły nie ma żadnej infrastruktury turystycznej.

Jestem przekonana, że powstanie sama, tak jak powstały stacje benzynowe i jadłodajnie przy drogach, czy gospodarstwa agroturystyczne wszędzie tam, gdzie pojawili się klienci.

To ciekawe, że koncepcja budowy WTR narodziła się w Bielsku - Białej, a nie jednym z miast nadwiślańskich.

Do Bielska jest już wytyczona nitka, która łączy nasze miasto z główną osią WTR.

A kiedy zaczęła się Pani przygoda z rowerem?

We wczesnym dzieciństwie. W wieku czterech lat zachorowałam na gruźlicę stawu biodrowego, potem spędziłam mnóstwo czasu w tzw. sanatoriach. Lekarze zalecili mi pływanie oraz jazdę na rowerze. Tak się to zaczęło i tak zostało. Ja - jak Pan widzi - poruszam się z pomocą kuli, więc rower daje mi bezcenne poczucie sprawności i swobody. Zawsze jeździłam na rowerze. Po studiach pracowałam jako nauczycielka w liceum ogólnokształcącym, do którego dojeżdżałam na swojej "damce", uczniowie śmiali się ze mnie, bo wówczas pedagogowi to absolutnie nie wypadało.

Ale do Sejmu już Pani nie mogła przyjeżdżać na rowerze...

W Sejmie nie miałam roweru, to fakt, ale w Parlamencie Europejskim - już tak. W Brukseli są znakomite warunki dla rowerzystów. Natomiast organizacją kolarskich imprez zainteresowałem się bliżej w roku 1997, gdy zaproszono mnie - jako posła - na rodzinny rajd rowerowy do jednej z beskidzkich wiosek. Pojechałam i spodobało mi się tak bardzo, że postanowiłam zorganizować podobny rajd w Bielsku. Pomyślałam, że taki dyżur poselski na rowerowym siodełku byłby dla mnie niebywale przyjemny... (śmiech). Od tamtego czasu wraz z Beskidzkim Towarzystwem Cyklistów, rokrocznie organizuję dwa masowe rajdy rowerowe: na początek i koniec sezonu. Uczestniczy w nich po 3000 osób.

A jak pomimo pracy w Sejmie i Parlamencie Europejskim znajdowała Pani czas na rower?

Rajdy rodzinne odbywają się w niedziele, więc nie kolidują z obradami, natomiast na wyprawy wzdłuż Wisły musiałam się "urywać", to były najmilsze wagary moim życiu... (śmiech).

Jakub Terakowski

Wywiad został opublikowany w miesięczniku "Rowertour" nr 10/2010. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie tego tekstu lub jego fragmentów, wymaga zgody Redakcji.


Strona główna