WYCIECZKA DOOKOŁA POLSKIEJ CZĘŚCI ZALEWU WIŚLANEGO


Data: 10 - 12 września 2011.

Przebieg trasy: Stara Pasłęka - Nowa Pasłęka - Ujście Falbudy - Różaniec - Frombork - Święty Kamień - Tolkmicko - Kadyny - Suchacz - Kamionek Wielki - Jagodna - Rubno Wielki - Nowakowo - Wężowiec - Osłonka - Płonino - Łaszka - Sztutowo - Kąty Rybackie - Skowronki - Przebrno - Krynica Morska - Piaski.

Długość: 100 km

Uczestnicy: Kuba Terakowski i Magda Zielony.

ZDJĘCIA:
KUBY TERAKOWSKIEGO
MAGDY ZIELONY

RELACJA:
     Dziewięć razy przeszedłem się ze Świnoujścia na Hel, wielokrotnie przemierzyłem Mierzeję Wiślaną aż do granicy z Rosją, wciąż jednak nie dawała mi spokoju myśl, że do Bałtyku należy również Zalew Wiślany, a jego okolice znam słabo. Owszem wędrowałem kiedyś po torach Kolei Nadzalewowej z Fromborka do Tolkmicka, przemierzyłem Szlak Kopernikowski od Elbląga do Braniewa, a w styczniu' 2010 przeszedłem po lodzie z Tolmicka do Krynicy Morskiej (fotoreportaż można zobaczyć na stronie www.picasaweb.google.com/terakowski/Przez_Zalew_po_lodzie), nigdy jednak nie okrążyłem całego Zalewu Wiślanego w czasie jednej wycieczki: od Nowej Pasłęki na wschodnim brzegu, do Piasków na zachodnim. Czas na realizację tego projektu nadszedł we wrześniu' 2011. Do udziału zaprosiłem Magdę. Cała trasa naszej wyprawy wzdłuż polskiego wybrzeża Zalewu Wiślanego miała sto kilometrów długości. Podzieliłem ją na trzy etapy. Niestety o tej porze roku rozlewiska, ujścia rzek i kanałów, tereny podmokłe oraz zarośla i szuwary nie pozwalają na swobodne poruszanie się wzdłuż samej linii brzegowej Zalewu, dlatego w wielu miejscach nie sposób było uniknąć wchodzenia daleko w głąb lądu.

9.09.2011 (piątek) - prolog
     Wprost po pracy jedziemy z Gdańska do Braniewa. Tuż za miastem zatrzymujemy się na krótki postój w ogrodach Sanktuarium Świętego Krzyża. Jest piękne, słoneczne, wietrzne popołudnie. Dookoła pusto i cicho, tak nam tu dobrze, że aż nie mamy ochoty iść dalej. Wyciągamy z plecaków kanapki, popijamy herbatę. Nagle, nieco zdezorientowani oślepiającym słońcem, zauważamy, że wprost z cienia, w kierunku naszej ławki zmierza procesja drogi krzyżowej... Pośpiesznie pakujemy się, nieco zawstydzeni tą profanacją miejsca.
     Idziemy wzdłuż Pasłęki, powoli zapada zmrok. Tuż przed zmierzchem przekraczamy most, fotografując już prawie okrągły księżyc, odbijający się w wodzie. Nocujemy w pensjonacie "Dom Rybaka", w Starej Pasłęce.

10.09.2011 (sobota)
     Wstajemy o świcie. Z okien pensjonatu doskonale widać Zalew, można byłoby stąd w ogóle się nie ruszać... Wychodzimy jednak niezwłocznie, bo przed nami dzisiaj blisko 40 km drogi. Poranek jest cudownie słoneczny, ale wiatr niesie już zapach jesieni. Idziemy do ujścia Falbudy, nabrzeże przystani sprawia zaiste pełnomorskie wrażenie. Wody Zalewu są wzburzone, ponad falami na wprost widać rosyjski brzeg Mierzei Wislanej, a po lewej stronie, zaskakująco blisko, tuż nad lustrem wody unosi się katedra we Fromborku. Minie jednak kilka godzin zanim tam dojdziemy. Po drodze zatrzymamy się jeszcze na moment w Różańcu, gdzie bele siana leżące na łąkach, zdają się staczać poza horyzont oraz nad Baudą, na której brzegach, wśród zieleni zaczynają już złocić się pierwsze jesienne liście, a wiatr unosi nitki babiego lata.
     Blisko godzinna przerwa we Fromborku mija niepostrzeżenie. Zaglądamy jeszcze do portu, w którym cumują akurat dwa niewielkie staki wycieczkowe, pływające do Krynicy Morskiej i po torach Kolei Nadzalewowej wyruszamy w stronę Tolkmicka. Szyny są nieco zarośnięte, ale i tak pozwalają najkrótszą i suchą drogą wygodnie wędrować najbliżej Zalewu, jak to możliwe. Trakt ten jest niezwykle malowniczy i przyjemny, chociaż mokradła po obu stronach torów sięgają niemal krawędzi nasypu, a przeprawa przez dziurawy most na Narusie dostarcza nam sporo emocji... Po kilku kilometrach, wąską ścieżką wydeptaną w trzcinach schodzimy nad sam Zalew, aby zobaczyć Święty Kamień, a około godziny wpół do piątej mijamy pierwsze zabudowania Tolkmicka. W niewielkiej, pustej kaplicy, samotna starsza pani gra na organach i widząc nas wahających się w progu, serdecznie zaprasza do środka. Aż trudno stamtąd wyjść...
     Dalsza wędrówka po torach okazuje się bardzo mozolna, gdyż podkłady na tym odcinku wysypane są tłuczniem, po którym poruszać się jest ciężko. Obok leśniczówki Kadyny skręcamy więc w głąb lądu, aby ścieżką rowerową Szlaku Nadzalewowego, dojść przez Pęklewo do Suchacza. Zapada zmrok, miejscowość tętni jednak życiem, gdyż trwa tu właśnie widowisko plenerowe upamiętniające rocznicę bitwy morskiej, w której flota Zakonu Krzyżackiego starła się z połączonymi siłami Gdańska i Elbląga. Czas jednak nie pozwala nam popatrzeć na klęskę Krzyżaków...
     Nad Wysoczyzną Elbląską pojawia się księżyc, na wodach Zalewu widać światła nawigacyjne, a po drugie stronie "świecą" Kąty Rybackie. Kilka ostatnich kilometrów pokonujemy po asfalcie, ruch jest dość spory, więc zakładamy "czołówki", a z tyłu, na plecakach zawieszamy czerwone lapki rowerowe. Nocujemy w Kamionku Wielkim, w gospodarstwie agroturystycznym "Widok". Gospodarz wyszedł nam na przeciw, abyśmy nie pobłądzili w ciemnościach.

11.09.2011 (niedziela)
     Śpimy doskonale, lecz budzik bezlitośnie dzwoni o szóstej. Nasza kwatera jest tak wygodna i miła, że zgodnie postanawiamy wrócić tu jeszcze kiedyś na dłużej. Tymczasem jednak czas nam ruszyć w dalszą drogę.
     Na stacji kolejowej w Jagodnie zaskakuje nas rozkład jazdy, z którego wynika, że Kolej Nadzalewowa kursowała przez trzy tygodnie minionych wakacji, oferując przejazdy do Tolkmicka, Fromborka, Braniewa, a nawet... Krynicy Morskiej (bilet łączony na pociąg i statek). Aż wstyd przyznać, lecz byliśmy przekonani, że już od dawna nie przejechał tędy żaden skład.
     Przed Rubnem skręcamy na zachód, z mapy wynika, że prowadzącym tędy wałem dojdziemy aż do Nowakowa. W rzeczywistości okazuje się, że w pewnym miejscu, grobla przecięta jest kilkumetrowej szerokości kanałem, którego przeskoczyć nie sposób. Na szczęście ktoś położył w poprzek trzy chybotliwe żerdzie, korzystamy z nich z wdzięcznością, lecz i z duszą na ramieniu...
     Rzekę Elbląg, Kanał Cieplicówka oraz Nogat pokonujemy już bez takich emocji, kolejno: po moście pontonowym, zwodzonym i promem. Tuż za przeprawą promową zastanawiamy się, czy pójść na wprost do mostu w Marzęcinie, czy zaryzykować i skręcić w prawo, do stacji pomp "Osłonka 3". Czy jednak uda nam się przekroczyć Kanał Panieński tamtędy? Jeżeli tak, to zaoszczędzimy sobie kilka kilometrów drogi, jeżeli nie, to dodamy sporo więcej, gdyż nie unikniemy powrotu po własnych śladach. Naszej mapie wolimy już nie ufać, "google" nawet w maksymalnym zbliżeniu nie pozwoliły rozstrzygnąć dylematu, gdy przygotowywałem trasę... Pytamy pracownika promu. Twierdzi, że chyba tamtędy przejdziemy. Chyba... Pytamy w jedynym domu, który mijamy, gospodyni mówi, że nie wie, bo nigdy tam nie była... Cóż, zaryzykujemy!
     Półtorej godziny później docieramy do stacji pomp i... bez najmniejszych problemów przechodzimy na drugą stronę kanału.
     Tam czeka nas jeszcze jedna przeprawa: przez Szkarpawę. Do najbliższego mostu jest stąd blisko dziesięć kilometrów na zachód, natomiast Sztutowo, do którego zmierzamy, jest na północy, czyli dokładnie na wprost nas. Warto byłoby uniknąć tego zbędnego dystansu. Na wszelki wypadek więc, kilka tygodni przed wyprawą skontaktowałem się via e.mail z jednym z mieszkańców Osłonki, który obiecał przewieźć nas łódką na drugi brzeg. I słowa dotrzymał. Po dwóch minutach Szkarpawę mamy za sobą...
     Stąd przez Łaszkę wędrujemy do Sztutowa.

12.09.2011 (poniedziałek)
     Magda musi iść do pracy, więc samotnie podążam dalej. W Kątach Rybackich fotografuję Pomnik Łopaty, czyli obelisk ku czci nieistniejącego przekopu Mierzei. W Skowronkach długo rozmawiam z gospodarzem jednego z domów, który wskazuje mi drogę do zagubionych w lesie, starych kamiennych słupów granicznych, z czasów gdy przez Mierzeję prowadziła granica pomiędzy Wolnym Miastem Gdańsk i Prusami Wschodnimi. Niestety, tym razem nie będę mógł ich poszukać gdyż musiałbym skręcić w stronę Bałtyku, a ja staram się przecież wędrować jak najbliżej Zalewu. Nie jest to jednak proste gdyż szlak turystyczny, wytyczony na tym odcinku pomiędzy ścianą lasu i szuwarami, jest zupełnie zarośnięty, a dodatkowo nocna ulewa spowodowała, że jest też podmokły. Idę więc drogą.
     Tuż za Krynicą Morską skręcam na szlak, by wspiąć się na Wielbłądzi Garb (najwyższy szczyt Mierzei Wiślanej) i schodzę na asfalt, prowadzący do Piasków. Dopiero po kilku kilometrach udaje mi się ponownie wrócić nad Zalew Wiślany, gdzie z trudem odnajduję ścieżkę wiodącą równolegle do brzegu. Wędrowaliśmy tędy dwukrotnie - wczesną wiosną i zimą, wtedy przejście nie sprawiało nam żadnych kłopotów, teraz - we wrześniu - dukt jest tak zarośnięty i mokry, że tylko na kilku krótkich odcinkach udaje mi się nim podążać. Warto jednak spojrzeć z tej strony na Zalew, bo widok jest wspaniały, a klif zaskakująco wysoki.
     O godzinie piętnastej wchodzę do Piasków, za mną sto kilometrów drogi. Po przeciwnej stronie widać katedrę we Fromborku, byliśmy tam przedwczoraj...

Kuba Terakowski



Fot. Magda Zielony


Powrót na stronę główną