18.12.2000
Ushuaia: 540 48' S, 680 18' W

Ushuaia! Nadal doskonale pamiętam moment, gdy dziewięć lat temu, pierwszy raz zobaczyłem to niezwykle malowniczo położone miasteczko. Dzikie grzbiety Andów rozciągające się na niemal całej długości Ameryki Południowej, gwałtownie "spadają" do morza właśnie tutaj - na południowym krańcu Chile i Argentyny. Przybywając do Ushuaia samolotem, można szczególnie wyraźnie zobaczyć raptowne zmiany ukształtowania terenu i zaskakujące kontrasty. Po czterech godzinach lotu z Buenos Aires ponad płaskim, suchym pasmem argentyńskich pampasów oraz Patagonii, samolot wznosi się nad pokryte śniegiem i lodem wysokie szczyty, by nieoczekiwanie "podejść" do lądowania w Ushuaia, na efektownym pasie lotniska położonego nad samym Kanałem Beagle'a.

W Ushuaia mieszka obecnie około 45.000 osób, a ilość mieszkańców wzrasta gwałtownie. Będąc tam w roku 1991, czułem jeszcze nastrój "zagubienia na końcu świata". Teraz to "zagubienie" jest umiejętnie eksploatowaną i podkreślaną atrakcją turystyczną. Co bynajmniej nie oznacza, iż Ushuaia przestało być fascynujące. Po prostu zmieniło się. To chyba naturalne. Jest tam obecnie duży port wolnocłowy i spore lotnisko, rozbudowane w roku 1993. A Ushuaia znane jest w Argentynie zarówno z połowu krabów, jak i z produkcji nowoczesnego sprzętu elektronicznego. Po dobrych drogach jeżdżą drogie samochody, a wśród nowych zabudowań trudno szukać zabytków. Jednym z niewielu, jest położony na prawo od portu, piękny, drewniany budynek Casa Beban. Jednak przede wszystkim, Ushuaia ma teraz atmosferę miasteczka turystycznego.

Opuszczam gościnne progi schroniska młodzieżowego Torre al Sur, w którym spędziłem kilka miłych dni, oczekując na statek. Bowiem z myślą o zwiedzeniu okolicy, przyleciałem tutaj już 14. grudnia wieczorem. Ogrody wokół domów w Ushuaia zachwycają, błyszcząc wszystkimi kolorami rosnących tam kwiatów, chociaż dzisiejszy dzień, jak na środek lata, jest wyjątkowo zimny i deszczowy. A pokryte śniegiem stoki gór wznoszących się ponad Ushuaia, przypominają, że zima trwa tam długo. W drodze do portu postanawiam sprawdzić moją elektroniczną skrzynkę pocztową. Nigdzie na świecie nie widziałem tylu "kawiarenek internetowych"! Wstępuję do jednej z nich. Czeka na mnie kilka e.mail'i. Ostatni z nich wysłany został z Polski dzisiaj, o  godzinie 12.00. Patrzę na zegarek. Dochodzi godzina 11.00. Dostałem zatem list, który jak gdyby nie został jeszcze napisany. List, którego jeszcze nie ma. List z przyszłości. To niezwykłe, bowiem tradycyjne listy zawsze były echem przeszłości.

Wczesnym popołudniem wchodzę na pokład statku Grigoriy Mikheev, który będzie moim domem przez następne jedenaście dni. Mikheev został zbudowany w Finlandii w roku 1990, jako wytrzymały, odporny na lód statek badawczy. Zapewnia on komfortowe zakwaterowanie czterdziestu sześciu pasażerom. Kabiny są wygodne i przestronne, a mostek kapitański zawsze dostępny, co będzie szczególnie ważne w czasie rejsu przy złej pogodzie. Mikheev nie jest statkiem wybitnie luksusowym lecz należy do klasy najpopularniejszych spośród jednostek żeglujących po antarktycznych wodach. Ma 66 metrów długości, prawie 13 metrów szerokości i wyporność 2000 ton.

Zostaję zakwaterowany wraz z miłym Duńczykiem - Michael'em. Właśnie kończę rozpakowywać bagaż, gdy pokładowy "radiowęzeł" zaprasza na spotkanie z personelem. Przewodnikiem naszej wycieczki jest Amerykanin Brad Rhees. Jego asystenci to: Monika Schillat - Niemka, mieszkająca obecnie w Ushuaia oraz Morten Jorgensen - Duńczyk. Naszym lekarzem jest Pradeep Bhanot z Kanady, stewardem - Jonathan Pol, a kucharzami - Marco Ebing oraz Henk Bos - cała trójka z Holandii. Załoga statku i obsługa pochodzi z Rosji. Moje pierwsze pytanie dotyczy trasy rejsu. Niestety, w naszym harmonogramie nie ma Polskiej Stacji Antarktycznej im. Arctowskiego. "Na pocieszenie" dowiaduję się, że asystentem Brada, był przez kilka lat mój znajomy, Tomek Holik, Argentyńczyk polskiego pochodzenia, uczestnik XVI Wyprawy Antarktycznej PAN, w której brałem udział.

O godzinie 18.00 Grigoriy Mikheev wypływa z portu w Ushuaia, by powoli wślizgnąć się na wody Kanału Beagle'a, którym żeglować będzie przez następne sześć godzin. Rozpoczyna się mój rejs na Antarktydę!

Kanał Beagle'a jest niezwykle malowniczy. Wznoszą się nad nim strome zbocza gór, w niższych partiach porośnięte drzewami, a wyżej pokryte śniegiem. Wierzchołki najwyższych szczytów, sięgają tam 1100 metrów. Kanał Beagle'a ma około 360 km długości. Ciągnie się od Cabo San Pio, wzdłuż południowych brzegów Isla Grande de Tierra del Fuego. Na zachodzie, poprzez Paso BrecknockCanal Cocburn, Kanał Beagle'a otwiera się na Pacyfik. Poprzednio płynąłem tędy w roku 1991. I wtedy, i teraz pogoda nie pozwala mi cieszyć się słynną widowiskowością krajobrazu. Nadciąga sztorm.
Następny dzień
Początek "Dziennika Podróży"
Strona główna