19.12.2000
Cieśnina Drake'a

O świcie Mikheev wypływa na wody słynnej Cieśniny Drake'a. Czterometrowej wysokości fale, przechylają statek do 220 z boku na bok. Wielu z nas nie opuszcza tego dnia swoich kabin, wybierając pozycję horyzontalną, w której choroba morska jest najmniej dokuczliwa. Ja z mdłościami walczę aplikując sobie kolejne tabletki Aviomarinu. Przy takim sztormie prawie nikt nie wychodzi na zewnątrz, a - ze względów bezpieczeństwa - dolny, najniższy pokład statku zostaje zamknięty dla pasażerów. Na szczęście z mostku kapitańskiego można spokojnie oglądać wzburzony ocean. Cały dzień towarzyszą nam albatrosy wędrowne, majestatycznie unoszące się ponad falami na skrzydłach wiatru. Od czasu do czasu pojawiają się też inne gatunki albatrosów oraz petreli. Im sztorm nie przeszkadza.

Przed południem uczestniczę w dwóch wykładach Moniki: The Early Explorers of Antarctica oraz The Antarctic Convergence. A Continent in Isolation. Najpierw Monika barwnie opowiada historię odkrywania Antarktydy - od wczesnych koncepcji starożytnych Greków, poprzez fantazje i przypuszczenia kartografów epoki Renesansu, po wyprawę Cook'a, i ekspedycje Bransfield'a, Palmer'a i Belingshausen'a. Zresztą spór o to, który z nich pierwszy zobaczył Antarktydę nadal nie został rozstrzygnięty. Potem Monika wyjaśnia pojęcie "konwergencji antarktycznej". Tłumaczy jak ważną rolę pełni ta niewidoczna bariera, oddzielająca od siebie dwa różne ekosystemy i stanowiąca zarazem umowną granicę Antarktyki. Po południu Morten pokazuje przeźrocza ptaków, opowiadając o gatunkach, które mamy szansę obserwować w trakcie wycieczki. Wieczorem spotykamy się raz jeszcze, na wykładzie An Introduction to Ice, który wspólnie prowadzą Monika i Brad. Aż trudno uwierzyć, że można tak ciekawie opowiadać o śniegu, lodzie i górach lodowych, jak to potrafią nasi przewodnicy. "Oficjalnym" językiem na statku jest angielski. Jednak z myślą o dużej grupie Francuzów, większość wykładów oraz wszystkie ważne ogłoszenia tłumaczone są na język francuski.

W "moim" rejsie uczestniczy 28 osób. Wśród pasażerów, poza Francuzami, jest pięciu Amerykanów, po dwie osoby z Belgii, Holandii i Szwecji oraz Duńczyk, Niemiec, Szwajcarka i Polak - czyli ja. Brad, który antarktyczne wycieczki prowadzi od dwudziestu lat, spotkał dotychczas nie wiecej niż pięciu turystów z Polski. Nasza wycieczka jest bardzo "młoda". Średnia wieku uczestników polarnych rejsów przekracza 60 lat! Tymczasem w naszej grupie jest wielu trzydziesto- i czterdziestolatków, a nawet rodzina z trójką dzieci. Ponad jedna trzecia miejsc na statku jest wolna. Dzięki temu nie dokucza nam tłok i łatwiej poznać siebie nawzajem.

Tej nocy śpię głęboko, kołysany ruchem statku i zamroczony Aviomarinem, mam jednak świadomości, że nazajutrz wpłyniemy na wody Antarktyki.
Następny dzień
Poprzedni dzień
Początek "Dziennika Podróży"
Strona główna