V PRZECHADZKA, CZERWIEC' 2008

 

1 dzień, 7.06.2008, Świnoujście -Wisełka

 

 Spotykamy się na dworcu PKP w Świnoujściu! 8 osób z różnych stron Polski, które połączył wspólny cel - dojście na Hel!!! Już po tym  pierwszym  spotkaniu wiedziałam, że wędrówka z taką ekipą to będzie wspaniała przygoda:)

Pierwszy etap naszej przechadzki jest nietypowy. Nie idziemy plażą, ale kierujemy się w głąb lądu. Autobusem dojeżdżamy do Lubina, skąd bliżej nam na wzgórze Zielonka. Ze "szczytu" wzniesienia rozciąga się niesamowity widok na jezioro Turkusowe. Będąc tak blisko nie można tego przegapić:)  Krótki odpoczynek, sesja zdjęciowa i kierujemy się w kierunku Międzyzdrojów. Około godz.13 schodzimy na plażę! Nasze polskie morze jest takie ładne...

 Do Wisełki, naszego pierwszego noclegu, docieram około 19. Wieczorem pierwsze  spotkanie integracyjne:)  Bardzo się cieszę, że  tu jestem!!!

 

2 dzień, 8.06.2008, Wisełka -Pobierowo

 

Dzień rozpoczynamy mszą św. o 8.30, na szlak wyruszamy około 10. 

Na rozgrzewkę dosyć strome podejście do latarni morskiej Kikut (uff, nie sądziłam, że nad morzem może być tak wysoko. A jednak!). Później wędrujemy plażą. W okolicy Dziwnowa doświadczamy niesamowitego zjawiska nad morzem - mgły! Otacza nas ze wszystkich stron, ograniczając widoczność do kilku metrów! Bardzo widowiskowe:) W Dziwnówku stwierdzamy, że  czas  znaleźć sposób na małego głoda.:). W jednej ze  smażalni Iza i ja zamawiamy sobie po rybce + frytki oczywiście... No i deser na dokładkę. Z pełnymi brzuszkami wyruszamy dalej. Już nie plażą, ale ścieżką rowerową  do samego Pobierowa! Trasa, poprowadzona przez las, jest bardzo ładna. Być może zachwycamy się nią za bardzo, bo  w pewnym momencie gubimy oznakowanie:(  Trochę błądzenia jeszcze nikomu nie zaszkodziło:) do tego w takim fajnym towarzystwie! Idziemy we trójkę: Iza K., ja i Tomek S., który nie pozwala  nam się nudzić, opowiadając swój popisowy (później stał się kultowym) dowcip  o klaunie szydercy i wujku Staszku, cięta riposta :) Jest nam baaardzo wesoło !!! Na kwaterę docieramy ok. 20.

Dziś była mgła, prawda? Więc czemu jestem taka opalona??? Oto dowód na to, że nad morzem, nawet w pochmurny dzień można się opalić... Przynajmniej ja ;)

 

 

3 dzień, 9.06.2008, Pobierowo - Dźwirzyno

 

Z Pobierowa wychodzimy ok. 8.15. Odwiedzamy ruiny kościoła w Trzęsaczu, Rewal i Niechorze. Mijane miejscowości mają  taki fajny senny klimat, wszystko i wszyscy oczekują rozpoczęcia  sezonu... W centrum  Niechorza urządzamy sobie postój na drugie śniadanko no i zabiegi pielęgnacyjne stóp. Wędrówka już zostawiła ślady w postaci bolesnych bąbelków i odparzeń. Ania P. rekomenduje na takie problemy wkładki żelowe i plasterki, również żelowe. "Ograbiamy" więc okoliczne apteki z tych specjałów :) i urządzamy szpital polowy na rynku w Niechorzu:) Gdy wszystkie ranki zostają opatrzone, ruszamy dalej! Pogoda dopisuje, jest bardzo cieplutko, słoneczko świeci i po wczorajszej mgle nie ma śladu. Mam jednak postanowienie: od dziś oszczędnie ze słońcem, i tak sama wyglądam jak rumiane  słoneczko:)

W Mrzeżynie jestem ok. 18 i tu zasłużona przerwa na słynną wśród przechadzkowiczów zupę rybną  w barze "U Rybaka"! Pychotka! Rada dla tych, którzy chcą spróbować- jeśli boicie się pikantnych rzeczy od razu zamówcie chlebek, dużo chlebka - pomaga!!!

 

P.S. Dziś pożegnaliśmy Basię, która jako pierwsza opuszcza naszą ekipę. Ach, ta praca :)

 

4 dzień, 10.06.2008, Dźwirzyno - Ustronie

 

Dziś przechodzimy przez moją ulubioną, nadmorską miejscowość - Kołobrzeg. Przerwa na jedzonko, krótki odpoczynek. Dalej wędrujemy ścieżką rowerową, odwiedzamy pomnik sanitariuszki :) no  i podziwiamy piękne widoki : z lewej morze, z prawej łąki, las, rozlewiska wodne... Po drodze spotykamy  “zaprzyjaźnionego”  łabędzia – sesja zdjęciowa i karmienie obowiązkowe!!!

Na kwaterę dochodzimy wcześniej niż zazwyczaj! Co by tu zrobić z wolnym wieczorem...? Szybka decyzja: robimy grila:)   Mamy do dyspozycji dziurawy sprzęt, ale Krzyś jako wytrawny “grilarz” radzi sobie świetnie i wkrótce zajadamy pysznie zgrilowane kiełbaski, przegryzając  ciasteczkami z Krakowa i popijając lokalne piwo. Super atmosfera... Jak niewiele trzeba, żeby poczuć się naprawdę  dobrze!!!

 

P.S. Kubuś! Czekamy na opowieść o niedźwiedziu;)

 

P.S. Ania P. musi wracać do Warszawy, ale na krótko! Za kilka dni znów do nas dołączy:)

 

5 dzień, 11.06.2008, Ustronie- Łazy

 

Dziś zupełna rozpusta :) wyjście dopiero!!! o 9.15.  Ale w sumie dzień okazał się trudny.  Droga nas już tak nie rozpieszczała :) Od Mielna do Unieścia szłam przez las, potem plażą, gdzie piasek był baaaardzo grząski :)  Szło się ciężko i tak jakoś  dłuuugo. Krzysztof  dobrze podsumował  dzisiejsze wędrowanie: byliśmy  jak Michael Jackson w jego słynnym “księżycowym kroku”:  jeden krok do przodu, dwa do tyłu. Nie ma jednak  co narzekać;)  W końcu nie każdy może poczuć się jak król popu!!!

 

6 dzień, 12.06.2008, Łazy – Darłówek

 

Startujemy o 9 ;)  Plażą dochodzimy do Dąbkowic. Tam swe  kroki kierujemy do ulubionego miejsca bałtyckich włóczykijów, bujanej ławeczki  z widokiem na jezioro... Niestety, okazuje się, że ławeczki już  nie ma :)  Szkoda... Ale smutne miny zaraz znikają,  bo nasi panowie znajdują super rozwiązanie. Ot, po prostu  “pożyczają “ ławeczki z sąsiedniego ośrodka ! W ten sposób cała nasza ekipa zasiada  wygodnie do drugiego śniadania,  mając przed sobą cudowną panoramę okolicy :)

Do Dąbek idziemy asfaltową dróżką  przez las. Tam robimy postój, taki bardziej obiadowy. Dalszą  drogę do Darłówka pokonujemy już plażą.  Piasek znów sprawia problemy, do tego trzeba uważać na fale, które wpływają  wprost pod nasze stopy. Uciekanie przed morską falą jest bardzo zabawne, ale po pewnym czasie, uff, robi się  troszkę męczące. Dlatego najlepszym rozwiązaniem okazało się... zdjęcie butów i maszerowanie na bosaka :)

 Dziś wieczorem kibicowaliśmy naszym piłkarzom w meczu z Austrią! Atmosfera była gorąca!  Szkoda, że  wynik był jaki był, ale... fajnie, że mogliśmy wspólnie spędzić czas :)

 

P.S. Gardełko mnie  boli już od dwóch dni i nie zamierza przestać. Do tego dochodzi chrypka:) Czyżby za dużo jodu?

 

7 dzień, 13.06.2008, Darłówek – Ustka

 

No i stało się. Ładna pogoda nas opuściła :) Słoneczko, które rano jeszcze nieśmiało przecierało się przez chmury, w połowie drogi  pożegnało nas na dobre. Zaczął padać deszcz, który rozkręcił się  w Jarosławcu. Mamy jednak szczęście. Tutaj właściwie kończy się nasze  dzisiejsze wędrowanie. Ze względu na brak pozwolenia przejścia przez poligon w Wicku, decydujemy się na przejechanie odcinka z Jarosławca do Ustki... taksówkami (ależ to brzmi!!!). Tylko Krzysztof  pokonuje całość trasy na piechotkę. Chyba wszyscy troszkę  zazdrościmy mu  tej determinacji, ale kiedy deszcz przechodzi w ulewę, coraz mniej żałujemy swojej  decyzji... 

Wieczorem przyłącza się do nas ponownie Tomek C. :) Bardzo nam miło!

 

 

8 dzień,  14.06.2008, Ustka – Las Smołdziński

 

 

Rano witamy Anię P., która, choć na krótko, chciała jeszcze z nami  trochę podreptać. Fajnie :)

Wędrówkę  rozpoczynamy o 7. Ranek jest chłodny, ale zapowiada się słoneczny dzień. Początkowo idziemy plażą, dobrze ubitą, więc tempo jest szybkie.  Niestety moja lewa stopa zaczyna sprawiać problemy :)  Jest spuchnięta i boli. Od dzisiaj już nie idę, ale kuśtykam :)

W okolicach Orzechowa skręcamy na leśny szlak, częściowo poprowadzony klifem - niesamowicie piękne widoki. Aż zapiera dech... Drugie śniadanko  w takim miejscu  nie może się  z niczym równać :) Dziś  właściwie cała trasa jest mocno urokliwa. Np. od Rowów do Lasu Smołdzińskiego idziemy przez Park Słowiński, mijamy jeziora Gardno, Dołgie Małe i Dołgie Duże... Miłą atmosferę zakłócają tylko bzykające komary. Bzzzzz, bzzzz, bzzzzz...

Około 18 dochodzimy do Lasu Smołdzińskiego – cichej, wręcz sielankowej miejscowości, ukrytej przed światem  wśród lasów.  Nasza kwatera też jest bardzo sympatyczna :)  Klimat tego miejsca wpływa znacząco na Krzysia i Tomka S., którzy natychmiast oddaja się ulubionej czynności  przechadzkowiczów, czyli... spaniu :)  Pozostałym  wieczór  upływa  pod znakiem polskiej piosenki. Dziś sobota, festiwal w Opolu. Do późnego wieczora bawią się “najwierniejsi” fani Dody, czyli Iza K. Tomek C. i ...ja :)

 

9 dzień, 15.06.2008, Las Smołdziński - Łeba

 

 

Dziś wędrujemy przez niesamowite Wydmy Czołpińskie. Nie umiem opisać, jak ogromne wrażenie na mnie zrobiły, to po prostu trzeba zobaczyć. Okolice Góry Łąckiej, gdyby nie mijani ludzie, mogłyby uchodzić za  Saharę :)  Tak tu piaszczyście... Gdy jesteśmy na szczycie, wiatr wzmaga się coraz bardziej no i zaczyna padać deszcz :)  Szczęście znów nam dopisało i największą ulewę przeczekaliśmy pod daszkiem!

Gdy dotarliśmy do Łeby pierwsze swe kroki skierowaliśmy  do kościoła, na mszę św.  A później na jedzonko – rybki oczywiście :) Spotkaliśmy się z Moniką Z., która odłączyła od grupy w Rowach :) Fajnie było znów być razem!

Dziś wieczorem nie było imprezki, tylko smutne pożegnanie :)  Iza K. i Ania P. musiały, niestety wracać do Warszawy! Obowiązki zawodowe  wzywają ! Bez  Izy  czuję  się jakoś nieswojo... Jak Flip bez Flapa, albo odwrotnie...

 

 

10 dzień, 16.06.2008, Łeba – Białogóra

 

 

Od dziś wędruje nas 6 osób: Magda, Kuba, Krzysztof, Tomek C., Tomek S. i ja. Maria zdecydowała się na odpoczynek w Łebie.  W tak okrojonym składzie  kierujemy się szlakiem rowerowym do latarni Stilo. Przez  całą drogę towarzyszą nam niezmordowane komary!  Uzbrojeni w  off, wanilie i tego typu specyfiki  wypowiadamy im walkę! W miarę skuteczną :) Tomek C. wybiera inne rozwiązanie. Zamiast męczyć się z insektami w lesie, decyduje się iść plażą. Spotkamy się dopiero w Białogórze.

Gdy docieramy do latarni Stilo zaczyna grzmieć. Ciemne chmury szybko zakrywają niebo. Udaje nam się dojść do plaży koło Lubiatowa, kiedy zaczyna porządnie padać. Dwie godziny największej ulewy przeczekujemy w jedynym otwartym w tej okolicy barze. Kiedy wydaje się, że już się wypogodziło, ruszamy dalej. Kilka kroków i... znów pada. Tym razem nam się nie udało, pada do samej Białogóry. Tutaj na kwaterze czeka nas miła niespodzianka. Właściciel, kiedy zobaczył przemoczonego Tomka (dotarł pierwszy) postanowił napalić w piecu!!! Dzięki temu jest nam cieplutko i bardzo przyjemnie. Wieczór znów pod znakiem emocji sportowych! Tym razem mecz Polska - Chorwacja. Polsat tu nie odbiera, więc słuchamy relacji w radio. Jak za dawnych czasów :) Jest baaaardzo fajnie!

 

 

11 dzień, 17.06.2008, Białogóra – Władysławowo

 

Kolejny, piękny dzień wędrówki. Słoneczko świeci, humory dopisują, szkoda tylko, że stopy tak komplikują mi chodzenie :) Dobrze, że piasek nie sprawia problemu. Po wczorajszym deszczu ubity jest jak asfalt. Czuję jednak, że moje tempo słabnie. Idę do przodu, ale coraz wolniej. Nie chcę przerwać wędrówki ! Chcę dojść na Hel!!!  Na tym etapie  bardzo pomaga mi Tomek C., który  dopinguje mnie w tym powolnym człapaniu. Byle do przodu!!! Kuba często  dzwoni i pyta, czy wszystko dobrze. Magda  osładza mi wędrówkę ulubionym białym “lionem””. Krzyś  zaraża mnie swoim entuzjazmem a  Tomek S. humorem:)

Od Jastrzębiej Góry do Władysławowa wybieram trasę najkrótszą, ale mało atrakcyjną, wzdłuż  drogi asfaltowej. Powolny marsz  umila mi Ania P. swym telefonem. Kilometry szybciej uciekają podczas miłej pogawędki!!!

We Władysławowie wypada nasz ostatni nocleg... czyli zielona noc :) Zmęczenie jednak daje znać o sobie. Poza tym, wszyscy mamy świadomość, że zbliża się koniec fajnej przygody... Nie  w głowach więc nam  dowcipy... W nastroju raczej sentymentalnym zajadamy wspólnie lody o smaku krówki i idziemy “lulu”.

 

12 dzień, 18.06.2008, Władysławowo – Hel

 

Aż  trudno uwierzyć, że to ostatni dzień...

Wybieramy drogę plażą, tylko Magda decyduje się iść ścieżką rowerową. Słońce świeci prosto w twarz, zapowiada się gorący dzień. Pierwsze  trzy godziny marszu pokonujemy bez żadnej przerwy. Postój zaplanowalismy w Kużnicy, a tu jak na złość Chałupy (miejscowość przed Kuźnicą) dłuuuuuuuuużą się niemożliwie :) W końcu docieramy na upragniony odpoczynek. Uff! Tomek C., Tomek S., Krzysztof i Kuba wędrują dalej plażą, a ja idę w ślady Magdy i schodzę na ścieżkę rowerową.  Mam nadzieję, że w ten sposób  będę szła szybciej. Niestety człapię coraz wolniej... Cel jaki przede mną stoi jest ważniejszy  niż ból i zmęczenie.  Po godzinie 17 zdobywam Hel!!! Magda, Kuba, Krzysztof, Tomek C. i Tomek S. już tam są! Jak dobrze znow być razem i jakie to wspaniałe uczucie dopiąć swego :)  Szkoda tylko, że taki fajny czas tak szybko dobiegł końca... Jeszcze wspólna podróż do Gdyni i żegnamy się, zabierając ze sobą wspomnienia tych 12 wspaniałych dni! No i plany na przyszłość, że jeszcze się spotkamy :)