Kto i po co wymyślił rower poziomy? Czy to nie tylko chęć zwrócenia na siebie uwagi skłania do jeżdżenia „poziomką”?

Rowery poziome – czyli właśnie „poziomki” - jak nazywa je wielu posiadaczy, są - o ile wiem – niemal tak stare jak zwykłe rowery i powstawały w czasie, gdy zaczynano konstruować inne pojazdy napędzane siłą ludzkich mięśni. Może początkowo faktycznie powodowała mną chęć bycia trochę innym, lecz teraz używanie „poziomki” jest dla mnie przede wszystkim kwestią wygody i pasji.

 

Czy jazdy na rowerze poziomym trzeba się jakoś specjalnie uczyć? Czy jest trudniejsza niż na rowerze zwykłym?

Nie, jeżeli umiesz jeździć na rowerze pionowym, to nie musisz dodatkowo uczyć się jazdy na poziomym, wystarczy przejechać kilka kilometrów, aby przyzwyczaić się do używania innych mięśni i odmiennej pozycji. Dla mnie jazda na rowerze poziomym jest o niebo łatwiejsza i przyjemniejsza, niż na pionowym.

 

A czy to prawda, że "poziomki" jeżdżą szybciej od zwykłych rowerów?

Nie, szczególna szybkość „poziomek” to mit. Rzeczywiście opór powietrza na rowerze poziomym jest mniejszy i można użyć większej siły nacisku na pedały, ale pod górę „poziomki” są wolniejsze od zwykłych jednośladów. W ogóle wszystkie aspekty jazdy na jakimkolwiek rowerze, zależą od siły i kondycji pedałującego.

 

Czy nie jest dyskomfortem (lub nawet zagrożeniem) fakt, że kierujący siedzi niżej, więc jest słabiej widoczny dla kierowców?

Widoczność i bezpieczeństwo zależą od kierującego w takim samym stopniu na rowerze poziomym, jak i pionowym. Ja, zza kierownicy samochodu wciąż bardzo często widuję, jaką lekkomyślnością wykazuje się spora część rowerzystów, których brak oświetlenia i ciemne ubranie są niepotrzebnym prowokowaniem losu. Na „poziomce” wystarczy jaskrawy strój i chorągiewka na patyku w dzień oraz dobre światła w nocy i sprawa załatwiona. A ponadto mam wrażenie, iż nietypowość rowerów poziomych na tyle zwraca uwagę kierowców, że niejako przy okazji zmusza ich do dodatkowej ostrożności.

 

Od kiedy jeździsz na rowerze poziomym? Skąd w ogóle ten pomysł?

Wszystko zaczęło się od dyskusji z bratem na temat trzykołowca, rozmawialiśmy przez rok zanim postanowiłem skonstruować ten - wtedy dziwny dla mnie - wehikuł. Zdecydowałem się jednak na „poziomkę” dwukołową. To było wiosną roku 2005.

 

Sam sobie zmontowałeś ten rower? Jesteś mechanikiem?

Jestem tokarzem, przy obrabiarce spędziłem trzynaście lat, ale doświadczenie zawodowe raczej mi się nie przydaje w warsztacie. Z resztą warsztat to za dużo powiedziane, wszystkie moje „poziomki” powstały w niewielkiej piwnicy, nikt, kto tam wchodzi nie może uwierzyć, że na tak małej przestrzeni można zbudować tak duży pojazd… (śmiech).

 

A skąd masz części?

Wszystkie swoje „poziomy” złożyłem z używanych, a często wręcz zezłomowanych rowerów. Pierwszy chopper powstał z moich własnych, starych jednośladów. Później złotą żyłę używanych części odkryłem na złomowisku. Przez myśl mi nawet nie przeszło, co ludzie potrafią wyrzucić! Gdy pierwszy raz przyjechałem na złomowisko, to ktoś dosłownie na moich oczach wyciągnął „górala” spod sterty szmelcu, wyprostował kierownicę, dopompował koła i odjechał… Od tego czasu regularnie szperam w pewnym dużym punkcie skupu złomu… W sklepach szukam tylko części, które muszą być bezwzględnie dobre, czyli przerzutki, łańcuchy, linki oraz oświetlenie. Oczywiście, rower poziomy można też kupić, ale trudno go zdobyć i kosztuje kilka tysięcy złotych. A poza tym nie ma to jak samodzielnie skonstruować sobie taki bicykl! Mnie budowa pierwszej „poziomki” zajęła półtora miesiąca i już na próbnej jeździe zupełnie straciłem głowę dla rowerów poziomych.

 

I od tamtego czasu nie wsiadłeś już na zwyczajny jednoślad?

Nie wsiadłem.

 

A dlaczego? W czym Twoim zdaniem rower poziomy jest lepszy od pionowego?

Przede wszystkim jest wygodniejszy. Na „poziomce” nie bolą mnie plecy, nie czuję karku oraz nadgarstków, nie dokucza mi, hmmm... siedzenie. I mogę bez zmęczenia przejechać znacznie większy dystans niż na klasycznym bicyklu. Według mnie rowery poziome są też bezpieczniejsze, bo niski środek ciężkości sprawia, iż hamowanie przedniego koła nie grozi wywrotką, a równocześnie jest efektywniejsze. Rower pionowy był dla mnie radością do czasu, gdy zacząłem odczuwać bóle kręgosłupa. „Poziomka” okazała się cudownym lekarstwem na wszystkie dolegliwości, nie spodziewałem się tylu doznań i takiej satysfakcji, jak mam teraz z jazdy chopperem. Pionowym rowerem nigdy nie pokonałem więcej niż 50 kilometrów dziennie, a moja miłość do niego słabła, w miarę jak nasilały się bóle w krzyżach. Musiałem coś zrobić, aby dalej móc „wozić się” ekologicznie.

 

A ile masz teraz „poziomek”?

Trzy: dwa LWB – choppery oraz moją starą, wysłużoną damkę przerobioną na LWB. Czwartym „poziomem” byłby SWB, ale mi nie wyszedł, więc go przerabiam. Piąty jest w budowie, w jego przypadku wzoruję się na pomysłach z internetowego forum o "poziomkach", ma to być szybki SWB lub CLWB z nisko zamontowanym siedziskiem.

 

Nie tak szybko! LWB – choppery, CLWB, SWB – co to takiego?

Chopper to określenie stosowane w nazewnictwie motocykli, ale oznacza każdy pojazd jednośladowy, mający przedni widelec nieproporcjonalnie wydłużony w stosunku do widełek w znormalizowanych jednośladach. Chopperem może więc być także rower. Natomiast rowerów stricte poziomych są cztery podstawowe typy: LWB* - charakteryzujący się bardzo dużym rozstawem osi (160 – 180 cm), z kierownicą podsiodłową USS*, lub rzadziej ASS* – czyli nadsiodłową, jak w przypadku mojego choppera. Zatem LWB to długi, wygodny, bardzo stabilny i pewny w prowadzeniu pojazd, który doskonale nadaje się do długich tras. Następny to SWB* - z rozstawem osi 80 - 120 cm i z kierownicą nadsiodłową ASS - zwrotny, szybki i lekki z przednim kołem pod kolanami rowerzysty. No i jest jeszcze CLWB* – czyli skrzyżowanie LWB i SWB, z rozstawem osi 115 - 160 cm i sterowaniem ASS - bardzo łatwy w kierowaniu, świetny do nauki jazdy. Cały ten podział dotyczy tylko „poziomek” dwukołowych – jednośladowych, bo są jeszcze trójkołowce, na których się nie znam.

 

Czy konstrukcyjnie jednoślad poziomy jest zbliżony do pionowego?

Budowapoziomki” jest nieco bardziej skomplikowana, niż roweru tradycyjnego, głównie z powodu dłuższej ramy, przystosowanej do „fotelika”, Wydłużone są też linki hamulców i przerzutek, a ciężar roweru jest większy, ale poza siodełkiem z oparciem, wszystkie pozostałe elementy są typowo rowerowe.

 

Czy Kodeks Drogowy odróżnia rower poziomy od pionowego i stawia „poziomce” jakieś szczególne wymagania?
Nie, w świetle przepisów „poziomka” jest takim samym rowerem jak każdy inny. Musi mieć sprawny hamulec, lampki, dzwonek i to wszystko.

 

A czy kiedykolwiek dostałeś za coś mandat podczas jazdy na „poziomce”?

Do tej pory nie miałem kontaktu z „drogówką”, raz tylko gdy jechałem do pracy zaczął mnie - nie wiedzieć czemu - gonić radiowóz, ale im zwiałem... Wieczorem dowiedziałem się, że to znajomi kolegi chcieli obejrzeć moje „cudo”... (śmiech)

 

Gdzie po raz pierwszy pojechałeś „poziomką”?

Debiutowałem w pobliżu domu, na lokalnych trasach – nic specjalnego. Ale wiosną 2006 roku, gdy miałem już „wykręcone” półtora tysiąca kilometrów, moi synowie trafili do Ośrodka Pulmunologii w Górnym Karpaczu. Obiecałem im wtedy, że przyjadę do nich – inaczej niż wszyscy inni rodzice – bo na rowerze poziomym. Myślałem, że jestem już wystarczająco dobrze przygotowany do tej pierwszej, „wielkiej” wyprawy „poziomką”, szybko jednak okazało się jak iluzoryczna była moja wiara we własne siły... Pierwsze czterdzieści kilometrów przeleciałem jak burza, ale to była dopiero połowa drogi... I wtedy, w Strzyżowcu, na długim siedmiokilometrowym podjeździe, tuż przed szczytem wzniesienia, złapały mnie tak bolesne skurcze, że nie byłem w stanie jechać dłużej. Nie poddałem się, przez dobrą godzinę rozmasowywałem mięśnie i ruszyłem dalej, lecz pod każdą większą górkę pchałem rower, a w dół zjeżdżałem bez pedałowania. I tak dojechałem do Karpacza. W sumie, pokonanie tych raptem osiemdziesięciu kilometrów zajęło mi ponad pięć godzin, a powrót trwał jeszcze dłużej. Potem przez dwa dni nie mogłem chodzić, ale spotkanie z synami i ich radość zrekompensowały mi cały wysiłek. Lekcja, którą wtedy dostałem nie poszła na marne, bo już dwa tygodnie później przejechałem sto kilometrów, „zaliczając” Gryfów Śląski. To na tej wyprawie wpadłem na pomysł, by odwiedzić wszystkie miasta Dolnego Śląska. Mam nadzieję, że niebawem zakończę realizację tego projektu.

 

Na jakim jesteś etapie?

Rok 2007 zacząłem od eskapady do Zgorzelca, przemierzyłem wtedy przepiękne Bory Dolnośląskie, ciągnące się prawie na całej tej trasie, pokonałem wówczas bardzo ostrożnie 170 km, pamiętając o błędach popełnionych w drodze do Karpacza. Potem była Bogatynia (220 km), Kowary (200 km) przez Świeradów i Szklarską Porębę oraz Głogów (200 km) – wtedy po raz pierwszy i jedyny towarzyszył mi kolega na „poziomce”, poza tym zawsze jeździłem sam. Jesienią 2007 wybrałem się jeszcze do Wałbrzycha przez Lubawkę i Mieroszów, pokonałem wtedy 235 km. W roku 2008 zamierzałem „zaliczyć”, cały Dolny Śląsk, ale niestety - w sierpniu problemy ze zdrowiem uniemożliwiły mi realizację tego zamierzenia. Nie pojechałem wtedy na zjazd „poziomek” do Bystrzycy koło Oławy i nie udała mi się precyzyjnie już zaplanowana trasa dookoła Wrocławia, podczas której zamierzałem odwiedzić wszystkie miasta wokół stolicy Dolnego Śląska. W sumie byłem w siedemdziesięciu miastach, a brakuje mi jeszcze kilkunastu. Pierwsza trasa w tym sezonie prowadzić ma do Żarów i Sobótki, po drodze odwiedzę jeszcze Złotoryję, Jawor i Strzegom. Następny będzie Strzelin, skąd przez Wiązów i Oławę, a dalej zygzakiem przez Siechnice, Jelcz - Laskowice oraz Bierutów, pojadę do Oleśnicy. Na koniec zostawiam sobie miejscowości najbardziej oddalone od Raciborowic, w których mieszkam. To Syców i Międzybórz, wrócę stamtąd przez Milicz, Trzebnicę, Prusice, Oborniki Śląskie, Brzeg Dolny oraz Środę Śląską. I to by było na tyle. Myślę, że jesienią tego roku moja „kolekcja” miast Dolnego Śląska będzie kompletna.

 

Ile kilometrów przejechałeś już na rowerze poziomym?

Mój Nah'tah ma na liczniku 11.000 kilometrów.

 

Nah'tah?

Tak nazwałem swój rower na cześć ulubionego bohatera książek z lat dzieciństwa - Tomka Wilmowskiego, który od Indian Apacze Meskalero dostał imię Nah'tah – czyli Mały Wódz.

 

I co jeszcze można zobaczyć na Twoim liczniku?

Że na przykład podczas najdłuższej jednodniowej, siedemnastogodzinnej wycieczki przejechałem 325 km. Zdobyłem wtedy dziewięć miast, między innymi Górę i Żmigród. A największa wielodniowa trasa, to pięć dni w Kotlinie Kłodzkiej, odwiedziłem wówczas 25 miast, kręcąc codziennie po 12 godzin. To w czasie tej wyprawy, gdzieś na stromym zjeździe w pobliżu Dusznik uzyskałem rekordową prędkość 71 km na godzinę.

 

Jak sobie radzisz ze zmęczeniem na tak długich drogach?

Moim zdaniem przy dobrej kondycji zmęczenie jest spowodowane głównie niedostarczaniem organizmowi odpowiedniej porcji energii we właściwym czasie. Dla mnie taką bombą energetyczną likwidującą zmęczenie są banany i batony czekoladowe, a do tego stosuję sole mineralne w postaci płynu fizjologicznego – izotonicznego, który kupuję w aptece. Przecież pedałując pocę się, tracąc przy tym mikroelementy, których niedobór osłabia, powodując zmęczenie.

 

Czy udało Ci się przejechać tych 11.000 kilometrów bez nieprzyjemnych przygód?

Poważne nieszczęścia omijały mnie i oby tak dalej. Miałem jeden wypadek między Żeliszowem, a Włodzicami, na Drodze Gwarków. W lesie na stromym zjeździe woda wyżłobiła głęboki, poprzeczny rów, w który wpadłem z prędkością 30 kilometrów na godzinę i wyleciałem z takim impetem, jak Małysz na Dużej Krokwi... Lądując podparłem się tak niefortunnie, że przez miesiąc utykałem. Rower też nie wyszedł bez szwanku z tej opresji – pękła mu rama.

 

W lesie, na stromym zjeździe? Byłem przekonany, że „poziomki” nadają się tylko na asfalt.

Ja jeżdżę Nah’tahem wszędzie. Z pewnością na wielu terenowych trasach bicykl pionowy sprawdziłby się lepiej, niż „poziom”, lecz dla mnie nie ma to znaczenia, bo preferuję spokojną, rekreacyjną jazdę, nawet wtedy, gdy wyruszam na dość długie wycieczki.

 

Czy ludzie jakość szczególnie reagują na widok Twojego roweru?

Różnie to bywa. Jedni są zdziwieni, drudzy kpią sobie pytając, co mu dolega, ale kilka razy specjalnie zatrzymywano mnie, aby wypytać o „poziomkę”. Ostatnio w Głuszycy koło Wałbrzycha długo gwarzyłem z sympatycznym małżeństwem, które wędruje po całej Polsce na rowerach, pionowych rzecz jasna.

 

A czy są u nas jakieś stowarzyszenia osób jeżdżących na "poziomkach"?

Nie słyszałem o żadnym. Znam tylko kilka stron internetowych poświęconych rowerom poziomym i forum, na którym też się pojawiam. W ubiegłym roku zorganizowano pierwszy zlot „poziomek” w Bystrzycy koło Oławy, ale niestety – jak już wspomniałem - nie udało mi się w nim uczestniczyć

 

Jak oceniasz, ilu może być w Polsce rowerzystów „poziomych”?

Na forum internetowym jest nas pięćdziesięciu, a z rozmów na ten temat wnoszę, że w sumie może być w Polsce około tysiąca takich zapaleńców, ale to są bardzo niepewne dane. Z całą pewnością wiem natomiast, że w moim regionie przypadkowe spotkanie dwóch „poziomkowiczów”, to nie lada gratka.

 

Czy to dlatego - poza jednym wyjątkiem - jeździsz samotnie? Źle czułbyś się w grupie pionowych rowerzystów?

Nie jestem samotnikiem, ale dotychczas nie szukałem towarzystwa głównie dlatego, że „poziomka” ma inną dynamikę jazdy niż zwyczajny rower i trudno byłoby się wzajemnie dostosować. Poza tym ja bardzo lubię zatrzymywać się po drodze, rozglądać, zwiedzać, fotografować, nigdzie mi się nie śpieszy, a to potrafi być denerwujące dla innych. Na krótkie wycieczki, co jakiś czas wybieram się jednak z rodziną lub sąsiadem.

 

A czy Twoja rodzina też jeździ na "poziomkach"?

Na rowerze poziomym poza mną jeździ jeszcze mój młodszy syn, starszy i żona wolą tradycyjne jednoślady.

 

 

* LWB - Long Wheel Base, SWB - Short Wheel Base, CLWB - Compact Long Wheel Base, USS - Under Seat Steering, ASS - Above Seat Steering

 

Kuba Terakowski

 

Tekst ukazał się w miesięczniku „Rowertour” – www.rowertour.pl – nr 3/2009


Strona główna