Adam Prusakiewicz

Czym się zajmujecie?

Wszystkim. A przede wszystkim turystyką przyjazdową. Pokazujemy Kraków z różnych perspektyw, w tym rowerzysty, podczas biketourów - naszego flagowego produktu.

Skąd pomysł na organizowanie wycieczek rowerowych po mieście?

Chcieliśmy zaproponować coś oryginalnego. Kraków jest znaczącym miejscem na turystycznej mapie Europy, a tradycyjnym sposobem zwiedzania miasta są spacery. Mamy i te usługę w swojej ofercie, lecz najbardziej angażujemy się w organizację biketourów, gdyż pozwalają zobaczyć najwięcej, w najkrótszym czasie. A teraz niestety, nawet turystom się śpieszy.

Jak to się zaczęło?

Kilkanaście lat temu, właściciel firmy Marcin Moszczyński, który jest też przewodnikiem po Krakowie, otworzył tu zwyczajne biuro turystyczne. Po jakimś czasie jednak uruchomił też wypożyczalnię rowerów i szybko zauważył, że większość klientów stanowią cudzoziemcy. Pytaniom gdzie powinni pojechać i co należy zobaczyć nie było końca, więc Marcin postanowił, że sam pokaże im najciekawsze miejsca.

Czyli?

Kraków "w pigułce": Stare Miasto, Kazimierz, Podgórze. Trasa wycieczki ma 12 km długości i 25 przystanków. Gdybyś chciał przejść ten dystans i zobaczyć po drodze wszystko, co pokazujemy, to dziesięć godzin byłoby zbyt mało. Nie wspominając o studiowaniu przewodników, w poszukiwaniu informacji, które staramy się przekazywać turystom w jak najatrakcyjniejszej formie. Sam jestem nauczycielem historii w szkole podstawowej, więc dobrze wiem, jak ważna jest kondensacja treści. Turystów traktuję podobnie jak uczniów, bo ich poziom wiedzy o dziejach Polski jest zbliżony.

Nawet tych z wyższym wykształceniem?

Najlepiej zorientowani są emeryci, natomiast młodym ludziom plącze się wszystko. Rokrocznie organizujemy biketoury dla Australijczyków zwiedzających całą Europę w dwa tygodnie. Pod Wawelem pytają o Buda Castle (zamek w Budapeszcie), nad Wisłą szukają Mostu Karola, a na Placu Bohaterów Getta rozglądają się za berlińskim murem...

Ilu przewodników zatrudniacie?

Około dwudziestu. Łączy nas upodobanie do Krakowa, wszyscy też mamy licencje. Poza tym reprezentujemy pełne spektrum wieku, zainteresowań i zawodów. Są wśród nas historycy sztuki, studenci, jest lekarz, prawnik, muzyk. W sezonie pracujemy wszyscy, na zimę pozostaje połowa.

Skąd się "wzięliście"? Prowadzony był jakiś nabór, weryfikacja?

Nie, w zupełności wystarczyła "poczta pantoflowa" i wzajemne rekomendacje. Każdy jest pasjonatem i inaczej prowadzi swoje grupy, powinieneś porozmawiać z wszystkimi i pojechać na dwadzieścia biketourów. A i tak nie dowiedziałbyś się wszystkiego, bo wycieczka wycieczce nierówna, wszystko zależy od grupy. Zawsze staram się dowiedzieć skąd są turyści i czym się zajmują. Najłatwiej mi nawiązać kontakt z Brytyjczykami, bo przez kilka lat mieszkałem w Anglii. Pytam ich na przykład czy znają datę wielkiego pożaru Londynu? Zazwyczaj nie znają, no więc był to rok 1666. I wtedy gdy Wasi przodkowie biegali z wiadrami, aby ugasić ogień - mówię - nasi wieszali tę złotą koronę na szczycie Wieży Mariackiej, aby z daleka widać było, że Kraków jest miastem królewskim. A na ulicy Pijarskiej pytam czy pamiętają kiedy zatonął Titanic? W roku 1912, gdy otwarty został Hotel Francuski, przed którym stoimy. Wasz transatlantyk poszedł na dno, a budynek stoi nietknięty zębem czasu.

Od jak dawna tu pracujesz?

Od trzech lat, przez siedem dni w tygodniu, po kilka godzin dziennie.

Ile macie rowerów?

Osiemdziesiąt. Od beach cruiserów, przez miejskie, po trekkingowe, a nawet górskie. Mamy też rowery dziecięce, z fotelikami, tandemy oraz bicykl z "taczką" do przewożenia maluchów.

A gdzie je przechowujecie? Tu jest przecież tak ciasno...

Podręczne stoją na podwórku, a pozostałe w dwóch piwnicach.

Zdarza się, że wszystkie są w ruchu?

Jasne, zdarza się nawet, że ich brakuje. To zasługa bogatego spektrum naszej oferty oraz lokalizacji, bliżej Rynku nie ma już żadnej wypożyczalni.

Skąd macie te rowery?

Zaczynaliśmy od używanych "holendrów" kupowanych na giełdzie; każdy był "z innej parafii". Teraz spora część naszej floty to identyczne rowery miejskie - proste, dość toporne, ale dzięki temu najmniej awaryjne. To ważne, bo przy tak intensywnym użytkowaniu, ilość usterek w słabszych pojazdach byłaby kolosalna. I tak zatrudniamy na pół etatu mechanika, który samych dętek wymienia codziennie po kilka.

A jeżeli ktoś podczas wycieczki "złapie gumę", to wszyscy czekają na serwis?

Nie, wtedy jeden z pracowników jedzie rowerem na miejsce awarii i tam zamienia się, przekazuje turyście swój, a uszkodzony zabiera do warsztatu. Przy tak niewielkich odległościach nie trwa to dłużej, niż kwadrans.

Czy podczas biketourów używane są tylko rowery miejskie?

Nie, jak komu wygodnie. Część uczestników wycieczek to osoby, które na co dzień jeżdżą rowerami, preferują więc podobne do własnych. Część na rower wsiada sporadycznie, Ci wybierają najprostsze, bez przerzutek. Niektórzy, przyzwyczajeni do hamulców szczękowych, nie potrafią używać kontry. Z kolei dla pań obowiązkowe są damki z koszykiem. Biketour zawsze zaczyna się od wyboru pojazdu.

Czy wypożyczacie także kamizelki i kaski?

Nie są obowiązkowe, ale mamy po 20 kompletów, ponadto przy niepewnej pogodzie każdy dostaje poncho.

Którędy prowadzi trasa typowego biketouru?

Zaczyna się obok siedziby firmy, na styku ulicy Grodzkiej i Rynku, gdzie oglądamy Sukiennice i Kościół Mariacki. Stąd, Plantami jedziemy kolejno pod: Teatr Słowackiego, Barbakan, Pałac Sztuki, Collegium Maius i Novum, Pałac Biskupi oraz Wawel, który objeżdżamy dookoła, bo na dziedziniec nie wolno rowerów wprowadzać. Nota bene: przy głównej bramie są "aż" cztery stojaki, a przy tylnej nie ma ani jednego; Wawel niestety jest nieprzychylny cyklistom. Spod Smoczej Jamy jedziemy bulwarami na Skałkę i przemierzamy chrześcijańską oraz żydowską część Kazimierza. Potem przecinamy ulicę Krakowską, której nazwa jest ewenementem na skalę europejską (bo w Pradze nie ma ulicy Praskiej, a w Wiedniu - Wiedeńskiej), a pozostała od czasów, gdy Kazimierz był odrębnym miastem. Tam staram się pokazać jak wyznawcy dwóch różnych religii żyli zgodnie na tak małym obszarze. Doskonałym tego przykładem jest skrzyżowanie ulic dwóch, na pozór wykluczających się, patronów: Rabina Meiselsa i Bożego Ciała.

Z Placu Wolnica jedziecie do Podgórza?

Tak, korzystając z kładki "Bernatki". Stamtąd najlepiej widać jak małe było getto; trudno uwierzyć, że 65.000 osób mogło zmieścić się na tak niewielkim terenie. Na ulicy Lwowskiej pokazuję pozostałości murów i zapraszam pod Fabrykę Schindlera. Potem, przez Most Powstańców Śląskich wracamy na lewy brzeg Wisły i jedziemy z powrotem na Rynek, gdzie kółko się zamyka.

Czy trasy wszystkich biketourów są zawsze takie same?

Nie. Poza najważniejszymi, obowiązkowymi punktami, wybór drogi oraz dodatkowych atrakcji zależy od przewodnika i upodobań grupy. Ze względów bezpieczeństwa unikamy jednak ruchliwych ulic, preferując ścieżki rowerowe, bulwary wiślane, Planty oraz strefy zamknięte dla samochodów.

Jak długo trwa cała wycieczka?

Cztery godziny, w tym 30 minut przerwy na Kazimierzu oraz krótkie przerwy w każdym z oglądanych miejsc.

Żadnego z nich nie zwiedzacie wewnątrz? Nie wchodzicie do środka?

Nie, ponieważ wtedy nawet cały dzień nie wystarczyłby na pokonanie trasy. Prezentujemy Kraków w skondensowanej formie, pokazujemy gdzie warto na dłużej wrócić z powrotem. I rzeczywiście, uczestnicy biketourów nazajutrz bardzo często wypożyczają rowery, by przejechać się już samodzielnie i dokładniej zobaczyć wszystkie miejsca.

Ile takich wycieczek organizujecie?

Od pierwszego maja do końca września - dwie dziennie i po jednej wczesną wiosną oraz w październiku.

A zimą?

Też, o ile tylko są chętni, ale wtedy biketoury ruszają tylko na zamówienie, natomiast przez pozostałą część roku zgodnie z "rozkładem jazdy", czyli niezależnie od ilości chętnych, nawet jeżeli zgłosi się tylko jedna osoba.

I opłata jest taka sama przy każdej liczbie uczestników?

Tak: 90 złotych. Studenci, rodziny oraz grupy zorganizowane mają zniżki.

A zdarza się, że chętnych jest tak wielu, że musicie odmawiać?

Sporadycznie, gdyż większość wycieczek rezerwowanych jest z wyprzedzeniem wystarczającym nam na organizację dodatkowych tourów. Jeden przewodnik nie może prowadzić więcej niż piętnastu osób, gdyż w większej grupie nie byłby w stanie zapewnić wszystkim bezpieczeństwa i zachować kontaktu głosowego z każdym.

Przewodnik opowiada też w czasie jazdy?

Nie, tylko na postojach, aby każdy mógł go usłyszeć. Na trasie poruszamy się jeden za drugim, a nie tyralierą. Każda wycieczka zaczyna się od krótkiego szkolenia, uczestnicy sprawdzają czy działa dzwonek i hamulce, czy koła są napompowane, a siodełko znajduje się na odpowiedniej wysokości. Apelujemy wtedy też o ostrożną jazdę wśród pieszych, ostrzegamy przed szynami tramwajowymi, prosimy o zachowanie zwartości grupy. Przewodnik zawsze wyznacza jedną osobę zamykającą peleton, aby widząc ją na kolejnych przystankach mieć pewność, że dojechali wszyscy.

Kto korzysta z Waszych usług?

Wszyscy. Studenci, rodziny z dziećmi, emeryci. Doświadczeni kolarze i początkujący cykliści. Wśród naszych klientów bardzo dużo jest mieszkańców państw "rowerowych": Niemców, Skandynawów, Holendrów, Belgów. Ci, albo swoje pierwsze kroki kierują do wypożyczalni, albo wręcz podróżują z własnymi jednośladami.

Na biketour można pojechać też swoim prywatnym rowerem?

Oczywiście.

Czy prowadzicie jakąkolwiek weryfikację uczestników?

Nie, uznajemy, iż każdy zgłasza się na własną odpowiedzialność i potrafi prawidłowo ocenić swoje siły. Pokonanie dwunastu płaskich kilometrów w ciągu czterech godzin nie wymaga wyjątkowej kondycji. Na wszelki wypadek jednak ubezpieczamy wszystkie grupy.

Nikt nigdy nie wycofał się po drodze?

Nikt. Raz tylko zasłabła nam pewna turystka, która - jak się okazało - była chora na cukrzycę. Zdarza się natomiast czasem, że - pomimo naszych instrukcji - ktoś gubi się po drodze, bo fotografując turyści potrafią zapomnieć o całym świecie. Dlatego na wszelki wypadek rozdajemy mapki.

Dlaczego wszystkie wycieczki prowadzone są po angielsku?

Na zlecenie organizujemy także w innych językach: po niemiecku, francusku, włosku.

A po polsku?

Nie przypominam sobie ani jednej grupy naszych rodaków pomiędzy uczestnikami biketourów, nie można więc podejrzewać naszej rozmowy o kryptoreklamę... (śmiech). Polacy natomiast stanowią około jednej trzeciej klientów wypożyczalni i dość często, biorąc rower, pytają o najciekawsze trasy. Wśród pozostałych narodowości dominacja jest sezonowa. Wiosną najwięcej mamy Skandynawów, w czerwcu - Francuzów, w lipcu i sierpniu - Hiszpanów oraz Włochów, bo wtedy w Polsce jest im chłodniej. Jesienią przeważają Brytyjczycy, którym nie przeszkadza chłód i kapryśna aura, a przez cały rok zdarzają się Amerykanie i Kanadyjczycy; coraz częściej pojawiają się też Azjaci.

Anglicy nie mają u nas problemów z ruchem prawostronnym?

Zazwyczaj przyzwyczajają się szybko, więcej kłopotów sprawia im układ hamulców, bo u nich, odwrotnie niż w Polsce, prawa dźwignia obsługuje szczęki przednie. Wyspiarze natomiast, częściej niż inne nacje, przychodzą na start podchmieleni.

I co wtedy?

Zapraszamy ich ponownie innym razem. Brytyjczycy bywają też wyjątkowo niefrasobliwi, kilka dni temu zbieraliśmy po całym mieście rowery wypożyczone przez ich grupę. Dwa porzucili aż nad zalewem w Kryspinowie (15 km od centrum), jeden leżał przy drodze, obcy ludzie zawiadamiali nas o tym.

A skąd wiedzieli do kogo zadzwonić?

Na wszystkich rowerach są tabliczki z naszym logo. Dla odmiany z Holendrami, typowe czterogodzinne toury rzadko trwają dłużej, niż trzy.

Tak szybko się nudzą?

Nie, tak prędko jeżdżą. Zapewne dlatego, że - jak nikt inny - używają rowerów na co dzień.

A zdarzają się stali klienci?

Tak, mówią: byliśmy rok temu, bawiliśmy się świetnie, chcemy pojechać raz jeszcze. Często też wracają z przyjaciółmi.

Są też tacy, którzy proszą o konkretnego przewodnika?

Owszem, to chyba najczęściej zdarza się Filipowi - pół Łotyszowi, pół Rosjaninowi, ożenionemu z Polką, Michałowi - młodemu przewodnikowi z nieprzeciętną charyzmą, Mateuszowi - pracującemu w kancelarii prawnej oraz Jackowi - zatrudnionemu w Urzędzie Marszałkowskim, którzy przybiegają tu wprost zza biurka i na zapleczu zamieniają garnitur na strój cyklisty, Sylwii, która dla rowerów i przewodnictwa rzuciła doktorat oraz Grzegorzowi, doświadczonemu jak chyba nikt inny.

Pogoda nigdy nie zmusiła Was do odwołania wycieczki?

Nie zdarzyło się jeszcze aby turyści chcieli pojechać pomimo deszczu, a przewodnik odmówił poprowadzenia grupy. Ale przy wyjątkowo brzydkiej pogodzie zazwyczaj po prostu nie ma chętnych.

Rozumiem, że nadal prowadzicie wypożyczalnię rowerów?

Tak, ale to znacznie mniej ciekawa część naszej działalności.

Czy na wynajem przeznaczona jest osobna pula rowerów?

Nie, to te same, które służą podczas biketourów.

I nie zdarza się, że na wycieczkę zabrakło, bo wypożyczyliście wszystkie?

Sporadycznie.

Co wtedy?

Sami korzystamy z usług innej wypożyczalni.

Ile osób rocznie uczestniczy w biketourach?

Około czterech tysięcy.

Czy ktoś z tego tłumu szczególnie zapadł Ci w pamięć?

Raz z paczką przyjaciół przyszła dziewczyna, która nie potrafiła jeździć na rowerze, lecz absolutnie nie chciała zostać sama.

Przeszła kurs ekspresowy?

Nie, pojechała na tandemie.

Rozmawiał: Kuba Terakowski

Wywiad został opublikowany w miesięczniku "ROWERTOUR" nr 11/2013. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie tego tekstu lub jego fragmentów, wymaga zgody Redakcji.


Strona główna