PIOTR SKIBA

Kiedy riksze pojawiły się na świecie?

Przypuszczalnie w drugiej połowie XIX wieku, w Japonii, jako następca lektyki. Słowo riksza pochodzi z języka japońskiego, w którym pojazd ten nazywa się "jin - riki - sha". "Jin" oznacza mężczyznę, "riki" - siłę, a "sha" - koło. Najstarsze riksze były pojazdami pchanymi lub ciągnionymi przez człowieka, później unowocześniono je montując koła.

A jaka jest historia riksz w Polsce?

Pierwsze zaczęły kursować w latach trzydziestych ubiegłego wieku, a w czasie okupacji hitlerowskiej, służyły już bardzo powszechnie jako taksówki osobowe i towarowe. Po wojnie riksze jeździły jeszcze przez jakiś czas po Warszawie, a potem na ponad czterdzieści lat zupełnie zniknęły z polskich dróg. Wróciły w roku 1993 do Łodzi za sprawą Fundacji Ulicy Piotrkowskiej

Gdzie w Polsce jeżdżą obecnie?

Między innymi w Gdańsku, Kazimierzu, Lublinie, Słupsku, Warszawie i Wrocławiu. Riksze kursują też po Krakowie, lecz konstrukcją znacząco różnią się od tradycyjnych. To gruszkowate kapsuły z tworzywa sztucznego, z kanapą dla pasażerów umieszczoną za siedzeniem kierowcy. Riksze próbowano też wprowadzić na kilku największych cmentarzach, w Bydgoszczy, Poznaniu i Szczecinie, gdzie osobom starszym miały ułatwiać dotarcie do grobów położonych daleko od wejścia. O ile jednak wiem te inicjatywy upadły.

A skąd Twój pomysł na rikszę?

Już w szkole średniej zacząłem rozglądać się za dorywczą pracą. Znalazłem wtedy ogłoszenie: "Rikszarz pilnie poszukiwany!". Rowery zawsze były moim hobby, więc pomyślałem, że połączę przyjemne z pożytecznym i zgłosiłem się.

Miałeś swoją rikszę?

Nie. Płaciłem za jej dzierżawę, a wszystko, co zarobiłem ponadto, mogłem zatrzymać dla siebie. Najczęściej jeździłem po Długim Targu, wożąc dzieciaki z wycieczek szkolnych albo turystów. Minęły trzy sezony, awansowałem, zostałem koordynatorem. Praca ta spodobała mi się tak bardzo, że postanowiłem przejąć pewną sopocką firmę, gdy dowiedziałem się, że kończy działalność i sprzedaje swoje riksze. Na początku kupiłem siedem, to był rok 2004. Teraz mam ich dwadzieścia.

I Twoja firma funkcjonuje na podobnej zasadzie, co tamta?

Tak, wypożyczam riksze na tydzień, a rikszarze sami decydują, kiedy i na jak długo przyjdą do pracy. Staram się jednak tak koordynować godziny ich dyżurów, aby w sezonie, do dyspozycji było zawsze przynajmniej dwanaście riksz. Nawiązałem współpracę z kilkoma hotelami, realizuję ich zlecenia, wożę gości, więc nie mogę sobie pozwolić na niespodziewane braki kadrowe.

Sam też jeździsz?

Jeżdżę. Po pierwsze, dlatego, że lubię, a po drugie najłatwiej mi nadzorować pracę, będąc na miejscu.

Kupiłeś siedem riksz, masz trzykrotnie więcej, a wszystkie wyglądają identycznie. Czy wymieniłeś tabor w międzyczasie?

Pierwsze riksze pochodziły z różnych miejsc, więc prawie każda była inna. Teraz są takie same, bo dokupiłem kolejne i wszystkim założyłem nową tapicerkę: jasne kanapy i oparcia. Poprosił o to klient - organizator Kongresu Nowa Idea - który wynajął całą moją flotę.

Ile lat pracy wytrzymuje riksza?

Te najstarsze nadawały się na złom już po dwóch sezonach. Z biegiem czasu nabieram jednak doświadczenia, nie oszczędzam na sprzęcie, nie kupuję najtańszych części. Dzięki temu riksze, którymi dysponuję obecnie służą już pięć lat i nadal są w doskonałym stanie. Oczywiście przez cały ten czas były starannie serwisowane.

Kto się tym zajmuje?

Mam znakomitego mechanika, który wykonuje riksze, odnawia i dba o nie.

Które elementy riksza powinna mieć dużo mocniejsze, niż zwyczajny rower?

Te narażone na największe obciążenia. Rama musi być więc gruba, dobrze pospawana i zabezpieczona dodatkowymi wspornikami, a koła trzeba zamontować wzmocnione, z wysokimi stożkami.

Twoje riksze są dwuosobowe?

Małżeństwo z dzieckiem, lub szczupła trójka pasażerów zmieści się obok siebie wygodnie.

A jaki jest ich udźwig?

Ćwierć tony, lecz rekord ustanowiłem wioząc w sumie 470 kg, wliczając w to ciężar ładunku, rikszy i mój.

Ile waży sama riksza?

Czterdzieści kilogramów.

Jakie ma przełożenia?

Siedem biegów z tyłu i trzy z przodu, ale najczęściej używamy "najlżejszych", Dodatkowo, jazdę pod górę ułatwia tak zwany "megarange", czyli nieproporcjonalnie większa wewnętrzna zębatka w wielotrybie tylnym. Ten mechanizm jest często stosowany w zaawansowanych rowerach górskich.

Hamulce są szczególnie silne?

Nie, w zupełności wystarczy dobrej klasy v-break, bo riksze nie rozwijają zawrotnych prędkości. Część pojazdów ma jednak na tylnych kołach zamontowane podwójne hamulce szczękowe, aby ich skuteczność była większa.

A jak szybko jeżdżą riksze?

Zazwyczaj tempem rekreacyjnym. Kursujemy po miejscach, gdzie ruch pieszych i rowerów jest duży, więc trzeba zachować ostrożność. Naszym klientom rzadko się spieszy, z reguły zależy im raczej na tym, aby zobaczyć jak najwięcej.

Nie zdarzają się tacy, których ponosi fantazja i chcą się pościgać?

Rzadko i tylko nocą, gdy rozbawione towarzystwo wynajmie kilka riksz i każda dwójka zagrzewa swojego rikszarza do walki. Na takie rywalizacje zgadzam się tylko wtedy, gdy miasto jest puste.

Ile kilometrów dziennie pokonuje rikszarz?

Średnio około czterdziestu. Wszystko zależy od ilości kursów, długości tras, pogody i czasu pracy. Niekiedy, w wyjątkowo deszczowe dni, klientów nie ma w ogóle, natomiast rekordowe dystanse dzienne dochodzą do osiemdziesięciu kilometrów.

Czy każdy rikszarz sam serwisuje swój pojazd?

Wszystkie poważniejsze naprawy i przeglądy wykonuje mechanik, rikszarze muszą dbać tylko o bieżące usuwanie drobnych awarii. Nikt nie wzywa mechanika, gdy trzeba tylko wymienić dętkę.

A jeżeli ktoś "złapie gumę" podczas kursu?

To dzwoni po najbliższego wolnego rikszarza, który zabiera klientów, podobnie jak taksówkarz, który nie zostawia pasażerów, gdy auto odmówi posłuszeństwa.

Jak oświetlona jest riksza?

Ma jedno czerwone światło z tyłu i dwa białe z przodu.

Osłony przed deszczem brak?

Brak, ale dysponujemy parasolkami dla pasażerów, które w zupełności wystarczają, gdy opady nie są zbyt silne. Przez pewien czas montowałem daszki, lecz powodowały duże opory powietrza. A rikszarze mają wodoodporne peleryny.

Jaki rejon obsługujecie?

Głównie Sopot, często jeździmy też do Jelitkowa i Brzeźna, a w przeciwnym kierunku do Klubu Koliba i Aquaparku, czyli zazwyczaj kilka kilometrów tam i z powrotem. Kursujemy przede wszystkim na osi północ - południe, czyli równolegle do plaży, natomiast w głąb miasta - na dworzec lub do hoteli - wjeżdżamy rzadziej. Za dojazd tam pobieramy nieco wyższe opłaty, gdyż pokonanie wzniesienia, na którym położony jest Sopot, wymaga dodatkowego wysiłku.

Masz stały cennik?

Nie, ceny są umowne i ustalane każdorazowo przed kursem. W praktyce wygląda to po prostu tak, że klient pyta o koszt dojazdu do wybranego miejsca i albo zgadza się, albo rezygnuje.

Targować się można?

Nie ma zakazu.

Gdzie najdalej zdarzało Wam się dojeżdżać?

Na gdańskie Stare Miasto, czyli w sumie trzydzieści kilometrów.

Pracujecie w określonych porach dnia i roku?

Jesteśmy do dyspozycji przez całą dobę i dwanaście miesięcy, kurs można zatem zamówić nawet na Sylwestra. Natomiast regularnie i codziennie jeździmy od długiego weekendu majowego do końca września, a sporo dodatkowych zleceń realizujemy jeszcze w październiku. Na postojach czekamy od godz. 10.00 do 6.00, pracując na dwie zmiany - część rikszarzy w dzień, a część nocą. Wcześnie rano nie ma chętnych, czasem tylko ktoś zamawia telefonicznie kurs z hotelu do portu, na statek płynący na Hel.

Miejsca postojowe są stałe?

Tak, dwa: obok baru "Przystań", czyli półtora kilometra od molo oraz przy samym molo.

Czy rikszarze tworzą stały zespół, czy też rotacja jest duża?

Trzon grupy stanowią ludzie doświadczeni, jeżdżący przez kilka lat, ale część zmienia się rokrocznie, to głównie uczniowie i studenci, którzy imają się różnych dorywczych zajęć.

Dziewczyny też zatrudniasz?

Oczywiście, jeżeli tylko są chętne, ale to zdarza się dość rzadko.

I jak sobie radzą?

Doskonale. Czasem tylko pasażerowie próbują "zbałamucić" je, proponując zamianę miejsc... (śmiech). Nie zgadzamy się jednak na przekazanie pojazdu w obce ręce, gdyż byłoby to nazbyt ryzykowne. Wyjątek zrobiliśmy podczas imprezy integracyjnej pewnego banku, gdy uczestnicy, którzy zgodnie z planem mieli być przewożeni stwierdzili, iż znacznie ciekawsze jest kierowanie rikszą. Ale wtedy jeździli tylko po zamkniętym hipodromie.

Czy kandydaci na rikszarzy przechodzą jakieś szkolenie?

Tak. Obowiązkowy jest kurs obsługi technicznej pojazdu prowadzony przez naszego mechanika. Każdy też, przez dzień lub dwa trenuje jazdę rikszą na placu manewrowym, wożąc trójkę rikszarzy jako klientów. Ponadto wszyscy mają prawa jazdy.

Istnieją jakieś "żelazne zasady" przewozu pasażerów?

Jedna podstawowa, którą we krwi musi mieć każdy rikszarz: klient nie może usiąść wcześniej, niż on, gdyż niesymetrycznie obciążona riksza może się przewrócić. Należy też trzymać uchwyt kanapy maksymalnie szeroko, wyprostowanymi rękami.

Czemu?

Bo rikszą kieruje się poprzez skręcanie kanapą, więc jeżeli siedzą na niej dwie ciężkie osoby, to złapanie poręczy obydwoma rękami na środku spowoduje, iż wykonanie jakiegokolwiek manewru będzie niebywale trudne. Decyduje o tym proste, fizyczne prawo dźwigni.

A gdyby ktoś chciał wynająć rikszę bez obsługi, by pojechać na romantyczną przejażdżkę we dwoje, to może zgłosić się do Ciebie?

Dotychczas tego nie praktykowałem, lecz gdybym sprawdził umiejętności klienta i stwierdził, że dobrze sobie radzi z rikszą, to chyba nie odmówiłbym takiej prośbie. Gwoli bezpieczeństwa wolałbym wynająć pojazd z rikszarzem, ale rozumiem, że jako "przyzwoitka" mógłby być niemile widziany... (śmiech).

Czy wszyscy Twoi rikszarze są zawsze ubrani identycznie, tak jak na tym zdjęciu?

Nie, akurat ta fotografia została wykonana podczas zamówionego kursu, gdy klientowi zależało na dodatkowej reklamie i sam wyposażył nas w swoje firmowe czapeczki i kurtki. Zazwyczaj jednak stroje są dowolne.

Dla kogo najczęściej jeździcie?

W dzień gros pasażerów stanowią rodziny z dziećmi. Dla maluchów taka przejażdżka jest nie lada atrakcją, a dla rodziców chwilą wytchnienia. Wieczorami dominują pary, a nocą goście pobliskich hoteli oraz klienci dyskotek, klubów i restauracji.

Zapewne zdarzają wśród nich nietrzeźwi...

Nie nazwałbym ich nietrzeźwymi, czasem tylko nieco łatwiej dotrzeć im do celu rikszą, niż na piechotę... (śmiech).

Bywają uciążliwi lub agresywni?

Jeszcze kilka lat temu zdarzały się nieprzyjemne incydenty, ale teraz jest wyraźnie bezpieczniej. Wprowadziłem tylko zasadę, że w dzień rozliczamy się z pasażerami po wykonanym kursie, a nocą przed.

Nie miałeś żadnej niemiłej przygody?

Żadnej. Jedyny kłopot z uregulowaniem opłaty był raczej zabawny, niż przykry: klient zdziwił się, że nie akceptujemy kart płatniczych... Pojechaliśmy więc do bankomatu, gdzie okazało się, że jego karta jest zablokowana. Dał mi wtedy w zastaw swoje klucze i po jakimś czasie wrócił z gotówką.

Zdarzały Wam się wśród pasażerów osoby znane?

Oczywiście. Sopot przyciąga celebrytów, każdy chce pokazać się na molo, a riksze stoją tuż obok... Woziliśmy między innymi Michała Wiśniewskiego z zespołu "Ich Troje". Wyglądało to dość dziwnie, bo on jechał, a ochroniarze biegli obok. Naszym stałym klientem jest Dariusz Michalczewski, jeździ z nami kilka razy w miesiącu. Woziłem też już Patrycję Markowską, Kingę Rusin, Dominikę Ostałowską, Laurę Samojłowicz, Piotra Rubika, Rafała Maseraka oraz Macieja Zakościelnego. Na sopockiej rikszy pojawić się ma też Władysław Szpilman...

Szpilman? A w jaki sposób?

Na pomniku, który stanie przy drodze do Opery Leśnej. Autor projektu, Adam Dawczak - Dębicki mówi, że postanowił pokazać Szpilmana na rikszy, aby uciec od produkowanych dziś masowo "ławeczek" ze słynnymi postaciami. A rikszarz wiozący Szpilmana będzie miał twarz Romana Polańskiego, którego "Pianista" rozpoczyna się panoramą warszawskiej ulicy, pełnej riksz.

Na sopockim deptaku widziałem też cały orszak weselny składający się z Waszych riksz.

Pojazdy są białe, więc świetnie nadają się do tego. Ten środek transportu wybierają najczęściej miłośnicy rowerów oraz ekolodzy. Ale w tym roku riksze cieszyły się szczególną popularnością wśród organizatorów wieczorów panieńskich i kawalerskich.

Zauważyłem też riksze z napisem "daj piątaka na dzieciaka".

To była akcja jednego z banków, który zapłacił nam za bezpłatne wożenie klientów. Oni z kolei opłaty za kurs uiszczali do skarbonek, które rozwoziliśmy po gdańskich domach dziecka. Pasażerowie zazwyczaj płacili wtedy znacznie więcej, niż wart był kurs, a czasem pieniądze ofiarowywali też przypadkowi przechodnie.

Czy zdarza Wam się wozić niepełnosprawnych?

Tak, są to głównie osoby upośledzone fizycznie, dla których zbyt forsowne jest pokonanie wózkiem dystansu łatwo osiągalnego rikszą.

A wózek inwalidzki mieści się na rikszy?

Oczywiście, na bagażniku do przewozu składanych wózków dziecięcych można równie dobrze transportować inwalidzkie.

Sezon na riksze trwa przez pół roku. Co robisz przez drugie pół?

Reklamuję swoją firmę, aktualizuję stronę internetową, na co nigdy nie mam czasu latem, szukam nowych klientów. Ekologia jest teraz modna, więc wizerunkowi firmy lepiej służy reklama na rikszy, niż na samochodzie. Prowadzę też niewielką wypożyczalnię rowerów szosowych i pracuję dorywczo, jako kurier.

Rowerowy?

Nie, wtedy jeżdżę samochodem.

Po sezonie nie możesz już patrzeć na dwa kółka?

Bynajmniej. Jesienią dwa razy wybrałem się "kolarzówką" do Lichenia, pokonując w jeden dzień trzysta kilometrów.

A gdzie zimą przechowujesz riksze?

W trzech wynajętych garażach, bo aż tyle miejsca potrzeba by dwadzieścia pojazdów zmieściło się swobodnie obok siebie. Mógłbym wprawdzie rozkręcić riksze i upchać je w dwóch pomieszczeniach, lecz nie robię tego, gdyż garaże służą nam także latem, jako baza. Tam rikszarze zostawiają swoje pojazdy po pracy.

Na swojej stronie wspominasz o udziale w imprezach firmowych.

Ostatnio woziliśmy uczestników Europejskiego Forum Nowej Idei. Niewiele brakowało, aby moim rikszarzem został wtedy sam Bronisław Komorowski... Prezydent przechodził akurat obok, więc zaproponowałem, że go podwiozę. Odpowiedział, że wolałby zamienić się ze mną miejscami, lecz nie pozwala mu na to strój i BOR... Braliśmy też udział w uroczystym otwarciu ścieżek rowerowych w Kościerzynie oraz w szczecińskich Dniach Morza. Obsługiwaliśmy Kongres Kardiologów w Gdyni oraz obchody jednej z rocznic istnienia Ambasady Chińskiej; zaproszono nas, gdyż riksza doskonale kojarzy się z Państwem Środka. Dla mnie, najważniejszym wydarzeniem jest Parada Rowerowa na Otwarcie Sezonu, w której uczestniczymy rokrocznie od siedmiu lat. Riksze zawsze prowadzą cały pochód, ulica Grunwaldzka jest wtedy zamknięta, jedziemy całą jej szerokością, wioząc zespół muzyczny grający sambę. A za nami podąża kolorowy peleton składający się z kilku tysięcy trójmiejskich rowerzystów

Chwalisz się też sukcesem w wyścigu riksz...

Wyścig o Puchar Rikszarza Roku zorganizowany został w Białogórze, z inicjatywy tamtejszych rikszarzy. Startowały drużyny reprezentujące gospodarzy oraz Gdańsk, Łódź i Sopot. Zawodnicy ścigali się na identycznych rikszach, obciążonych osiemdziesięciokilogramowymi workami z piaskiem. Trasa miał kilometr długości, najszybszym udało się przekroczyć prędkość 30 km/h. A Puchar Rikszarza Roku trafił do Sopotu...

Ile takich zawodów zorganizowano dotychczas?

Tylko te jedne. W tym roku miały odbyć się Mistrzostwa Polski Rikszarzy, lecz niestety sponsor wycofał się i pomysł upadł. A szkoda, gdyż - o ile wiem - byłyby to pierwsze takie zawody na świecie. Zaangażowałbym się całym sercem w ich organizację...

Rozmawiał: Kuba Terakowski

Wywiad został opublikowany w miesięczniku "ROWERTOUR" nr 2/2012. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie tego tekstu lub jego fragmentów, wymaga zgody Redakcji.


Strona główna