Na marginesie listu Pana Jerzego Ganszera chciałbym wyjaśnić, iż „nawiedzeni ochroniarze” – jak nazwał ich Pan Ganszer, to w rzeczywistości strażnicy Straży Ochrony Przyrody. A Straż bynajmniej nie zajmuje się „łapaniem „biedaków”, wchodzących w kosodrzewiny aby się odlać” – jak to ładnie sformułował Pan Ganszer.

            Straż Ochrony Przyrody działa na podstawie Ustawy o Ochronie Przyrody z dnia 16.10.1991 (Dz. U. 114, poz. 492), a strażnicy SOP są uprawnieni do:

1. Pouczania i legitymowania osób naruszających przepisy o ochronie przyrody.

2. Nakładania mandatów karnych za wykroczenia przeciwko przepisom z zakresu ochrony przyrody.

3. Konfiskowania przedmiotów uzyskanych z naruszeniem przepisów o ochronie przyrody oraz narzędzi służących do uzyskania tych przedmiotów.

4. Występowania w charakterze oskarżyciela publicznego w sprawach o wykroczenia przeciwko przepisom o ochronie przyrody.

            Aliści w Tatrach, strażnicy tylko sporadycznie w pełni korzystają ze swoich uprawnień, najczęściej poprzestając na upominaniu niezdyscyplinowanych turystów. Zresztą interwencje stanowią jedynie połowę działalności tatrzańskiej Straży. Drugą połową jest udzielanie informacji i służenie pomocą. Nota bene strażnicy nie pobierają za swoją pracę żadnego wynagrodzenia.

            Dość częstym wykroczeniem na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego – na co słusznie zwrócił uwagę Pan Ganszer – jest korzystanie z „dzikich toalet”, w bezpośrednim sąsiedztwie legalnych sanitariatów. W znakomitej większości takich wypadków strażnicy poprzestają jedynie na odsyłaniu sprawców wykroczeń do stosownych ubikacji. W ogóle natomiast nie praktykowane jest karanie korzystających z „toalety pod chmurką” w odległości uniemożliwiającej dojście do właściwych sanitariatów.

            Na liczącej niecałe dziewięć kilometrów drodze z Palenicy Białczańskiej do Morskiego Oka, toalety znajdują się w pięciu punktach: na Palenicy Białczańskiej, obok Wodogrzmotów Mickiewicza, przy Wancie (przez lipiec i sierpień), na Włosienicy oraz w Morskim Oku. Czyli co dwa, trzy kilometry. Dla zdrowego, dorosłego człowieka, pokonanie takiego dystansu bez konieczności korzystania z WC nie powinno stanowić istotnego problemu. Tymczasem niemal każda „dzika ścieżka” odchodząca od głównej drogi wiedzie do ponurych miejsc, śmierdzących moczem i upstrzonych odchodami. I bynajmniej nie oszczędność prowadzi turystów „w krzaczki”, bowiem trzy z wymienionych toalet są bezpłatne.

            Latem, nad Morskim Okiem przebywa codziennie kilka tysięcy osób. Trudno pozwolić aby ten tłum, załatwiał się „gdzie popadnie”. Już teraz, przy samej tylko krótkiej ścieżce wiodącej wokół Morskiego Oka, jest kilkadziesiąt cuchnących, „dzikich toalet”.

            Pan Jerzy Ganszer proponuje, aby toalety w schronisku nad Morskim Okiem były bezpłatne. Uważam ten pomysł za naprawdę trafny. Sugeruję zatem, aby Pan Jerzy, zamiast do Alka Lwowa, zwrócił się bezpośrednio do gospodarzy schroniska. Wszak to nie Alek pobiera opłaty za korzystanie z sanitariatów nad Morskim Okiem.

 

Kuba Terakowski

 


Strona główna