Maciej Stawinoga - "Odblaskowy Anioł"

Sam nazwałeś siebie Odblaskowym Aniołem?

Nie, ochrzciły mnie tak dzieci w jednej z poznańskich szkół. Spodobało mi się i tak już zostało.

Jesteś w drodze od ponad dwóch lat...

Wyjechałem ze Szczecina 13.01.2009

Dlaczego?

Bo za moimi plecami zginęła dziewczynka na przejściu dla pieszych. Z tego powodu jeżdżę po całej Polsce rowerem, a czasem z rowerem.

Z rowerem?

Gdy się popsuje, to łapię "stopa". Ciężarówki, bo z przyczepą nie zmieszczę się do auta osobowego, niekiedy ciągnę za sobą nawet ćwierć tony.

Ćwierć tony? A cóż to za ładunek transportujesz?

Wszystko, co uda mi się zdobyć. Najczęściej są to folie odblaskowe dla rowerzystów.

I co z nimi robisz?

Siedzę wieczorami na stacjach benzynowych i wycinam elementy do oklejania rowerów lub zawieszki dla dzieci. Potem rozdaję je na różnych spotkaniach cyklistów, na przykład podczas "mas krytycznych" albo w szkołach. Nauczyciele coraz częściej zapraszają mnie na edukacyjne pogadanki o bezpieczeństwie na drogach. W ubiegłym roku przekazałem uczniom ponad pięćset kamizelek ofiarowanych mi przez Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego w Łodzi i Radio ESKA oraz tysiące wykonanych przeze mnie "odblasków". Uczestniczyłem też w warszawskiej inauguracji akcji Bezpiecznie Rowerem do Celu i byłem gościem programu Doroty Stalińskiej, która od lat propaguje odblaski. Wszystko to można zobaczyć na stronie www.odblaskowyaniol.pl

Skąd masz tyle folii?

To są ścinki poprodukcyjne z zakładów wykonujących znaki drogowe. Znają mnie już w wielu firmach, wspiera mnie między innymi "3M" z Nadarzyna, "Euroblask" z Andrychowa, "Jaga Tex" z Bełchatowa, "Wimed" z Tuchowa. Dostaję od nich za darmo odpady, które wykorzystuję do robienia odblasków.

Czemu zajmujesz się tym wieczorami?

Bo w dzień bardzo często śpię.

A w nocy?

W nocy jadę. Zazwyczaj jeżdżę po ciemku, bo wtedy jestem lepiej widoczny niż... za dnia. Wiem, że brzmi to przewrotnie, ale w dzień wyglądam z daleka jak zwyczajny rowerzysta, tyle, że w kamizelce i z przyczepką, dopiero wieczorem można w pełni docenić całe oświetlenie, którym dysponuję. Mój pierwszy rower był tylko oklejony taśmami odblaskowymi, drugi wyposażyłem w podwójny zestaw lamp diodowych, lecz w wilgotne jesienne noce oraz zimą zużywałem baterie tak szybko, że postanowiłem zmienić metodę zasilania. Zaopatrzyłem się wtedy w dwunastowoltowy akumulator z motoroweru, a diody zastąpiłem ledami. Teraz mam dwa mocne, białe halogeny z przodu, dwie duże czerwone lampy z tyłu oraz kilkanaście niebieskich żaróweczek po bokach roweru i przyczepy. Do tego dodać należy jeszcze odlaskową kamizelkę oraz niezliczoną ilość elementów świecących w blasku reflektorów samochodowych. Czasem mówią o mnie, że wyglądam jak UFO, czasem, że jak objazdowa dyskoteka... Nieważne - grunt, że zwracam uwagę, mnie się nie da nie zauważyć... (śmiech)

Po co to robisz?

Staram się uzmysłowić wszystkim jak na jezdni, po zmroku, słabo widoczny jest pieszy lub rowerzysta, o ile nie dysponuje odpowiednim oświetleniem i nie nosi kamizelki odblaskowej. To, że cyklista widzi kogoś, nie oznacza, że sam jest widziany. Wiesz ilu ludzi wsiadając na rower nie zapala nawet najmniejszej lampki? Bo przecież - jak mi później tłumaczą - jadą tylko do sklepu, odległego od domu zaledwie o kilkaset metrów. Ale kilkaset metrów wystarczy by wydarzył się wypadek! Ja sam o mało nie zginąłem z powodu nieoświetlonego cyklisty. To było na tranzytowej drodze w pobliżu Piasków, nad ranem, we mgle, z przeciwka jechała ciężarówka, która nagle, tuż przede mną zjechała na lewy pas. Musiałem salwować się ucieczkę do rowu. Okazało się, że kierowca w ostatniej chwili zauważył ciemną sylwetkę rowerzysty, przewracającego się mu tuż pod koła, więc odruchowo "odbił" na drugą stronę jezdni. Zatrzymał się potem błyskawicznie i zaczął mnie przepraszać, powiedziałem, żeby przestał, bo najważniejsze, abyśmy złapali tamtego. Udało nam się bez problemu, gdyż ledwie trzymał się na nogach... Osobiście odkręciłem mu pedały, rozpiąłem łańcuch i wyrzuciłem w krzaki. Tak wiem, że ma to znamiona samosądu, ale nie mogliśmy pozwolić aby w tym stanie pojechał dalej, a on błagał nas aby nie wzywać policji...

Od razu wyruszyłeś w drogę z przyczepką?

Nie, na początku jeździłem tylko z sakwami. Najpierw miałem najprostszy rower z supermarketu, a potem dostałem doskonałego "Trek'a".

Dostałeś?

Tak, to zabawna historia. Pogoniłem kiedyś nieoświetlonego rowerzystę w Łodzi. Wysłuchał cierpliwie mojej reprymendy, a potem przyznał się, że jest przedstawicielem firmy "Trek" i chętnie ufunduje mi lepszy pojazd, abym mógł kontynuować swoją misję, już bez prześladujących mnie wcześniej problemów technicznych.

A skąd masz przyczepkę?

Od firmy Stelmet z Białegostoku. Napisy, które widzisz na jej burtach są wycięte wodą. Przyczepka pierwotnie miała jedno koło, ale ten patent nie zdał egzaminu, bo była niestabilna. Została więc przerobiona i teraz mogę załadować - jak już mówiłem - nawet 250 kg.

Jak sobie radzisz z pociągnięciem takiego cieżaru?

No cóż, pod górę bywa rzeczywiście ciężko. Nie zliczę już ile kaset i łańcuchów zużyłem przez te dwa lata. Dość powiedzieć, że kilka spośród kaset dosłownie “rozeszło się” na nitach, więc można sobie wyobrazić jakie siły tam działają.

Ile kilometrów jesteś w stanie pokonać w ciągu dnia?

Bez wysiłku? Osiemdziesiąt.

Jeździłeś na rowerze zanim wyruszyłeś w drogę?

Tyle co nic. Sam jestem sobą zaskoczony. Nie wiem kto daje mi tyle siły. Może moc, którą czuję w sobie wynika z przesłania, które głoszę? Bo przecież nie dla przyjemności tłukę się tyle czasu po Polsce.

A co robiłeś przed 13.01.2009?

Już nie pamiętam...

Ile masz lat?

27.

Długo tak jeszcze wytrzymasz?

Wszyscy mnie o to pytają. I wszyscy myślą, że nie wiem.

A wiesz?

Wiem bardzo dokładnie, ale nikomu o tym nie mówię. Wystarczy, że ja znam dzień, w którym odstawię rower.

Na zawsze?

A tego nawet ja nie wiem.

Z czego żyjesz po drodze?

A mało to jest pracy dookoła? Zimą odśnieżam dachy i chodniki, latem koszę trawę i zbieram owoce. Nigdzie jednak nie zostaję się na dłużej. Jadę niemal dzień w dzień przez okrągły rok, tylko awarie mogą mnie zatrzymać. Cały swój dobytek mam w sakwach, bo przyczepka, chociaż duża, jest przeznaczona tylko do transportu folii.

Gdzie nocujesz?

Już mówiłem: noce zazwyczaj spędzam w drodze.

No tak, gdzie zatem sypiasz?

Od wiosny do jesieni pod namiotem, a zimą najczęściej u znajomych. Mam ich prawie w każdym większym mieście. Wystarczy, że zadzwonię chwilę przed przyjazdem, a dach nad głową na pewno się znajdzie. Dzisiaj przyjechałem do Krakowa zbyt późno by do kogokolwiek telefonować, dlatego rozmawiamy w środku nocy na dworcu. Pamiętam dziesiątki takich przypadkowych spotkań. Pogadamy jeszcze chwilę, a potem ruszę w dalszą drogę.

Wyszliśmy jednak na zewnątrz, bo w środku zaduch jest trudny do wytrzymania...

Wiadomo: bezdomni.

Ty też na swój sposób jesteś bezdomny, lecz nie czuje się od Ciebie przykrego zapachu. Jak to robisz?

Na wszystko są sposoby, trzeba tylko chcieć zadbać o siebie. Na stacjach benzynowych są prysznice przynajmniej dla personelu. Podjeżdżam, rozmawiam z obsługą, mówię kim jestem i co robię, zazwyczaj pozwalają mi skorzystać. Jeżeli nie, to jadę do następnej. Wielu kierowników stacji mnie już zna, a na wielu innych stacjach toalety są po prostu ogólnodostępne. Myję się, golę, robię pranie, to na prawdę nic trudnego.

Ile kilometrów przejechałeś przez te dwa lata?

Kilkadziesiąt tysięcy, dokładnie nie wiem, bo przez długi czas nie miałem licznika. Nie jeżdżę na rowerze turystycznie, więc pokonane kilometry nie mają dla mnie znaczenia.

A planujesz jakoś swoją drogę?

Najchętniej jadę po prostu z wiatrem. Oczywiście nie zawsze mi się to udaje, gdyż czasem bywam tu, czy tam umówiony.

Nigdy nie wyjechałeś za granicę?

Nigdy. Polska jest dla mnie wystarczająco duża.

Jak ludzie reagują na Twój widok?

Oczywiście różnie, ale zazwyczaj bardzo przychylnie. Znam wielu kierowców TIR'ów, spotykamy się na parkingach i stacjach benzynowych, pijemy kawę w Mc Drive'ach, niekiedy dzwonią do mnie, pytają gdzie jestem, czy nie potrzebuję pomocy. Czasem nocuję w kabinach ich ciężarówek.

A mówi się, że rowerzyści mają "na pieńku" z kierowcami.

Bo mają. Ale wiesz dlaczego? Gdyż brakuje im wyobraźni, lekceważą bezpieczeństwo swoje i innych, jeżdżąc po zmroku bez oświetlenia i w ciemnych ubraniach. Czy można zatem dziwić się nieprzychylnym reakcjom kierowców? Mnie traktują w pewien sposób jak "swojego", gdyż uważają, że jestem po ich stronie "barykady", widzą we mnie rzecznika swoich interesów. Podczas gdy ja w rzeczywistości staram się burzyć barykady i w równym stopniu reprezentować wszystkich. Przed chwilą, wjeżdżając do Krakowa, pomogłem motocykliście, który przez godzinę stał bezradnie na stacji benzynowej, nie potrafiąc uruchomić silnika (z wykształcenia jestem mechanikiem samochodowym). Nie mógł uwierzyć, że nie zainteresował się nim nikt inny, tylko rowerzysta, bo przecież - jak powiedziałeś - myślał, że cykliści mają "na pieńku" także z motocyklistami... Przykro to powiedzieć, ale czasem mam wrażenie, że rowerzyści mają "na pieńku" nawet z rowerzystami. Zwróciłem dzisiaj uwagę młodemu człowiekowi jadącemu bez oświetlenia w kompletnych ciemnościach, to mi powiedział, żebym się [...] bo on jest wojewódzkim mistrzem juniorów w downhill'u. A cóż z tego, że jest mistrzem? Czy mistrzów przepisy nie obowiązują?

Wręcz przeciwnie, powinni świecić przykładem.

Tak, powinni świecić dosłownie oraz przykładem. Potem przejechałem się po Starym Mieście, licząc rowerzystów poruszających się bez świateł. Było ich więcej, niż połowa. W innych miastach jest podobnie.

Ty nawet kask masz oklejony folią odblaskową.

A to dlatego, że miałem wypadek i pękł mi w jednym miejscu. Wiem, że tego kasku nie powinienem już więcej używać, lecz nie stać mnie na nowy. A dzięki folii lśni z daleka i jest... cieplejszy... (śmiech)

Ubrany też jesteś podwójnie odblaskowo: w kurtkę i kamizelkę.

Kurtkę ofiarował mi ochroniarz na stacji BP w Tarnowie. Chłopak akurat kończył pracę, wsiadł w samochód, pojechał do domu i przywiózł mi ją. Natomiast kamizelkę dostałem od firmy MAN, z tyłu ma napis Odblaskowy Anioł ze Szczecina. Akcja Bądź Widoczny na Drodze. Włącz myślenie!

Trafił swój na swego. Byłem pierwszym w Krakowie rowerzystą używającym kamizelki odblaskowej.

Sam wpadłeś na ten pomysł?

Tak. To było dobrych kilka latem temu, gdy stanąłem w obliczu perspektywy pokonania stu kilometrów bardzo ruchliwą trasą. Tuż przed wyjazdem zaopatrzyłem się w kamizelkę (co wcale nie było wówczas łatwe). Nikt mi tego nie podpowiedział i nigdzie tego nie podpatrzyłem. Potem jeździłem już w niej na co dzień po mieście. Pamiętam moje zaskoczenie, gdy kilka miesięcy później zobaczyłem drugiego tak ubranego rowerzystę, ale już przy następnych szybko straciłem rachubę...

To miło spotkać prekursora, lecz wciąż jednak w kamizelkach odblaskowych jeździ nas zbyt mało. I zbyt mało rowerzystów angażuje się w propagowanie bezpieczeństwa. Jestem przekonany, że gdyby każdy zabierał na wyprawę po Polsce pół sakwy odblasków i rozdawał je dzieciakom oraz miejscowym cyklistom, to wypadków byłoby znacznie mniej.

Ale gdzie zdobyć pół sakwy odblasków?

Na przykład w firmach ubezpieczeniowych, które mają mnóstwo świecących gadgetów do rozdania.

I rzeczywiście rozdają je tak chętnie na prawo i lewo? Tobie jest łatwiej, bo misja czyni Ciebie wiarygodnym.

Mylisz się, wystarczy odrobina serca i zaangażowania, by dobrych ludzi przekonać do siebie.

Rozmawiał: Kuba Terakowski

Wywiad został opublikowany w miesięczniku "ROWERTOUR" nr 5/2011. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie tego tekstu lub jego fragmentów, wymaga zgody Redakcji.


Strona główna