Czy to prawda, że jesteś jednym z zaledwie kilku posiadaczy stepperbike'a w Polsce?

Mój, gdy go kupowałem, był - o ile mi wiadomo - piąty, a teraz jest ich chyba nie więcej niż kilkanaście.

Kiedy go kupiłeś?

W kwietniu 2009.

A gdzie?

W sklepie internetowym rove.pl, wówczas jedynym w Polsce, który miał stepperbike'i w swojej ofercie. Sprowadzał je ze Stanów Zjednoczonych.

Twój zatem jest amerykański?

Tak, to model 3G Stepperbike Hammer.

Hammer? Czyli młot?

Owszem, może dlatego, że wizualnie jest bardzo masywny i ciężki.

A niewizualnie?

Waży około 15 kilogramów, czyli więcej niż rower podobnej wielkości.

Z czego zatem jest wykonany?

Ramę ma aluminiową, widelec chromowo - molibdenowy, a platformy z jedenastowarstwowej sklejki z kanadyjskiego klonu.

A czemu jest ich w Polsce tak mało?

Myślę, że wciąż są jeszcze zbyt słabo znane. Sam - zanim nabyłem swój - stepperbike’a widziałem tylko raz, trzy lata temu, gdy jakaś dziewczyna przemknęła nim obok mnie, po bulwarach wiślanych.

Przemknęła? Czy stepperbike jest wyjątkowo szybki?

Nie, to ja wtedy akurat wyjątkowo powoli jechałem na zwykłym rowerze. Natomiast w ogóle stepperbike jest wolniejszy od przeciętnego roweru i raczej nie osiąga zawrotnych prędkości. Trudno nim poruszać się szybciej, niż 15, maksimum 20 kilometrów na godzinę

Czyli rozwija tempo rekreacyjne.

Prędkość jest może rekreacyjna, lecz wysiłek niezbędny by utrzymać taką średnią, jest niewspółmiernie większy, niż na zwyczajnym jednośladzie. Jazda na stepperbike'u jest dość forsowna, a na początku pewną trudność sprawiać może też opanowanie specyficznej techniki prowadzenia tego pojazdu. Ruszyć jest prosto, bo wystarczy odepchnąć się jak na hulajnodze, natomiast efektywnie poruszać się nie jest już tak łatwo. Cała sztuka polega na właściwym przenoszeniu ciężaru ciała z jednej nogi na drugą i zsynchronizowaniu balansowania ciałem z wychylaniem kierownicy na prawo i lewo. Początkujący zazwyczaj nie potrafią równocześnie naciskać na zmianę na platformy i trzymać kierownicę tak, aby stepperbike jechał prosto.

Bo to właśnie te platformy pełnią w nim funkcję tradycyjnych pedałów?

Konstrukcja platform jest oczywiście inna, niż zwykłych pedałów, lecz działają na tej samej zasadzie, bo uginając się w pionie poruszają łańcuch, który napędza tylne koło. Z resztą pierwowzorem stepperbike'a jest klasyczny, stacjonarny stepper, który można zobaczyć na każdej siłowni. Różnica polega tylko na tym, że ten jeździ, a tamten nie, poza tym są bardzo do siebie podobne.

Kto zatem i kiedy wpadł na pomysł, aby do stepper'a przykręcić koła?

W Stanach stepperbike pojawił się już kilka lat temu, stanowiąc udaną próbę wyjścia z tradycyjnym stepperem na świeże powietrze. Był to też zapewne częściowo efekt zamierzonego działania producentów, w których interesie jest oferowanie nowych produktów i kreowanie nań mody. Równocześnie w Austrii zaprojektowano i wprowadzono na rynek bardzo zbliżony konstrukcyjnie pojazd o nazwie streetstepper, który jako pierwszy próbowano sprowadzać do Polski. Bezskutecznie, gdyż okazał się dla nas za drogi. Wtedy to, czyli w roku 2007 firma rove.pl, a później następne zdecydowały się na import nieco tańszych stepperbike'ów amerykańskich.

Z pewnością moda na aktywny tryb życia szybko spowoduje, że i nad Wisłą szybko zacznie ich przybywać.

Więcej niż moda może zdziałać sam jeden Adam Małysz.

A cóż on wspólnego ma ze stepperbike'iem?

Kupił sobie niedawno najnowszy model i pokazuje się na nim w mediach.

I jak sobie radzi?

Jak na skoczka znakomicie...

A inni, mniej wysportowani użytkownicy? Jak oceniasz ich technikę jazdy?

Nie mam pojęcia, nigdy - pomijając pamiętne spotkanie nad Wisłą - nie widziałem nikogo na stepperbike'u, więc trudno mi oceniać.

Jesteś jedynym właścicielem takiego roweru w Krakowie?

Niewykluczone, że ktoś jeszcze go ma, ale z pewnością nie jeździ nim po mieście.

Ty zatem zapewne bardzo zwracasz na siebie uwagę.

O tak! Kierowcy, piesi, a szczególnie inni rowerzyści często zatrzymują mnie, wypytują. Często też chcą spróbować swoich sił na stepperbike'u.

Zgadzasz się?

Tak, bo uważam, że ciekawość jest jedną z najbardziej twórczych cech charakteru człowieka.

Nie boisz się, że ktoś Ci zniszczy Twój rower, lub na nim ucieknie?

Zniszczyć nie byłoby łatwo, gdyż ma dość "pancerną" konstrukcję. A uciec nie zdołałby nikt, kto wcześniej nie jeździł stepperbike'iem, bo poruszanie się nim z dużą szybkością wymaga opanowania po pierwsze właściwej techniki jazdy, a po drugie nieprzeciętnej wytrzymałości. Nawet ja, po wielu miesiącach intensywnego używania tego pojazdu, nie jestem w stanie utrzymać prędkości rzędu 25 km/godz. przez więcej niż kilka minut. Na stepperbike'u, w odróżnieniu od tradycyjnego roweru pracują bowiem wszystkie partie mięśni, nie tylko nóg, ale też rąk, brzucha i pleców. Po pierwszych jazdach czułem się cały połamany. Mojego "Hammer'a" firma kurierska dostarczyła mi do pracy, bo tam było mi wygodniej odebrać przesyłkę. Wcześniej bardzo dużo jeździłem na rowerze więc niefrasobliwie stwierdziłem, że sześć kilometrów dzielących firmę od domu pokonam w mgnieniu oka. Bo cóż to jest sześć kilometrów dla cyklisty, prawda? Sprzedawca uprzedził mnie wprawdzie, że stepperbike wymaga dobrej kondycji, ale zlekceważyłem to ostrzeżenie... Przejechałem półtora kilometra i miałem dość!

Poddałeś się?

Nie, udało mi się dojechać do domu, ale nie byłem w stanie pokonać żadnego, nawet najmniejszego wzniesienia. Wszędzie tam, gdzie droga prowadziła pod górę, musiałem zsiadać i prowadzić rower. To był dla mnie straszny dyshonor! Na początku nie potrafiłem nawet wjechać z dolnej alejki prowadzącej tuż nad Wisłą, na górną, biegnącą po wałach. Ćwiczyłem to przez półtora miesiąca.

A jakie odległości przejeżdżasz teraz?

Z przyjemnością? Do piętnastu kilometrów dziennie - to dla mnie miły, rekreacyjny dystans. A rekordowo przejechałem 25 km. Wróciłem koszmarnie zmęczony i przez kilka następnych dni nie mogłem się ruszać. Uważam, że to górny, rozsądny pułap drogi, którą można pokonać na stepperbike’u podczas jednodniowej wycieczki. Co nie zmienia faktu, że zamierzam przejechać więcej...

Czy teraz potrafiłbyś już wjechać do góry serpentynami pod ZOO w Lesie Wolskim?

Mowy nie ma! Stepperbike służy do jazdy po ścieżkach rowerowych - płaskich i utwardzonych. Trasy terenowe, których przejechanie nie sprawia użytkownikom rowerów górskich żadnego problemu, są dla mnie niedostępne.

Nie masz “normalnego” roweru do jazdy po bezdrożach?

Miałem, nie mam.

Dlaczego zrezygnowałeś?

Uległem wypadkowi, operowano mi kręgosłup i lekarz prowadzący uprzedził, że do końca życia nie będę mógł wsiąść na rower; powiedział, że muszę zapomnieć o wszelkiej aktywności powodującej przenoszenie pionowych drgań na kręgi lędźwiowe. To był dla mnie wyrok, bo wcześniej bardzo dużo jeździłem na MTB, pokonywałem do ośmiu tysięcy kilometrów rocznie i nie wyobrażałem sobie życia bez roweru. Stepperbike był dla mnie wybawieniem.

A co lekarz na to?

Stwierdził, że nie ma przeciwwskazań.

I ile kilometrów przejechałeś w sumie do dzisiaj?

Myślę, że zebrałoby się około półtora tysiąca, z tego większość nocą dookoła Błoń.

Nocą? Wolisz jeździć po zmroku?

Wtedy jest po prostu chłodniej. Ja na stepperbike’u jeżdżę przede wszystkim po to, aby się zmęczyć, ale unikam dodatkowego, zbędnego wysiłku, jakim byłby trening w słońcu. Poza tym w dzień zwyczajnie nie mam czasu, jestem informatykiem, pracuję niekiedy po kilkanaście godzin na dobę. Stepperbike pozwala mi utrzymać formę i zapewnia więcej, niż minimum aktywności fizycznej.

A nie wystarczyłby Ci zwyczajny stepper w siłowni?

Nie, ponieważ za bardzo przyzwyczaiłem się do roweru. Ćwiczenie na stepperze to tylko czynność, natomiast jazda na stepperbike’u jest także przyjemnością. Ruch na świeżym powietrzu jest bezcenny, a stepperbike doskonale zastępuje siłownię. I jeszcze jedno: tam musiałem oglądać spoconych “dresiarzy”, a tu sam decyduję o tym na co patrzę ćwicząc.

W Polsce “każdy” narzeka na bóle kręgosłupa, lecz stepperbike’ów jest jak na lekarstwo, jak to się zatem stało, że to właśnie Ty jesteś prekursorem ich używania?

Przez zbieg okoliczności, bo tak się złożyło, że to znajomy mojego szefa prowadzi ten sklep, w którym kupiłem swój model.

Długo zastanawiałeś się nad tym nabytkiem?

Ani przez moment, gdyż stepperbike był dla mnie zawieszeniem wyroku wydanego przez lekarza.

Nie rozczarował Ciebie tym, że nie możesz wybrać się nim na dłuższą trasę?

Nie, ponieważ w zamian oferuje równomierny rozwój wszystkich mięśni, na co nie sposób liczyć jeżdżąc na rowerze. A po operacji szansa na wzmocnienie kręgosłupa jest dla mnie zbawienna.

Nie wydrukują nam tej rozmowy, bo brzmi jak kryptoreklama...

Stepperbike ma swoje słabości, o których wspomniałem. Ma też jeden zasadniczy mankament - cenę. Myślę, że to właśnie cena powoduje, iż wciąż jest tak rzadki. Najtańsze kosztują dwa tysiące złotych, a kogo - kto nie został tak jak ja, niejako zmuszony do tego zakupu - stać na wydanie takiej kwoty na “gadget”, zabawkę, przedmiot niecodziennego wszak użytku, który nie może w pełni zastąpić roweru?

Poszukam jeszcze dziury w całym... Mam wrażenie, że na stepperbike’u trudniej utrzymać równowagę niż na zwyczajnym rowerze.

Nikt, kto jeździ na rowerze nie będzie miał z tym problemu, natomiast znacznie większy kłopot na początku sprawia banalna jazda na wprost, tak aby zamiast “wężyka” pozostawiać pojedynczy, prosty ślad. Trudno przyzwyczaić się do ciągłego naciskania platform, trochę na wzór kolarzy, którzy finiszują stojąc na pedałach, a rower - chociaż kołysze się pod nimi na boki - to jednak jedzie prosto do przodu. I jeszcze jedno: w tradycyjnym rowerze wystarczy lekko trzymać kierownicę, a na stepperbike’u należy wręcz odpychać się od niej, stojąc na samym końcu platform - wtedy jazda jest najbardziej efektywna.

Skomplikowane...

Wszystkie te umiejętności można opanować podświadomie, po prostu jeżdżąc. Sam przecież też jestem samoukiem, na Zachodzie i w USA są z pewnością specjaliści, którzy o technice prowadzenia tego pojazdu wiedzą znacznie więcej ode mnie.

Czy jednak, przy tych wszystkich niuansach stepperbike nie jest mniej bezpieczny, niż rower?

Ja miałem tylko jeden, niegroźny wypadek gdy nie zauważyłem dziury w chodniku i przewróciłem się, bo stepperbike słabo radzi sobie z przeszkodami. Jeżdżąc nim trzeba też uważać na wysokie krawężniki równoległe do kierunku ruchu, aby nie zahaczyć o nie platformami. I to wszystko. Stepperbike jest wolniejszy niż rower i nie ma poprzecznej rurki, więc z razie zagrożenia łatwiej z niego zeskoczyć - jak z hulajnogi.

Czy poza platformami stepperbike ma jeszcze jakiś mechanizm, którego brak w klasycznym rowerze?

Nie, kierownica jest zwyczajna, koła też (z tym, że grubsze i różnej wielkości - to z przodu jest większe), hamulce, łańcuch, przerzutka - wszystko takie, jak w zwyczajnym jednośladzie.

Miałeś ze swoim jakieś problemy?

Tylko najbardziej prozaiczny z możliwych - raz złapałem gumę.

A reakcje na Twój widok są zawsze życzliwe?

Absolutna większość jest przychylna, czasem tylko słyszę za mną: Ty! Ktoś Ci rąbnął siodełko! Ale nigdy nie zdarzyło mi się nic nieprzyjemnego.

Czy jeździsz czasem na wycieczki ze znajomymi rowerzystami?

Rzadko, bo rozwijając niewielką prędkość i mając tak ograniczony zasięg jestem dla nich jak piąte koło u wozu. Najczęściej więc jeżdżę sam.

I jeździsz cały rok?

Niska temperatura mnie nie zniechęca, natomiast stepperbike nie nadaje się do jazdy po śniegu, o oblodzonych chodnikach nie wspominając, bo przednie koło zbyt łatwo wpada w poślizg.

Na deszcz zatem także nie wyjeżdżasz?

Wyjeżdżam, stepperbike nie wymaga absolutnie suchej nawierzchni. Jazda w deszczu wiąże się z innym dyskomfortem - nad tylnym kołem nie da się zamontować błotnika, więc fontanna wody leje mi się wprost na głowę i plecy... (śmiech).

Czym różnią się od siebie poszczególne modele stepperbike’ów?

Drobiazgami. Głównie wielkością, bo dobierane są do wzrostu i dopuszczalną wagą użytkownika, mój ma udźwig do 120 kg.

Czyli mógłbyś spokojnie zabrać kogoś na ramę...

Gdybym ją tylko miał...

Czy platformy są wystarczająco długie, aby ktoś jeszcze mógł stanąć na nich razem z Tobą?

Teoretycznie tak, bo przede mną jest dość miejsca na drobną osobę, ale nigdy nie ćwiczyłem takich akrobacji, gdyż byłoby to zbyt ryzykowne. Natomiast sama waga użytkownika ma istotne znaczenie, bo im kto cięższy, tym łatwiej mu naciskać na platformy. Ja jestem nieco zbyt lekki, powinienem przytyć, lecz jeżdżąc raczej nie mam na to żadnych szans...

A gdyby ktoś z Czytelników chciał spróbować swoich sił na stepperbike’u?

To zapraszam na krakowskie Błonia, można mnie tam spotkać prawie co wieczór.

Nie obawiasz się szturmu kursantów?

Na początku rzeczywiście częściej pożyczałem komuś swój rower, niż na nim jeżdziłem, ale teraz nie wzbudzam już takiej sensacji. Stali bywalcy przestają zwracać na mnie uwagę, można powiedzieć, że koło za kołem wrastam w pejzaż Błoń.

Jakub Terakowski

Wywiad został opublikowany w miesięczniku "Rowertour" nr 2/2010. Wszelkie rozpowszechnianie i wykorzystywanie tego tekstu lub jego fragmentów, wymaga zgody Redakcji.


Strona główna