To była moja pierwsza wielodniowa wycieczka rowerowa. Dotychczas nawet
dość długie dystanse pokonywałem na piechotę: ze Szczecina do Krakowa,
z Gdańska na Rysy, ze Świnoujścia na Hel. We wrześniu' 2008 postanowiłem
przejść się z Krynicy Zdrój do Krynicy Morskiej. Zmierzyłem dystans -
"wyszło" ponad 800 km, a ja mam tylko 10 dni urlopu - nie zdążę. Co
robić? I wtedy mnie "olśniło": rower! Pojechałem i... mam nadzieję, że
to nie była moja jedyna wielodniowa wycieczka rowerowa...
14.09.2008,
Krynica Zdrój – Roztoka, 77 km
Dworzec PKP w Krakowie,
proszę o bilet na rower, dostaję bilet dla psa... Nie mam czworonoga, mam dwa
kółka, więc wymieniam. W pociągu do Krynicy poznaję Przemka, od razu znajdujemy
wspólny język. Grzeją pomimo września, bo na zewnątrz zrobiło się dzisiaj
okropnie zimno, aż się nie chce wysiadać...
Wysiadamy! Pstrykamy
pierwsze zdjęcia i ruszamy w drogę, jest godz. 11.30, przed nami ponad 800 km –
wielka niewiadoma... Krynica żegna nas długim podjazdem, ale już do Berestu
fruniemy w dół imponującymi serpentynami. I wcale nie jest nam przyjemnie, bo
normalnym trybem taki zjazd byłby wymarzony, ale jest tak zimno, że aż trudno
wytrzymać. Oddycham z ulgą gdy droga robi się płaska i z niechęcią stwierdzam,
że za zakrętem jest kolejny zjazd. Chyba po raz pierwszy w życiu bez entuzjazmu
myślę o drodze w dół...
Za
Bobową zjeżdżamy z głównej drogi, skręcamy w stronę Bruśnika. Pierwszy podjazd
jest tak stromy, że „trawersujemy” asfalt, na widok drugiego zgodnie uznajemy,
że pokonywanie tego wzniesienia byłoby niepotrzebnym wysiłkiem, więc
wprowadzamy rowery na szczyt.
W
Zakliczynie robimy zakupy i bez większych problemów znajdujemy naszą pierwszą
kwaterę – miłą „agroturystykę” w Roztoce. Przejechaliśmy prawie 80 km, ciężkie
chmury wisiały nam nad głowami cały dzień, ale nie spadła ani kropla deszczu.
Magda przysyła SMS’em informacje o prognozie pogody na jutro, ma padać...
15.09.2008,
Roztoka – Pińczów, 97 km (łącznie: 174 km)
Nie pada, więc jedziemy bez zbędnych przerw, by wykorzystać sprzyjającą aurę. I pomimo ciemnych chmur towarzyszących nam nieustannie, docieramy do mety etapu przed deszczem.
Startujemy ruchliwą trasą w stronę Wojnicza i niemal od razu „zaliczamy” zbyt bliskie spotkanie z wyprzedzającą nas ciężarówką. Czy kierowca naprawdę nie ma świadomości, że igra z naszym życiem, czy też jest mu to zupełnie obojętne?
Za Wojniczem skręcamy w boczną drogę, by dzisiaj już przez cały czas jechać spokojnymi trasami. Największe wrażenie – może przez kontrast - robi na nas pierwszy taki cichy odcinek - w Łętowicach, aż szkoda, że ta droga nie prowadzi nad Bałtyk, chociaż nasza droga właśnie tędy tam prowadzi...
Wciąż wieje bardzo silny wiatr, ale sprzyja nam wyjątkowo, bo ostro dmucha w plecy. Promem w Otfinowie przeprawiamy się przez Dunajec, a następnym – w Ujściu Jezuickim, przekraczamy Wisłę. Po drugiej stronie – w Opatowcu – dwóch miejscowych niemal zmusza nas do zobaczenia kościoła, ulegamy bez oporu chociaż to nam trochę nie po drodze.
Już o godz. 15.00 meldujemy się na kwaterze w Pińczowie. Za 25 złotych mamy dla siebie całe piętro w pustym budynku – cztery sypialnie, pokój telewizyjny, kuchnię i łazienkę. Włączam telewizor – powtarzają się dwa tematy – Tour de Pologne (oglądam chociaż sport mnie nie interesuje, ale czuję dziś dziwną solidarność z kolarzami) oraz pogoda – czyli zima we wrześniu, w całej Polsce temperatury spadły do listopadowych. Czujemy to...
Około 19.00 zaczyna padać. Prognozy na jutro są bezlitosne...
16.09.2008,
Pińczów – Sielpia, 105 km (łącznie: 279 km)
Pada. Cały dzień jedziemy w deszczu, nie jest ulewny, ale nawet na moment nie przestaje kropić. Można się przyzwyczaić, najtrudniej jest wyjść spod dachu.
Jadę w pelerynie z PCV,
która całkiem dobrze chroni przed deszczem, bo na mecie w Sielpi mokre mam
tylko rękawy, nogawki i buty. Przemek przyjeżdża trochę bardziej przemoczony.
Sakwy mamy wilgotne także w środku, lecz ekwipunek zawinięty w worki foliowe
pozostał nietknięty.
Zarezerwowałem tu zwyczajny
domek kempingowy, ale dostajemy grzejnik. I całe szczęście, bo bez ogrzewania
nic by nam nie wyschło, a i temperatura jest niezbyt komfortowa – ledwie siedem
stopni.
Zgodnie stwierdzamy, że
dzisiejszy etap turystycznie i krajoznawczo był najciekawszy z dotychczasowych.
A ściślej – byłby najciekawszy gdyby nie pogoda, która nie pozwalała w pełni
cieszyć się widokami. Deszcz, wiatr i chłód skutecznie zniechęcały do
zatrzymywania się po drodze. Nie robiliśmy zdjęć – szkoda, bo wiele odcinków
bocznych dróg i szlaków wartych było utrwalenia. Nie ma też fotografii z
kopalni odkrywkowej i kamieniołomów w rejonie Miedzianki, gdzie dość
niespodziewanie wpadliśmy niemal w sam środek potężnych wyrobisk – pomiędzy
gigantyczne hałdy, koparki, spychacze, sznury ciężarówek i napisy „wstęp
wzbroniony”. Z trudem wydostaliśmy się stamtąd zbryzgani błotem o specyficznym,
kremowym kolorze. Nie udokumentowaliśmy też bezdroży na które, w dobrej wierze
skierował nas tubylec w rejonie Nowka, bo przecież tamtędy prowadzi najkrótsza
i najprostsza droga do Węgrzyna... Droga? Najprostsza? Może dla miejscowych,
którzy doskonale znają te okolice, ale nie dla nas. My po kolejnej nieudanej
próbie przebicia się przez mokre chaszcze postanawiamy jednak zaufać mapie...
Dzwoni Magda, prognozy
pogody na jutro mamy nieco lepsze. Dzwoni też Madzia, obiecuje przywieźć smar,
gdyż – wstyd przyznać – obydwaj z Przemkiem uznaliśmy, że skoro rowery są po
przeglądach, to łańcuchy nie będą wymagały konserwacji na trasie, ale
dzisiejszy deszcz skutecznie wypłukał wszystkie ogniwa.
Jemy czosnek, na początku
tylko rano, a dzisiaj także wieczorem, bo przy takiej pogodzie warto w ten
sposób wzbogacić sobie dietę.
17.09.2008,
Sielpia – Inowłódź, 73 km (łącznie: 352 km)
Pada. Chwilami deszcz jest dość silny, lecz momentami zupełnie przestaje kropić. Pod koniec drogi wydaje nam się, że za chmurami nawet widać słońce, ale to chyba złudzenie... Przyzwyczajmy się do deszczu, coraz mniej nam przeszkadza, lecz ma dwa mankamenty „zewnętrzne” – utrudnia robienie zdjęć, a w razie potrzeby nie łatwo zapytać o drogę bo mało kto w taką pogodę wychodzi na zewnątrz. Natomiast nasze rowery wyraźnie bardziej od nas mają już dość tej wody, łańcuchy piszczą, domagając się smaru.
W
pobliżu Opoczna mija nas rowerzysta, który stanowczo nie wygląda na tubylca
jadącego do sklepu, macham do niego przyjaźnie, zawraca i zagaduje. Spory
kawałek jedziemy razem. Nasz nowy znajomy w przyszłym roku wybiera się na
czwartą edycję rajdu non stop ze Świnoujścia do Wołosatego i liczy, że
„przeleci” ten tysiąc kilometrów w dwie doby. To nie dla nas...
Dość
długo suniemy wzdłuż torów Centralnej Magistrali Kolejowej, wielokrotnie stałem
w oknie przejeżdżając tędy pociągiem, ale nie potrafię zidentyfikować tego
odcinka. Następnym razem z pewnością rozpoznam tę drogę ułożoną z betonowych
płyt, bo ich bolesne wspomnienie długo jeszcze czuć będę siadając na
siodełku...
W
szczerym polu, na środku pustej i niemiłosiernie dziurawej drogi podjeżdża do
nas ciężarówka, której kierowca pyta o Sokołów w gminie Paradyż. Cóż, musi być
bardzo zdesperowany skoro uznaje nas za lokalne autorytety topograficzne...
Niestety, nie potrafimy mu pomóc, gdyż Sokołów jest poza zasięgiem map, którymi
dysponujemy. A dzisiaj wjeżdżamy na szóstą z piętnastu.
Około
godz. 16.00 meldujemy się na kwaterze w przesympatycznym gospodarstwie
agroturystycznym „Nowy Dwór” koło Inowłodzi. Kaloryfery grzeją, więc nasz
ekwipunek schnie szybko.
Bolą
mnie... ręce. Dzisiaj nad ranem dokuczały mi tak bardzo, że nie mogłem spać. To
pewnie efekt wielu godzin jazdy po wertepach. Bardziej jednak martwię się o
Przemka, który narzeka na silny ból w kolanach, daję mu Ketoprom, mam nadzieję, że pomoże.
18.09.2008,
Inowłódź - Łowicz, 84 km (łącznie: 436 km)
Cały dzień bez deszczu. Słońca wprawdzie nie widzieliśmy, ale nawet kropla wody na nas nie spadła. Czy można chcieć więcej?
Dzisiejszy
etap był najbardziej „terenowy” z dotychczasowych. Zaczęło się już w Inowłodzi,
gdzie na naszej kwaterze mieszkał też zespół osób prowadzących badania w
okolicznych lasach. Skorzystałem z okazji by zapytać czy przejezdna jest leśna
droga, która na mojej mapie wygląda bardzo kusząco, bo prowadzi po najkrótszej
linii w najprzychylniejszym nam kierunku, lecz oznaczona jest cienką,
przerywaną kreską. Okazało się, że trakt jest nie tylko wygodny, ale też
wyjątkowo piękny – urocza prosta ścieżka przez sosnowy las.
Następne
fantastyczne bezdroża pokonaliśmy między Radwanką, a Feliksowem. Potem w
Celigowie zapytaliśmy miejscowych, czy niewyraźnie zaznaczona na mapie polna
droga przez Reczul do Byczków, istnieje też w rzeczywistości. Powiedzieli, że
owszem, a jeden z naszych informatorów nazwał ją „akacjówką”. I w ten oto
sposób trafiliśmy w magiczny, kilkukilometrowy szpaler drzew, wiodący przez
pola prosto na północ. Kto poza tubylcami zna tę drogę? Kto wie, że prowadzi do
Krynicy Morskiej? Lub – jak wszystkie drogi - w każde inne miejsce na ziemi...
Tuż
przed Byczkami na środku „akacjówki” zatrzymał nas traktor z przyczepą, stojący
tak, że o ominięciu go nie było mowy. Na szczęście kierowca pojawił się szybko,
przejechał kawałek dalej, zrobił nam miejsce i zagadał, mocno zaintrygowany
naszą obecnością w tym miejscu. Po chwili do kierowcy ciągnika dołączył kolega,
równie rozmowny i podobnie... podchmielony. Poczęstowali nas czekoladkami –
przyjęliśmy z wdzięcznością, zaproponowali po kieliszku – odmówiliśmy
grzecznie, zapytali o dalszą drogę. Wskazaliśmy najbliższą miejscowość na
naszej drodze – czyli Godzianów. Nasi dwaj rozmówcy mieli po trzy odmienne koncepcje
dotarcia tam, a żadna nie zgadzała się z naszą... Zaufaliśmy więc mapie.
W Łowiczu Przemek po raz pierwszy użył GPS’a, aby nie błądzić po mieście jadąc na kwaterę. Tym razem zatrzymaliśmy się w „Anecie”, która za Gierka była zapewne hotelem robotniczym pobliskiej fabryki. Wieczorem pojechaliśmy po maść do stawów, bo dzisiaj dla odmiany to ja narzekałem na bolące kolano i o godz. 19.00 stawiliśmy się na peronie stacji Łowicz Główny by przywitać dołączającą tu Madzię. Zdobyła nas doskonałym plackiem ze śliwkami własnej roboty...
19.09.2008,
Łowicz - Płock, 77 km (łącznie: 513 km)
Dzięki smarowi, który przywiozła Madzia,
pierwszy raz od dwóch dni nie słyszę swojego roweru... A za nami kolejny dzień
bez słońca wprawdzie, ale i bez deszczu, wciąż pod pułapem ciężkich, niskich
chmur.
Zaczynamy
od bocznych, pustych, wygodnych dróg, ale niestety jedziemy pod wiatr, co
męczy. Potem, w Szkaradzie (gdzie mijamy granicę województwa mazowieckiego)
wpadamy na dość ruchliwą trasę, którą podążamy do Gąbina. Tam skręcamy na szlak
prowadzący nad jeziora Zdworskie i Ciechomnickie, by krętymi ścieżkami dotrzeć
aż na przedmieścia Płocka.
Przejazd
przez miasto jest bardzo nieprzyjemny, Madzia przeżywa (dosłownie) zbyt bliski
kontakt z „nauką jazdy”, na szczęście nawet nie ma świadomości zagrożenia, bo
wszystko rozgrywa się za jej plecami, a ja jadąc na końcu mogę tylko bezradnie
obserwować cały incydent. Przemek szybko i sprawnie prowadzi nas według wskazań
GPS’a na kwaterę, gdzie gospodyni – pomimo wcześniejszej rezerwacji – jest
wyraźnie zakłopotana naszym przyjazdem. Proponuje nawet nocleg u sąsiadki, ale
tam nie ma miejsca, więc opróżnia dla nas pokój, w którym mieszkają akurat
nieobecni robotnicy.
Dzwoni
Mariusz, umawiamy się, że dołączy nazajutrz w Skrwilnie. Obawiam się
jutrzejszego etapu, bo będzie najdłuższy z wszystkich, a mnie coraz bardziej
boli kolano.
Wieczorem
zaczyna padać deszcz.
20.09.2008,
Płock - Brodnica, 113 km (łącznie: 626 km)
Odpada mi lusterko wsteczne, będzie nieprzyjemnie, bo czuję się fatalnie nie wiedząc co dzieje się za mną na drodze.
I znowu deszcz nas omija, chociaż chmury wyglądają groźnie. Natomiast przez cały dzień wieje bardzo silny wiatr – z przodu lub z boku. Ciężko, ale i do tego można się przyzwyczaić. Kolano dokucza, więc w Sierpcu szukam opaski uciskowej – na próżno – w żadnej z miejscowych aptek nie ma ani jednej w odpowiednim rozmiarze.
Tuż przed Skrwilnem dołącza Mariusz, jedziemy już we czwórkę. Wiatr nie odpuszcza, ale niebo zaczyna się przejaśniać i do Brodnicy wjeżdżamy w słońcu! To pierwsze rozpogodzenie na naszej drodze. I ostatnie – jak się później okaże...
Zwiedzamy miasto gdy z przeciwka podjeżdża rowerzystka w kasku i z sakwami – własnym oczom nie wierzę – Magda! Przyjechała tu pociągiem z Gdańska, aby jutrzejszy etap pokonać z nami. Niespodzianka jest przednia! „Ptasie Mleczko”, które przywiozła też...
21.09.2008,
Brodnica - Budzisz, 103 km (łącznie: 729 km)
A zatem w naszej kawalkadzie jest dzisiaj
pięć pojazdów. Patrzę z tyłu - robimy wrażenie: z ciężkimi sakwami, w
jaskrawych kamizelkach, na światłach – bo na zmianę albo pada, albo ma zamiar
padać i jest tak ciemno, że oświetlenie - pomimo dnia - widać z daleka.
Podczas
przerwy w Kamieńcu z rozbawieniem obserwujemy kierowców zwalniających na widok
Mariusza, który ubrany na ciemno, w odblaskowej kamizelce, stoi na poboczu z
aparatem fotograficznym, przy rowerze, z daleka przypominającym motor...
Wczesnym
popołudniem przestaje padać, jedzie się świetnie, bo drogi są puste,
nawierzchnia doskonała, a nade wszystko po wczorajszym wietrze nie ma już
śladu. Zaskakująco szybko mija nam więc kolejna „setka”.
Zatrzymujemy
się u Państwa Sołdaczuk, w niezwykle miłym gospodarstwie agroturystycznym, tuż
za Budziszem. To chyba najprzyjemniejsza z naszych kwater.
Kolano
boli mnie tak bardzo, że z trudem wchodzę po schodach – identycznie jak Przemek
w Inowłodzi, Madzia ratuje mnie swoją maścią. Magda wypija z nami herbatę i
rusza w dalszą drogę – rowerem do Starego Pola, a stamtąd pociągiem do Gdańska.
Prognozy
pogody są fatalne, wygląda na to, że cały ostatni etap przejedziemy w deszczu.
22.09.2008,
Budzisz – Krynica Morska, 87 km (łącznie: 816 km)
Śpię kiepsko, bolą mnie ręce, wciąż mam
wrażenie, że są stale ścierpnięte – to od opierania się o kierownicę. Chyba jadę w niezbyt właściwej pozycji.
Prognozy
pogody nie sprawdzają się, nie pada aż do Krynicy Morskiej, lecz słońca
oczywiście nie widzimy. Natomiast robi się nieco cieplej, po raz pierwszy od
startu zdejmuję wiatrówkę i przez kilkanaście kilometrów gnam w samej koszuli.
W
Gronowie żegnamy Madzię, a spotykamy Tomka, który wyjechał nam naprzeciw. W
naszym kierunku zmierza też „Komitet Powitalny” w składzie: Dorota i Oskar,
jednak pociąg, którym wiozą rowery spóźnia się tak bardzo, że dogonią nas
dopiero na mecie.
Fruniemy
z wiatrem w plecy przez Żuławy Wiślane do Sztutowa, gdzie skręcamy na wschód.
Około godziny 14.00 wjeżdżamy do Krynicy Morskiej, zaczyna padać deszcz... Aż
trudno uwierzyć, że cała ta droga przechodzi już do historii. Tradycyjnie
„pstrykamy” sobie zdjęcia pod remizą i postanawiamy, że pojedziemy jeszcze
dalej – do granicy w Piaskach.
22.09.2008 - Suplement,
Krynica Morska – Piaski (granica państwa) – Krynica Morska, 36 km (łącznie: 852
km)
Szlaban zatrzymuje nas tuż po godz. 16.00,
licznik pokazuje 834 km od Krynicy Zdrój, nie mamy wyboru, stąd można już tylko
jechać z powrotem. Zaglądamy jeszcze nad Bałtyk i wracamy na kwaterę, gdzie
oprócz Doroty i Oskara czekają na nas jeszcze Marek i Michał – godna
reprezentacja gdańskiej grupy Ride With
Me.
Ręce ścierpnięte do bólu przez całą noc nie
pozwalają mi spokojnie spać.
23.09.2008 - Epilog,
Krynica Morska – Gdańsk, 66 km (łącznie: 918 km)
Pędzimy
przez Mierzeję Wiślaną, kropi ale to drobiazg.
Na promie w Świbnie ktoś
pyta nas czy jedziemy z Krynicy, odpowiadamy zgodnie z prawdą, że owszem – nie
wyjaśniając, iż z tej w Beskidach.
Tuż
przed Gdańskiem wyjeżdżamy na E77, niestety nie pamiętam bocznych dróg, którymi
można ominąć tę ruchliwą trasę.
Śmierć
ociera się po kolei o Mariusza, mnie i Przemka. Ma postać rozpędzonego TIR’a,
który wyprzedza nas w odległości dwudziestu centymetrów...
Na
Długim Targu, pod pomnikiem Neptuna, młoda dziewczyna pyta skąd przyjechaliśmy.
Tym razem odpowiadam precyzyjnie. Częstuje nas jeszcze ciepłymi drożdżówkami z
budyniem czekoladowym. Są pyszne! Dziękujemy!
Mariusz
z wrażenia „łapie gumę”... Tak, właśnie tutaj – na Starym Mieście w Gdańsku. To
pierwsza awaria na naszej trasie, skoro nie mogła nas ominąć, to wybrała
najlepsze miejsce. Idziemy na dworzec, żegnamy się, jadę do Magdy.
Z
przyzwyczajenia sprawdzam prognozę pogody – chmury, które nadciągnęły nad
Polskę w przeddzień naszego startu, jutro mają definitywnie odpłynąć. Wraca
słońce, nadchodzi ciepła, złota jesień.
A ja nie żałuję tej drogi
pod chmurami, w chłodzie, wietrze i deszczu. To była bardzo dobra droga!
Dziękuję Wam – Magdo, Madziu, Przemku i Mariuszu.
UCZESTNICY:
- Magdalena Chełmicka
- Mariusz Rogoziński
- Kuba Terakowski
- Przemysław Wosik
- Magdalena Zielony
ZDJĘCIA:
RELACJE:
TRASA:
Krynica Zdrój - Berest - Florynka - Kąclowa - Grybów - Wilczyska - Bobowa - Bruśnik - Jastrzębia - Słona - Zakliczyn - Roztoka - Olszyny - Wielka Wieś - Wojnicz - Łętowice - Wierzchosławice - Niwka - Radłów - Zdrochec - Przybysławice - Pasieka Otfinowska - Otfinów - Janiszowice - Siedliszowice - Okręg - Ujście Jezuickie - Opatowiec - Ksany - Koniecmosty - Jurków - Chroberz - Młodzawy - Pińczów - Skowronno Dolne - Sobowice - Imielno - Wygoda - Kotlice - Mokrsko - Sobków - Sokołów - Brzegi - Żerniki - Chojny - Mosty - Polichno - Bławatków - Łosienek - Korczyn - Dobrzeszów - Nowek - Gruszka - Mularzów - Plenna - Sielpia Wielka - Gatniki - Dziebałtów - Dęba - Koliszowy - Przybyszowy - Bedlno - Trzemoszna - Sobień - Białaczów - Miedzna - Żelazowice - Radwan - Januszewice - Gawrony - Brzustówek - Ziębów - Modrzew - Kraśnica - Dęborzeczka - Inowłódź - Zakościele - Królowa Wola - Wielka Wola - Czerniewice - Paulinów - Radwanka - Lucjanów - Feliksów - Budki Łochowskie - Głuchów - Celigów - Reczul - Byczki - Godzianów - Płyćwia - Maków - Sielce Lewe - Parma - Placencja - Zielkowice - Łowicz - Sierżniki - Chąśno - Skowroda - Towarzystwo - Niedzieliska - Zamiary - Szkarada - Czyżew - Topólno - Gąbin - Zofiówka - Koszelówka - Wincentów - Grabina - Nowe Ciechomice - Góry - Płock - Imielnica - Nowe Boryszewo - Nowe Trzepowo - Kruszczewo - Proboszczewice - Golejewo - Gozdowo - Antoniewo - Kurówko - Kręćkowo - Nowe Piastowo - Piaski - Sierpc - Borowo - Stopin - Mierzęcin - Zambrzyca - Skrwilno - Okalewo - Zofiewo - Świedziebnia - Sobiesierzno - Gortatowo - Szczuka - Podgórz - Brodnica - Karbowo - Żmijewko - Zbiczno - Ciche - Łąkorek - Łąkorz - Bielice - Piotrowice Duże - Trupel - Jędrychowo - Jakubowo Kisielickie - Krzywiec - Czerwona Woda - Emilianowo - Susz - Różnowo - Kamieniec - Stary Dzierzgoń - Stare Miasto - Dzierzgoń - Bruk - Budzisz - Jasna - Zwierzno - Różany - Gronowo Elbląskie - Jegłownik - Wikrowo - Bielnik Drugi - Kępki - Nowinki - Marzęcino - Tujsk - Rybina - Groszkowo - Łaszka - Sztutowo - Kąty Rybackie - Skowronki - Krynica Morska
KWATERY:
Roztoka
11, tel. 662 614195, **
Pińczów, ul. Podemłynie 18, tel. 506 633857, **
Sielpia, ELJOT - ul. Staszica 13,
tel. 602 339007, ***
Inowłódź,
Nowy Dwór - Zakościele 67, tel. 608
636712, ***
Łowicz, ANETA - ul. Powstańców 12,
tel. 046 8370448, *
Płock,
Róża - ul. Wiśniowa 11, tel. 608
203022, *
Brodnica, ul. Pomorska 17, tel. 501 665912, **
Budzisz 1, tel. 691 740330, ***
Krynica
Morska, ul. Nafciarzy 12, tel. 503622736, ***
Subiektywna skala oceny jakości kwater:
* -
ujdzie
** -
przyzwoita
*** - zacna
Powyższy tekst został opublikowany w miesięczniku
"Rowertour" nr 12/2008.